Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard

Ridcully za każdym razem, kiedy tu przychodził, miał wrażenie, że coś nowego zrobiono przy... urządzeniu, maszynie myślącej czy co to tam było. Niektóre elementy pojawiały się z dnia na dzień. Niekiedy, jak twierdził Stibbons, sam HEX kreślił plany dodatkowych części, których potrzebował. Wszystko to budziło dreszcze – a kolejny dreszcz pojawił się teraz, gdy nadrektor zobaczył siedzącego przed machiną kwestora. Na chwilę zapomniał o kurzajkach. – Co tu robisz, stary przyjacielu? – zapytał. – Powinieneś teraz być w swoim pokoju i podskakiwać, żeby zrobić miejsce na wieczór. – Niech żyje różowy, szary i zielony – odparł kwestor. – Tego... Pomyśleliśmy, że HEX może... no, wie pan... może pomóc – wyjaśnił Myślak Stibbons, który lubił uważać siebie za uniwersytecki symbol normalności. – Z kłopotami kwestora. I że to będzie dla niego ładny strzeżeniowiedźmowy prezent. – Na bogów, kwestor nie ma żadnych kłopotów – oświadczył Ridcully. Pogładził uśmiechniętego bezmyślnie kolegę po głowie, jednocześnie mrucząc pod nosem: „Totalnie zwariowany”. – Umysł czasem mu błądzi, to wszystko. Powiedziałem, że UMYSŁ CZASEM BŁĄDZI, prawda? Trudno się dziwić, za dużo czasu spędza na dodawaniu liczb. Nie wychodzi na świeże powietrze. Powiedziałem, że NIE WYCHODZISZ NA ŚWIEŻE POWIETRZE, KOLEGO! – Myśleliśmy, że... no, może chciałby z kimś porozmawiać – tłumaczył Myślak. – Co? Co? Ależ ja z nim ciągle rozmawiam! Staram się jakoś go rozerwać. To ważne, żeby nie snuł się tak dookoła. – Ehm... No tak. Oczywiście – zgodził się dyplomatycznie Myślak. Pamiętał jeszcze kwestora jako człowieka, którego pomysłem na świetną zabawę było jajko na miękko. – Dlatego, hm... może spróbujemy jeszcze raz, dobrze? Jest pan gotów, panie Dinwiddie? – Tak, dziękuję, tę zieloną z cynamonem, jeśli to nie kłopot. – Nie rozumiem, jak może rozmawiać z maszyną – oznajmił ponuro Ridcully. – Przecież ona nie ma uszu. – Tego... no... właściwie to zrobiliśmy jej jedno ucho – odparł Myślak. – O, to... – Wskazał duży bęben w labiryncie rurek. – Czy to nie trąbka starego Windle’a Poonsa tam sterczy z boku? – spytał podejrzliwie Ridcully. – Tak, panie nadrektorze. – Myślak odchrząknął. – Głos, widzi pan, rozchodzi się jako fale... Urwał. Magiczne przeczucia wezbrały w jego umyśle. Wiedział, po prostu wiedział, że nadrektor uzna, iż mówi o morzu. Nastąpi jedno z tych ogromnych, bezdennych nieporozumień, które zawsze miały miejsce, gdy ktoś usiłował coś nadrektorowi wytłumaczyć. Takie słowa jak „fala”, a prawdopodobnie również „lody” i „piasek”, były tylko... – To działa poprzez magię, panie nadrektorze – wyjaśnił, kapitulując. – Aha. No tak. – Ridcully wydawał się trochę rozczarowany. – Czyli bez żadnych komplikacji ze sprężynami, kółkami zębatymi, rurami i całą resztą? – Zgadza się. Czysta magia. Oczywiście, magia dostatecznie zaawansowana. – To rozumiem. A co to robi? – HEX może słyszeć, co pan mówi, panie nadrektorze. – Interesujące. Oszczędza człowiekowi tego dziurkowania kartoników i walenia w klawisze, co przecież wy tu bez przerwy robicie, chłopcy. – Proszę obserwować, panie nadrektorze... W porządku, Adrian, zainicjalizuj WWD. – A jak to się robi? – zapytał z tyłu Ridcully. – Eee... To znaczy, że ma pociągnąć tę wielką, ważną dźwignię – wyjaśnił niechętnie Myślak. – Aha. Szybciej się wymawia. Myślak westchnął. – Tak, rzeczywiście, panie nadrektorze. Skinął na jednego ze studentów, który pociągnął dużą czerwoną dźwignię oznaczoną karteczką „Nie ciągnąć”. Gdzieś we wnętrzu HEX-a zakręciły się koła zębate. W mrówczych farmach otworzyły się maleńkie klapki i miliony mrówek ruszyły szklanymi rurkami. Myślak stuknął w dużą drewnianą klawiaturę. – Pojęcia nie mam, jak pamiętacie to wszystko – stwierdził Ridcully, przyglądając się operacjom z wyrazem, jak uznał Myślak, rozbawionego zainteresowania. – To w dużej mierze intuicyjne, panie nadrektorze – odparł. – Oczywiście na początku trzeba poświęcić sporo czasu na naukę. A teraz, panie kwestorze – dodał – gdyby zechciał pan coś powiedzieć... – Mówi, ŻEBYŚ COŚ POWIEDZIAŁ, KWEESTOORZEEE! – wrzasnął Ridcully w samo ucho kwestora. – Korkociąg? To problem, jak mawiała niania – oznajmił kwestor. Jakieś elementy zawirowały we wnętrzu HEX-a. W głębi pomieszczenia ciężko ruszyło przerobione koło wodne, całe pokryte pustymi ramami. A gęsie pióro w sieci sprężynek i dźwigni zaczęło pisać. +++ Dlaczego Sądzisz, Że Sprawiasz Kłopoty? +++ Kwestor wahał się przez chwilę. – Mam własną łyżeczkę, wiesz? – powiedział w końcu. +++ Opowiedz Mi O Swojej Łyżeczce +++ – Ehm... To mała łyżeczka... +++ Czy Twoja Łyżeczka Cię Niepokoi? +++ Kwestor zmarszczył czoło. A potem jakby zebrał siły. – Patrzcie, idzie Pan Galaretka! – zawołał, ale chyba nie włożył w to serca. +++Jak Dawno Jesteś Panem Galaretką? +++ Kwestor spojrzał na HEX-a z gniewem. – Kpisz sobie ze mnie? – zapytał. – Niesamowite! – westchnął Ridcully. – Zaskoczył go! Jest lepszy niż pigułki z suszonej żaby! Jak do tego doszliście? – No... – zawahał się Myślak. – Jakoś samo się zdarzyło... – Niesamowite – powtórzył nadrektor. Wytrząsnął popiół z fajki, stukając nią o obudowę HEX-a w miejscu, gdzie była nalepka „Mrowisko Inside”. Myślak skrzywił się nerwowo. – Czyli ta machina to coś w rodzaju wielkiego sztucznego mózgu? – Można sobie ją tak wyobrażać – przyznał ostrożnie Myślak. – Oczywiście HEX tak naprawdę nie myśli. Nie w ścisłym sensie. Tylko wydaje się, że myśli. – Aha. Jak dziekan. Czy można by umieścić taki mózg w głowie dziekana? – Waży dziesięć ton, panie nadrektorze. – Doprawdy? Hm... Zatem potrzebny byłby bardzo duży lewar... – Przerwał na chwilę, po czym sięgnął do kieszeni