Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard

- Saro - oznajmił - chciałbym, żebyś poznała Mazie Kamigami. - Kobiety wymieniły pozdrowienia. - Podobno zgłosiło się tylko czworo pilotów... - Waters podała mu krótką listę. Odczytał ją i podał ją swojej towarzyszce. - Niedobrze. Liczyłem na większy oddźwięk. Chciałbym, żeby piloci usłyszeli, co Mazie ma do powiedzenia. - Cóż, sir, w ten weekend przypada SZJ i wszyscy piloci są w dywizjonie, poza dwoma - odpowiedziała Waters. - Łatwo będzie zwołać odprawę, dajmy na to na dziewiątą trzydzieści. - Matt polecił jej to zrobić. - Co to jest SZJ? - spytała Mazie. - Szkoleniowy Zjazd Jednostki - wyjaśniła Sara. - Odbywa się raz na miesiąc. - Kamigami kiwnęła z podziękowaniem głową i zadała jeszcze kilka pytań na temat rezerwy. Waters poczuła, że dobrze jej się rozmawia z tą młodą kobietą i że można jej ufać. - Do odprawy zostało jeszcze parę minut, może chciałaby pani obejrzeć dywizjon? - zaproponowała. - Czy to prawda, że macie tu samych Tomów Cruise'ów? - zagadnęła w odpowiedzi Kamigami. - Niezupełnie - przyznała. Sara, zabierając ją na krótki obchód. Mazie była wręcz zaszokowana przeciętnym wyglądem pilotów. - Większość z nich to piloci cywilnych linii lotniczych - wyjaśniła Sara. - Szczerze mówiąc, zawiodłam się - oznajmiła Mazie. - Pan pułkownik namalował mi ich w trochę przesadnych barwach. Spodziewałam się pięknych zębów i zawadiackich uśmiechów... - Hmm, widzi pani, teraz to oni wydają się całkiem normalni. Ot, zwykli, rozsądni ludzie. Ale niech się pani nie da zwieść. Kiedy wsiadają do „Świń", coś 110 się z nimi dzieje. Nie umiem tego wytłumaczyć, ale... po prostu zmieniają się. -Mazie zapamiętała te słowa i od tej pory patrzyła na pilotów innym okiem. Podążyła za panią kapitan do sali odpraw, zastanawiając się, co powinna powiedzieć. Kiedy Pontowski ją przedstawił, podeszła do mównicy i stanęła obok niej, żeby było ją dobrze widać. W tylnym rzędzie zauważyła pilota kobietę pośród trzech mężczyzn. To byli jedyni, jak dotąd, ochotnicy. Na ekranie za plecami Mazie wyświetlono okazałą mapę Chin. Kamigami wskazała na dolinę Rzeki Perłowej i zaczęła mówić: - Wszyscy państwo słyszeliście o tym, co się dzieje w Chinach, i wiecie, że pułkownik szuka ochotników do czegoś w rodzaju nowych „Latających Tygrysów". Myślę, że mogłabym opisać wam w propagandowym żargonie, jak to jedni są „dobrzy", a drudzy „źli" i trzeba ich pokonać. Nie sądzę jednak, żeby na wiele się to zdało. Właściwie to taka mała, wredna wojna w dolinie Rzeki Perłowej. Można by ją chyba, choć z trudem, nazwać wojną domową. A każdy wie, że mieszanie się trzeciej strony do wojny domowej jest bardzo głupie i z reguły źle się kończy. Zamiast jednak opisywać po kolei, co się tam dzieje, pokażę wam parę slajdów. Zostały one zrobione przed, w trakcie i po bitwie, która miała miejsce o, tutaj. - Pokazała na miasto Wuzhou leżące nad rzeką, w odległości dwustu kilometrów na zachód od Kantonu. - Według naszych obliczeń Ludowa Armia Wyzwolenia dziesięciokrotnie przewyższała liczebnością siły rebeliantów. Mimo tego bitwa trwała przez cały tydzień. Na ekranie pojawił się slajd pokazujący uśmiechniętych mężczyzn i kobiety trzymających broń. - Rebelianci to w większości chłopi uzbrojeni tylko w broń ręczną- zaczęła opisywać Mazie. - Większość tych zdjęć wykonał francuski fotograf, który był z nimi pod Wuzhou. - Mazie przerzucała w milczeniu, jeden po drugim, slajdy dokumentujące ciężkie walki. Często widać było na nich samotnego chłopaka czy dziewczynę atakującego koktajlem Mołotowa czołg lub stanowisko cekaemu. - Ostatnie zdjęcia udostępniła nam uprzejmie Ludowa Armia Wyzwolenia. Mówią same za siebie. - Jakość fotografii zmieniła się - były teraz ziarniste i źle wywołane. Pokazywały zwycięstwo sił Pekinu w końcowej fazie „bitwy". Żołnierze LAW palili domy, łupili i pędzili cywilów. Ostatnia seria pokazywała, jak kilkuset pojmanych rebeliantów kopie olbrzymi dół, jak stoją nad jego krawędzią, rozstrzeliwani przez żołnierzy. Na ostatnim slajdzie dół był pełen ciał. Wreszcie pojedyncza fotografia przedstawiała okrutną scenę: ciężarna kobieta leżała na plecach, a stojący nad nią żołnierz wbijał jej bagnet w brzuch. Twarz nieszczęsnej ofiary była wykrzywiona potwornym bólem. Ściskała dłońmi ostry bagnet w daremnym odruchu ochrony swojego nie narodzonego dziecka, podczas gdy żołdak opierał się całą siłą na kolbie karabinu. Ekran zgasł. - Mam tylko jedno pytanie - odezwała się Mazie. - Czego brakowało na tych wszystkich zdjęciach? Smarkula nie wahała się. Odezwała się na całą salę złowieszczym tonem: - Lotnictwa rebeliantów! Frank Hester podniósł się i wyszedł