Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard

Slnger — Możliwe Jest, że wszystko to razem zwaliło się na Jego głowę. [...] Obszarnicy nie lubili Wojtka, który wymyśla l kole. [...JPowstała w obozie arystokratycznym wielka wrzawa. Radziwiłł, Lubomlrskl, Tarnowski, Sapieha, książęta, hrabiowie l wielcy obszarnicy żądali głowy «radykała» Stplczyń- skiego. Nie pomogły tłumaczenia, że ten radykał nie jest szkodliwy, że nikt go nie słucha, że w sferach miarodajnych Jest tylko cieniem przeszłości358. Dopatrywano się też innych przyczyn upadku Stpiczyńskiego. Jak podawały komunikaty Komisariatu Rządu na m. st. Warszawę, „w kołach dziennikarskich" pojawiły się pogłoski, że Stpiczyńskiego pozbawiono redakcji „Głosu Prawdy" za nadużycia finansowe popełnione w czasie kampanii wyborczej w 1928 r. Miał rzekomo zdefraudować 130 tyś. zł pobranych z biura wyborczego BBWR359. Odsunięcie Stpiczyńskiego łączą niekiedy historycy z usuwaniem w cień w tym samym czasie polityków kojarzonych z lewicą sanacyjną. Trudno jednak powiedzieć, czy istniał jakiś związek między sprawą Stpiczyńskiego a na przykład odejściem Kazimierza Dłuskiego i Kazimierza Kierzkowskiego ze Związku Strzeleckiego360. Niewątpliwe było natomiast dążenie kierownictwa BBWR do ścisłego podporządkowania i zdyscyplinowania prasy sanacyjnej. Podobno zamierzano nawet zlikwidować wszystkie kojarzone z obozem rządzącym dzienniki („Głos Prawdy", „Epokę", „Polskę Zbrojną", „Kurier Poranny"). Ostatecznie zlikwidowano „Głos Prawdy" w październiku 1929 r., a także „Epokę" i zastąpiono je „Gazetą Polską" - - półoficjalnym organem obozu sanacyjnego do 1939 r.361 Trudno natomiast zweryfikować pogłoski o intrygach B. Miedzińskiego i I. Matuszewskiego, które miały rzekomo przyczynić się do odsunięcia Stpiczyriskiego362. Warto jednak zauważyć, że wraz z objęciem przez Miedzińskiego resortu poczt i telegrafów (I 1927) i odejściem Matuszewskiego do dyplomacji, piłsudczycy „miarodajni" — późniejsi „pułkownicy" utracili bezpośrednią kontrolę nad „Głosem Prawdy". Miedziński miał stać się niebawem czołową postacią prasy sanacyjnej, wybitną rolę odgrywać miał w niej także Matuszewski. Z punktu widzenia rozsądku politycznego atak Stpiczyńskiego na Meysztowicza był rzeczą zdumiewającą. Zapewne zdawał sobie przecież sprawę, że już wcześniej jego wystąpienia spotykały się z krytycznymi opiniami wśród samych piłsudczyków. M. Zyndram-Kościałkowski, a zatem polityk, którego można uznać za przedstawiciela sanacyjnej lewicy, rozmawiając wiosną 1927 r. z byłym ministrem rolnictwa A. Raczyriskim niezwykle ostro ustosunkował się do ataków Stpiczyńskiego na kościół i ziemiaństwo, nazywając go nawet „największym szkodnikiem dla Marszałka"363. Podobnie myśleli zapewne i inni politycy piłsudczykowscy. Odnosi się wrażenie, że albo Stpiczyński uwierzył we własne stwierdzenia i uznał dymisję Meysztowicza za triumf „radykałów" nad konserwatystami, albo zlekceważył znaczenie polityczne konserwatystów w obozie pomajowym. Wydaje się, że na pozór niezrozumiały akt politycznej nierozwagi Stpiczyriskiego znajduje jednak uzasadnienie psychologiczne. Podobnie jak w przypadku bojowych artykułów z pierwszych miesięcy po przewrocie, mógł być to wyraz politycznej frustracji i rozczarowania. Z sojuszem piłsudczyków ze sferami gospodarczymi i środowiskami zachowawczymi Stpiczyński bowiem się nie pogodził. Skarcony za ataki na ziemiaristwo w końcu 1928 r. dał także świadectwo swej niepokory, tak charakterystycznej dla jego osobowości. 146 J Antykonserwatywnym i antyziemiańskim wystąpieniem Stpiczyń-skiego brakowało jednak tak szlachetnej wymowy, jaką mogła mieć na przykład krytyka antydemokratycznego kursu rządów pomajowych i ich stosunku do opozycji. Jednak Stpiczyński udzielał wcześniej poparcia najbardziej kontrowersyjnym posunięciom władz, nawet jeśli było to sprzeczne z głoszonymi przez niego przed majem poglądami364. Charakterystyczne, że prasa opozycyjna zaczęła postrzegać „Głos Prawdy" jako organ zwolenników „silnej ręki" w obozie sanacyjnym, których niebawem zaczęto określać mianem „pułkowników"365. Nic tedy dziwnego, że socjaliści ocenili wystąpienia Stpiczyńskiego jako pseudolewi-cowe i pseudodemokratyczne, odcinając się od nich i wykorzystując zarazem sprawę we własnej grze politycznej z rządzącymi. Konflikt z kierownictwem własnego obozu nie był w stanie przywrócić Stpiczyń-skiemu zaufania środowisk postępowo-lewicowych. Natomiast dla kierownictwa BBWR sprawa Stpiczyńskiego była czymś więcej niż jeszcze jednym wybrykiem publicysty, uważanego za politycznego skandalistę. Stpiczyński tym razem naruszył istotne interesy obozu rządzącego. Po pierwsze faktycznie, choć mimowolnie, podważył autorytet Marszałka, sugerując, że otaczał się on postaciami wątpliwej wartości i nie miał wpływu na kluczowe, z punktu widzenia interesu państwa, decyzje. Po drugie, jego wystąpienia zagroziły rozłamem w obozie rządzącym i skompromitowały go w oczach opozycji. Zaostrzanie wewnętrznych konfliktów wydawało się szczególnie nieodpowiedzialne w obliczu nasilania się walki politycznej z konsolidującą się i przechodzącą do ofensywy opozycją centrolewicową. Już w lutym 1929 r. doszło do konfliktu z sejmem w sprawie zarzutów wobec ministra G. Czechowicza, a w kwietniu powstał gabinet K. Świtalskiego, znany jako pierwszy rząd „pułkowników", symbolizujący zmierzch „liberalnego" okresu rządów pomajowych. Decyzję o odsunięciu redaktora „Głosu Prawdy" podjął prawdopodobnie sam prezes BBWR Walery Sławek, zresztą osobiście popierający konserwatystów366. W bezwzględny sposób usunięto w cień publicystę dla piłsudczyków zasłużonego, ale i nieobliczalnego