Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard

I czy wiesz, kiedy powiedzieliśmy, że się wynosimy, to miała łzy w oczach? Łzy łzami, a w tym, co nastąpiło, była cała Sally. W kilka już dni po rozmowie zakomunikowała, że w pobliskim miasteczku Los Gatos ma już mieszkanie, do którego przenosi się w dniu naszego wyjazdu. Minęło jeszcze parę dni, a do naszego studio zapukała rozłożysta dama, spoza której widniał koczek Szarej Myszy. Dama, wpilotowana przez wzdętą z zadowolenia Sally, zaprezentowała się, że jest żoną lotnika, że sama umyśliła zacząć terminowanie w pisarstwie i że z tej okazji, a takoż przede wszystkim z racji naszego wyjazdu - dodała spiesznie zerknąwszy na dającą znaki Sally - robi u siebie wieczór, na który zaprosiła kilku pisarzy. I jakiś emerytowany admirał ma być na dodatek. 217 216 Królik, zaanimowany tym admirałem zwłaszcza, przede wszystkim wyrzekł sakramentalną formułkę - że nie ma się w co ubrać, po czym wsadził nos w książkę pt. Every-day Etiguette napisaną przez Amy Yanderbilt z młlioner-skiej dynastii. Patrząc na drzewo genealogiczne zapoczątkowane przez starego Commodore Corneliusa Yanderbilta, przewoźnika promu, widzimy, jak w trzecim pokoleniu tej dynastii poczynają się fumy sportowe, a w czwartym i dziennikarskie. No, a ta Amy Yanderbilt jest "największym autorytetem Ameryki w sprawach etykiety", jak zapewnia wydawca "Bantam Books". Królik, szukający odpowiedzi na pytanie "z rękawami czy bez rękawów", nagle podsuwa mi z triumfem książkę. Jakaś Mrs J. L. Memphis, Tennessee (książka jest zbiorem odpowiedzi dawanych przez autorkę w prasie) zapytuje: "Mąż mój, jeśli idziemy gdzie na przyjęcie, już od progu mnie porzuca i już go nie Widzę, aż do chwili kiedy wychodzimy. Czy to jest właściwe?" "Nie - odpowiada energicznie Miss Amy - najzupełniej niewłaściwe. Mąż musi dotrzymywać towarzystwa żonie, demonstrować swoje nią zainteresowanie, zachowywać się tak, jak zachowywał się w czasach narzeczeństwa." Królik jest zachwycony. Że też nigdy nie dopatrzę jej lektury! Mam kuzyna, który jest ćwierć wieku po ślubie, a nie pozwolił swej żonie, matce magistra filozofii, czytać Kluczy Piotrowych Peyrefitte'a. To mi dopiero baczność mężowska! A ten Królik wiecznie się czegoś nachwyta. Biorę, bardzo niezadowolony, książkę do ręki i dowiaduję się z przedmowy, że "przeżywamy rewolucję socjalną, w której maniery się zmieniają, ale ich wewnętrzny sens pozostaje niezmienny". Istotnie, tak by się zdawało, sądząc z ostrzeżeń, że "aczkolwiek pięknie jest, gdy młodsza kobieta unosi się na powitanie starszej, nale.ży uważać, aby tym tej starszej przez to nie urazić". Przed dwoma wiekami, kiedy karoce szambelanowej i kasztelanowej zetknęły się na Koziej i żadna nie chciała zawrócić, aż posłano po rozstrzygnięcie do króla, który kazał, aby młodsza ustąpiła, i obie naraz kazały zawracać - były widać te same kłopoty, przed którymi ostrzega, mi- mo "rewolucji socjalnej" Miss Amy. "Ewig weibliches" jest nie do ugryzienia przez żadne rewolucje. Należy zachwiać autorytet "wyroczni etykiety", bo życia nie będę miał z tym Królikiem. Łapię ustęp o jedzeniu spaghetti: • "Włoski alficionado, amator, zna jeden tylko elegancki sposób jedzenia spaghetti - to znaczy bierze w lewą rękę łyżkę do zupy, nabiera spaghetti na widelec i opiera go o łyżkę. Teraz obraca widelcem nawijając spaghetti." No, to jest właśnie mój sposób, którym z grandezzą się popisywałem, nim mnie Królik nie pouczył, że u rodziców Lucy, arystokratycznej koleżanki naszej córki z "Beaty" w Szwajcarii, widziała, jak wytworne damy posiłkują się tylko widelcem, delikatnie otrząsają spaghetti, aż się obtrzą-chną.zbyt długie pasma ł wówczas widelec niosą do ust. - No to obtrząchaj - powiadam, jako że rozmowa miała miejsce w znanej restauracji w Rzymie (już zapomniałem jej nazwy), gdzie spaghetti nakładano szczerozłotymi sztućcami otrzymanymi od Mussoliniego za najdoskonalsze spaghetti