Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard

Był zamknięty na kłódkę, ale drzwi były tak stare, że udało mi się je otworzyć na tyle, że powstała szczelina. W środku dostrzegłem niebieskiego Chryslera, do którego usiłowano cię wepchnąć przed amerykańską ambasadą. - Jesteś tego pewien? - Te same numery rejestracyjne. - Dobra robota. Przyda mi się ta informacja. Po odłożeniu słuchawki Tweed powiedział Buchananowi, że jest coś, o czym powinien wiedzieć i opisał nieudaną próbę porwania go przed ambasadą amerykańską i odkrycie Butlera w Irongates. Wyraz twarzy Buchanana wyraźnie się rozluźnił. - Teraz mam przynajmniej coś, czego mogę się uchwycić. Porwanie lub nawet jego próba to poważne przestępstwo. Jeśli się zgodzisz, Tweed, wykorzystam Newmana i Butlera jako świadków. - Zgadzam się - powiedział Tweed. - Czy możemy to tak zorganizować, żeby nie wypłynęła nazwa SIS? - zapytał Marler, opierający się jak zwykle o ścianę. - Newman będzie doskonałym świadkiem - zauważył Buchanan. - Jest powszechnie znanym zagranicznym korespondentem, a Butler pracuje dla General & Cumbria Insurance, w którym Tweed jest naczelnym inspektorem dochodzeniowym. Specjalnością Tweeda jest ubezpieczanie wybitnych osobistości na wypadek porwania. Bez trudu można powiązać te dwie sprawy. - Czy wiesz, dlaczego wczoraj zginął nasz premier? - zapytał niespodziewanie Tweed. - Nie mam pojęcia. - A ja chyba mam. W normalnych okolicznościach wiedzielibyśmy, kto zajmie jego miejsce, ale parlament i rząd wybrali kogoś neutralnego. Ktokolwiek zapłacił zamachowcowi za zabicie premiera, spodziewał się, że jego miejsce zajmie jego człowiek. - Sprytne zagranie - skomentował Buchanan. - Na marginesie, dziś rano Interpol skontaktował się ze mną w kwestii ewentualnej tożsamości zabójcy. Interpol powiedział mi, że używa pseudonimu Duch. Są pewni, że to on właśnie zabił tego Niemca Kellera i francuskiego ministra. Dali mi do zrozumienia, że Duch prawdopodobnie jest Anglikiem. - A co z Chryslerem? - zapytał Tweed. - Powiedziano ci przecież, żebyś odczepił się od Amerykanów. - Przygotuję nakaz rewizji na ten garaż w Irongates. Wyślę tam swoją ekipę dochodzeniową. Nie pozwolę się Amerykanom wodzić za nos. - Uważaj na siebie - ostrzegł go Tweed. - Robiłem tak przez całe życie - uspokoił go Buchanan, wziął od Moniki płaszcz i skierował się ku drzwiom. - Dziękuję za kawę. Monika robi najlepszą w Londynie. Trzymając dłoń na klamce, odwrócił się w stronę zebranych, Na jego twarzy pojawił się ironiczny uśmiech. - Nie starajcie się mnie naśladować, bo możecie wpakować się w poważne kłopoty. - No, znów zachowuje się tak jak za dawnych czasów - powiedziała Paula, kiedy Buchanan wyszedł z pokoju. - Na pewno pomogła mu kawa Moniki. - To nie o to chodzi - powiedział Tweed. - Po prostu daliśmy mu coś, czego mógł się uchwycić. Taka już jest natura policjanta. - Otrzymałem dziś rano telefon od Sharon Mandeville - oznajmił Newman. - Proszę proszę - powiedziała Paula. - Wyglądasz na bardzo zadowolonego z siebie. - Sharon chciałaby zjeść ze mną kolację jutro wieczorem. Nie mam pojęcia skąd dostała mój zastrzeżony numer telefonu. Zasugerowała "Santorini", tę nową restaurację nad Tamizą. - A ty, oczywiście, skwapliwie się zgodziłeś? - Doszedłem do wniosku, że może wyciągnę z niej jakieś informacje. - Oczywiście - przedrzeźniała go Paula. - Ta olśniewająca fotografia nie miała z tym, oczywiście, nic wspólnego. - Zastanawiam się - powiedział Tweed - co ona tutaj robi. Może postanowiła się tutaj osiedlić na stałe. - Z moich informacji wynika, że kupiła dwór w Dorset - wtrąciła się Monika. - To tylko potwierdza moją teorię - zauważył Tweed. - Chyba już będę się zbierał - powiedział Newman, wstając z krzesła. - Wrócę do domu i wezmę prysznic. Dziś wieczorem muszę być wypoczęty, biorąc pod uwagę moje spotkanie z Basilem Windermereem. -- Na pewno nie możesz się doczekać jutrzejszej kolacji z Sharon - nie dawała za wygraną Paula. - Kolacja w "Santorini będzie cię kosztowała fortunę. Ta znajomość może zrujnować twój budżet. - Żegnam się ze wszystkimi. Paula i tak nie dałaby mi dzisiaj spokoju -poskarżył się żartobliwym tonem Newman. W tym momencie otworzyły się drzwi i stanął w nich Butler, trzymając pod pachą kartonowe pudełko obwiązane różową wstążką. Podał pudełko Marlerowi. - Działa - powiedział. - Co działa? - zapytał Newman. - To. - Idę z tobą, Bob - podjął decyzję Marler. Wyszli razem, a Marler trzymał pudełko pod pachą. * Środek wielkiej sali konferencyjnej amerykańskiej ambasady zajmował okazały stół z mahoniu. U jego szczytu siedział Jake Ronstadt. Mimo że mierzył zaledwie sto sześćdziesiąt pięć centymetrów, jego osoba bez wątpienia dominowała w pomieszczeniu, w którym przebywało jeszcze ośmiu Amerykanów. Był mężczyzną o potężnej klatce piersiowej, ale zaskakująco chudych nogach i małych stopach. Machinalnie bawił się taflą kart, groźnym wzrokiem spoglądając na obecnych. - Biorąc pod uwagę tę kupę szmalu, którą dostajecie, powinniście się o wiele lepiej starać - warknął. -- Wszystko muszę za was robić sam. Widziałem się osobiście z gościem, który przekazał nam wiadomości o Strangewaysie. Chciał za informacje pięć tysięcy dolców. Teraz jest na dnie Tamizy. Rozumiecie, co mam na myśli? - Jasne, Jake - odpowiedzieli chórem zebrani. jake nie przerwał zabawy kartami, Nikt nigdy nie widział go grającego, choćby w pokera. Był to raczej zwyczaj, który wszedł mu w krew - znak rozpoznawczy gangstera. Mówił z akcentem z Nowego Jorku, powoli wymawiając wyrazy, jakby zwracał się do idiotów. Wszyscy jego podwładni mieli na sobie angielskie garnitury. Jedynie ich szef miał na sobie skórzaną kurtkę i takie same spodnie. - Charlie uważa, że operacja rozwija się zbyt wolno. - Kto to jest Charlie? - zapytał Waltz. - Wiesz co, Frank - powiedział po chwili milczenia Jake - coś mi się zdaje, że zadałeś cholernie niewłaściwe pytanie. Jak twoim zdaniem będzie ci się podobało na dnie Tamizy? - Przepraszam, Jake. - Waltz zaczął w wyraźny sposób trząść się ze strachu. -Popełniłem błąd. - Nie zatrudniam facetów, którzy popełniają błędy. Trzymaj jadaczkę na kłódkę