Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard

— Mam tu zapis konferencji prasowej. Chcesz, żebym załadowała dyskietkę? — Nie, obejrzę sobie w domu. W ramach rozrywki. Udało ci się to zobaczyć? — Tak. Cały czas robili uniki, ale w końcu Nadine ich przygwoździła pytaniem o procedurę operacyjną. Zapytała, dlaczego weszli do budynku, nie wiedząc, czy podejrzany w ogóle jest na miejscu. Jacoby zaczął ściemniać coś na temat tajemnicy służbowej i próbował się wymigać hasłem „bez komentarza”. Wtedy Nadine stwierdziła, że podejrzany, znany profesjonalny morderca, wymknął im się z rąk i nadal przebywa na wolności, choć FBI przeprowadziło tak kosztowną akcję, i zapytała dlaczego, ich zdaniem, tak się stało, — Poczciwa stara Nadine. — Tak, była doskonała. Zapytała bardzo grzecznie, powiedziałabym nawet, że ze współczuciem w głosie. Zanim Jacoby się pozbierał, dziennikarze podchwycili temat i w tym momencie rozpętała się burza. Zakończyli konferencję na dziesięć minut przed czasem. — Media jeden, federalni zero. — Poniżej zera, ale przecież nie wypada winić całego Biura za głupotę dwojga agentów. — Może i nie, ale mnie się to podoba. — Eye obejrzała się, kiedy do sali wpadł Feeney. Szczerzył zęby w czymś, co od biedy mogło uchodzić za uśmiech, i machał do niej dyskietką. — Mam tu coś dla ciebie. — Prawie śpiewał. — Informacje pierwsza klasa. Niech no tylko federalni jeszcze raz spróbują wejść na nasze podwórko! Agent specjalny Stowe znała jedną z ofiar. Osobiście. — Jakim cudem? — Razem studiowały. Były w tej samej grupie, należały do tych samych klubów. Co więcej, przez trzy miesiące razem mieszkały, zanim ofiara wyjechała za granicę. — Przyjaźniły się? Jak to się stało, że nie znalazłam wzmianki o tym w żadnym profilu? — Stowe nie przyznała się, że coś ją łączyło z ofiarą. Zataiła informację. Eye poczuła, że ma w ręce nową broń. Dopiero po chwili zaczęła się zastanawiać. Obejrzała dyskietkę, którą Feeney jaladowywał właśnie do komputera. — Skąd to masz? Wiedział, że o to zapyta, więc na wszelki wypadek przekopiował dane na dyskietkę pochodzącą z zapasów służbowych. — Anonimowe źródło. Zmrużyła oczy. Roarke. - Nagle znalazłeś jakiegoś informatora, który ma dostęp do ściśle tajnych dokumentów dotyczących agentów federalnych i akt FBI? — Na to wygląda — odparł radośnie. — Sam ciągle nie mogę w to uwierzyć. Ta dyskietka nagle pojawiła się na moim biurku. Mamy prawo korzystać z informacji pochodzących z anonimowych źródeł. Z tego, co wiem, w FBI są przecieki. Mogła się kłócić, mogła naciskać, ale przecież nawet gdyby wiedział, że dyskietkę podrzucił Roarke, Feeney i tak nigdy by się do tego nie przyznał. — Rzućmy okiem. Spóźniłeś się — przywitała wchodzącego McNaba. — Przepraszam, pani porucznik, coś mnie zatrzymało. — Przeszedł przez pomieszczenie i usiadł na krześle, ostentacyjnie ignorując obecność Peabody. Ta równie ostentacyjnie zlekceważyła jego wejście. W efekcie temperatura w sali wyraźnie opadła, a atmosfera zrobiła się raczej nieprzyjemna. Eye i Feeney wymienili zbolałe spojrzenia. — Na stole przed tobą leży kopia uaktualnionego raportu. Mamy jeszcze jeden pseudonim, pod jakim ukrywa się Yost. - Wskazała dłonią tablicę, na której wisiały zdjęcia Yosta w różnych przebramach, podpisane różnymi nazwiskami. Obok nich przypięto zdjęcia i nazwiska jego ofiar, miejsca, w których dokonał zbrodni, i dowody rzeczowe znalezione przy ofiarach. — Sprawdziłam te informacje — mówiła dalej. — Komputer, wyświetl na ekranie dane: Roles, Martin K. Zwróćcie uwagę, jak starannie buduje swoje altr ego. Ma komplet dokumentów, linie kredytowe, stały pobyt, choć adres jest fałszywy. Pod tym nazwiskiem płaci podatki, dba o zdrowie i podróżuje za granicę. Ma nawet paszport. Oczywiście pod innymi pseudonimami też jest aktywny, ale z tego, co wiem, z żadnego innego nazwiska nie korzysta tak często. Moim zdaniem, właśnie pod tym nazwiskiem zamierza przejść na emeryturę. To jedyne czyste, niczym niezszargane dane personalne. Nie jest nigdzie notowany, żadna agencja, nawet CompuGuard, nic na niego nie ma. — Yost to zdolny haker. Mógł podrasować dane każdej agencji — wtrącił McNab. — Zgoda. Nie wie, że skojarzyliśmy z nim to nazwisko. Na tym się skupimy i postaramy się, żeby w naszych oficjalnych aktach nie było o nim żadnej wzmianki. W tej sprawie porozumiewamy się na trzecim poziome zabezpieczeń