Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard

Udaremnił w zarodku spotkanie Eustachii z jej dawnym kochankiem. Nie przewidział jednak, że jego wystąpienie nie ukróci dążeń Wildeve'a, tylko skieruje je na inne tory. Clym nie mógł go uważać za miłego gościa, zwłaszcza po grze o gwinee, jednak złożenie wizyty krewnemu żony jest rzeczą naturalną, a on za wszelką cenę musi zobaczyć Eustachię. Należało wybrać godzinę nie tak niestosowną jak dziesiąta wieczór. “Skoro niebezpieczeństwo zagraża wieczorem, pójdę za dnia” — postanowił. Tymczasem Venn opuścił wrzosowisko i udał się do pani Yeobright, z którą pozostawał w przyjaznych stosunkach, odkąd się dowiedziała, jak opatrznościową rolę odegrał w restytuowaniu rodzinnych gwinei. Zdziwiła ją późna pora odwiedzin, ale przyjęła wieczornego gościa. Opisał jej szczegółowo nieszczęście Clyma i warunki, w jakich żyje, a mówiąc o Tomasinie, delikatnie wspomniał o malującym się na jej twarzy smutku. — Proszę mi wierzyć — zapewniał — że nie mogłaby pani uczynić nic lepszego dla obojga, niż pójść tam i czuć się jak u siebie, nawet gdyby na początku były jakieś kwasy. — Oboje... ona i mój syn... zawarli małżeństwa wbrew mej woli, dlatego też nie interesują mnie ich domy. Sami są sprawcami swoich kłopotów. — Pani Yeobright starała się mówić surowo, ale opowiadanie o chorobie syna wzruszyło ją bardziej, niż chciała to okazać. — Pani odwiedziny mogłyby naprostować ścieżki Wildeve'a i zapobiec nieszczęściu na krańcu wrzosowiska. * Strafford (1593—1641), tytuł lorda Thomasa Wentwortha, polityka angielskiego, pierwszego ministra Karola I, który został oskarżony o zdradę i stracony. ** Charles Lynch (1753—1796), plantator i sędzia pokoju w Wirginii. 191— Co to znaczy? — Widziałem tam dzisiaj coś, co mi się wcale nie podobało. Wolałbym, żeby dom pana Wildeve'a leżał o sto, a nie o cztery czy pięć mil od domu pani syna. — A więc był w zmowie z żoną mego syna, kiedy wystawił do wiatru Tomasinę! — Miejmy nadzieję, że teraz nie ma żadnej zmowy. — I te nadzieje pewno okażą się płonne! O dymie! O Tomasino! — Na razie jeszcze nic złego się nie stało. Przekonałem pana Wildeve'a, że ma pilnować własnych interesów. — Jak? — O, nie słowami! Z pomocą planu, który nazywam systemem podjazdowym. — Mam nadzieję, że się panu powiedzie. — Tak, o ile pani mi pomoże. Proszę odwiedzić syna i pogodzić się z nim. Wtedy będzie pani mogła spojrzeć na to własnymi oczami. — No więc, skoro już do tego doszło — powiedziała ze smutkiem pani Yeobright — przyznam się panu, że myślałam o pójściu do nich. Byłabym o wiele szczęśliwsza, gdybyśmy się pogodzili. Nie zmieni się faktu samego małżeństwa, ale moje życie może się wkrótce skończyć, a chciałabym umierać w pokoju. To mój jedyny syn, skoro jednak synowie z takiej są ulepieni gliny, nie żałuję, że nie mam drugiego. Co do Tomasiny, nigdy po niej wiele nie oczekiwałam, więc nie sprawiła mi zawodu. Jej już dawno przebaczyłam, a jemu teraz przebaczam. Pójdę. Równocześnie z tą rozmową w Blooms-End, inna rozmowa na ten sam temat toczyła się w Alderworth. Clym przez cały dzień zachowywał się tak, jak gdyby był zbyt przejęty własnymi myślami, żeby zwracać uwagę na otaczający go świat, a teraz jego słowa wyjawiły, co leży mu na sercu. Wkrótce po tajemniczym pukaniu poruszył ten temat. — Od chwili gdy wyszedłem dziś z domu, Eustachio, rozmyślam nad tym, że trzeba coś zrobić, aby przestał istnieć ten straszny rozłam między mną a moją kochaną matką. Okropnie się tym dręczę. — A co proponujesz? — zapytała Eustachia w zamyśleniu, nie mogąc się otrząsnąć z wrażenia, jakie zrobiły na niej ostatnie starania Wildeve'a, żeby się z nią zobaczyć. — Wydaje mi się, że niewiele cię interesuje moja propozycja, ważna czy mniej ważna — powiedział Clym dość gorąco. — Mylisz się — odparła, ożywiając się na tę wymówkę. — Tylko jestem zamyślona. — O czym tak myślisz? — Trochę o tej ćmie, która pali się na knocie świecy — mówiła z wolna. — Ale chyba wiesz, że zawsze interesuję się tym, co mówisz. — No dobrze, kochana. A więc myślę, że muszę ją odwiedzić... — Serdecznym tonem ciągnął dalej: — Nie duma przeszkadza mi to zrobić, powstrzymywała mnie dotąd tylko obawa, że mógłbym ją zirytować. Ale trzeba z tym skończyć. To źle, że godzę się na taki stan. 192 — Dlaczego robisz sobie wyrzuty? — Ona się starzeje, żyje samotnie, a ja jestem jej jedynym synem. — Ma Tomasinę. — Tomasina nie jest jej córką, a nawet gdyby była, toby mnie nie usprawiedliwiało. Ale nie o to chodzi. Zdecydowałem się pójść do niej i chcę tylko zapytać ciebie, czy zrobisz, co w twojej mocy, żeby mi dopomóc... to znaczy, zapomnieć o przeszłości, a jeśli ona wyciągnie rękę do zgody, wyjść jej w pół drogi i zaprosić do nas albo przyjąć jej zaproszenie? W pierwszej chwili Eustachia zacisnęła wargi, jakby za nic na świecie nie chciała zrobić tego, co zaproponował. Po chwili zastanowienia linia jej ust złagodniała, chociaż nie aż tak, jak mogłaby złagodnieć. — Nie będę ci w tym przeszkadzać — powiedziała — ale po tym, co zaszło, nie możesz ode mnie żądać, żebym pierwsza wyciągnęła rękę. — Nigdy mi wyraźnie nie powiedziałaś, co między wami zaszło