Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard

Natomiast, co chcę podkreślić, wyraziście skandował ów wewnętrzny, literacki, muzyczny rytm i puls swej prozy. A jest to cecha warsztatu już staroświeckiego, rzadko dziś zauważana, jeszcze rzadziej stosowana przez współczesnych twórców, cecha w swej staroświeckości piękna urodą zabytku, bo też i zabytkowej łaciny jako chwytu formalnie sięgająca. Osobnego foliału rozważań wymagałaby analiza obrazowości tego języka, zwłaszcza w warstwie gwarowej, co zresztą po części uczynił prof. Wieczorkiewicz. Dowcipna lapidarność określeń wynalazczych etymologicznie, tak chyba należałoby językiem uczonego określić zjawisko Wiecha i wiecha. To są przecież całe girlandy metafor! „...Wrócę z wojny, ślub się zrobi i wszystko będzie w korekt. Na razie jesteś wolna, ale pamiętaj, że jakbym się dowiedział w wojsku o tobie czegoś nie a propos, na polski urlop przyjadę, fiołków pod terni kochanemi oczkami nasadzą, morduchnę na ciemny mahoń przerobię, tak jakbym by} mężem przysięgłem..." Fiołki, mahoń, same przenośnie, a to właśnie jest typowością tejże mowy, obrazowej i komizmem podszytej. I to właśnie również Wiech zagęścił na potrzeby swych utworów, temu nadał intensywność stylistyczną większą niż w ustach żywych mieszkańców Starówki, Szmulek czy Woli. Swoiste kłamstwo sztuki stanowi o prawdzie wizji. Sprawozdawca tedy sądowy, onże antreprener teatralny i obrotny biznesmen stołeczny, z czasem dystyngowany posiadacz ekskluzywnej willi, a zarazem piewca i ulubieniec dzielnic tyle brutalnych, ile zakazanych i jednocześnie poetyckich folklorem miasta, a także patosem emocji w przełomowych chwilach — był Wiech postacią wyjątkowo barwną i wrażliwą. Udzielny pan w swojej dziedzinie literackiej, stworzył osobny i —jak dziś widzimy — niezbędny fragment naszego dorobku kulturowego swoją niepowtarzalnością artystyczną, satyryczną i rodaczą. Fakt, iż nie ma następców, epigonów i naśladowców, jest jednocześnie dowodem tej niedosiężnej dla innych osobności twórczej, a także dowodem, że jedną z trudniejszych dziedzin sztuki jest to, co zwiemy najzwyczajniej prostotą. : Doceniajmy prostotę, najkunsztowniejszą ze sztuk! ir ,•:&:•-..•:,-..-. •-.•••-..- Szymon Kobyliński j-a-*-v :-•>-. /-• : »,v : ,. > v grudzień 1989 roku ROZDZIALI * .=.L-:.; •'.., '';.; , -'" ;"H ''. = ; . zawierający genezę tytułu całej opowieści i szczegółowy opis przygotowań do uroczystości familijnej w restauracji państwa Aniołków Myliłby się, kto by przypuszczał, że na szyldzie wymienionego w tytule niniejszej opowieści zakładu gastronomicznego przy ulicy Zapiecek widniała dorodna minoga na przybranym zieloną pietruszeczką półmisku. Nic podobnego. Szyld wyglądał banalnie. Na czerwono pomalowanej blasze umieszczony był napis, tchnący powagą urzędowego niemal dokumentu: RESTAURACJA III kategorii z wyszynkiem napojów alkoholowych wł. Konstanty Aniołek Koncesja Genowefy Rypalskiej i Wawrzyńca Śmieciuszki Surowość głównego, umieszczonego nad wejściem znaku łagodziły dwa szyldy boczne, których treść opiewała: „Śniadania, obiady, kolacje" ; oraz „Żymne i goronce zakonski". j i • Wszystkie trzy godła były dziełem powszechnie cenionego na Starówce mistrza sztuki malarskiej, pana Dawida Kapelana (Bonifraterska 18). Część graficzna reklamy firmy uzupełniały dwie kartki wycięte z brystolu, na których sam pan Aniołek wprawną ręką wypisał: „Pieczeń rzemska" i „Zrazy po nalesońsku z gżypkamy". Resztę propagandy załatwiały umieszczone na wystawie oryginały, jako to: lśniący pozłocistą skórką dy- 11 szek cielęcy, biała kiełbasa garnirowana przysmażoną cebulką lub nacięty w misterną, drobniutką kostkę rumiany boczek pieczony, wszystko to podane na efektownym tle słojów z biało-czerwoną ćwikłą i zielonożółtymi „małosolnymi" ogórkami. Oczywiście eksponaty zmieniały się odpowiednio do pory roku. Nie było jednak nigdy w witrynie minóg. Na próżno też szukałby ich ktoś na bufecie. Interpelowany o nie przez gości gospodarz odpowiadał zazwyczaj: — Minoga robak, nie rybka i w porządnym interesie trzeciej kategorii nie ma prawa figurować. Stali bywalcy lokalu wiedzieli jednak, że nie zawsze tak bywało, że minogi w musztardzie zajmowały kiedyś honorowe miejsce wśród innych zakąsek. Znali też przyczynę znalezienia się ich na indeksie. Oto przed kilku laty znany na Starówce alkoholik i awanturnik, niejaki Millerek, pogniewawszy się na lokal za odmowę kredytu, zwrócił się do małżonki właściciela z następującą apostrofą: „Ach, ty minogo z ma-łem łebkiem, za wieczne ondulacje szarpana, ja cię tu zaraz nauczę szaconku dla gościa!" Po czym usiłował przewrócić bufet, co mu się zresztą całkowicie udało. Obrażeni współbiesiadnicy podnieśli się od stolików, usunęli awanturnika na ulicę, ale orzekli, że: „Właściwie pani Aniołek nie ma się o co obrażać, bo faktycznie na minogie podobna