Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard

Gdy w podsumowaniu na temat konieczności posiłków mówił o BEF-ie, który „dźwigał cały ciężar uderzenia", stworzył w ten sposób podwalinę mitu. Brzmiało to tak, jak gdyby armia francuska była dodatkiem gdzieś w pobliżu. W istocie BEF w pierwszym miesiącu wojny nie był nigdy w kontakcie bojowym z jednostką liczącą więcej niż trzy korpusy, na ogólną liczbę trzydziestu. Lecz stwierdzenie, że BEF „dźwigał ciężar uderzenia", zostało uwiecznione we wszystkich kolejnych sprawozdaniach brytyjskich na temat Mons, jak również „chlubnego odwrotu". Powiedzeniem tym udało się zaszczepić w umysłach Brytyjczyków przekonanie, że BEF we wspaniałych i strasznych zarazem dniach pierwszego miesiąca walki uratował Francję, Europę, cywilizację zachodnią lub jak to określił bez zażenowania pewien pisarz brytyjski: „Mons. W tym jednym słowie mieści się Ocalenie Świata"28. Spośród stron prowadzących wojnę jedynie Wielka Brytania przystąpiła do niej bez przygotowanego uprzednio planu ogólnonarodowe- Front w Paryżu 467 go wysiłku, bez karty mobilizacyjnej dla każdego zdolnego do służby. Z wyjątkiem regularnej armii wszystko było improwizacją i podczas pierwszych tygodni, zanim nadeszła korespondencja z Amiens, w Anglii panował niemal świąteczny nastrój. Prawda o tym, że Niemcy posuwają się naprzód, była przemilczana ze względu — aby użyć wykwintnego wyrażenia premiera Asquitha — na „patriotyczną powściągliwość". Społeczeństwu brytyjskiemu, podobnie jak i francuskiemu, wojnę przedstawiano jako serię niemieckich klęsk, pośród których nieprzyjaciel w niewytłumaczalny sposób przesunął się z Belgii do Francji i każdego dnia pojawiał się na mapie w miejscowościach coraz bardziej wysuniętych do przodu. 30 sierpnia w całej Anglii ludzie czytający „The Times" przy niedzielnych śniadaniach spoglądali na siebie z osłupieniem. „Wyglądało to tak — pomyślał pan Britling —jak gdyby Dawid rzucił kamieniem i chybił". Wobec nagłego i przeraźliwego uświadomienia sobie, że nieprzyjaciel zwycięża w wojnie, ludzie szukający nadziei uchwycili się plotki, która pojawiła się niespodzianie w ostatnich dniach i przekształciła się w narodową halucynację. Siedemnastogodzinne opóźnienie pociągu w dniu 27 sierpnia na trasie Liverpool- Londyn wywołało pogłoskę, że zakłócenie to spowodował transport wojsk rosyjskich, które — jak wiadomo — miały wylądować w Szkocji w drodze na front zachodni. Miały one przybyć rzekomo z Archangielska przez Morze Barentsa do Norwegii, a stamtąd zwykłym parowcem do Aberdeen, skąd zostały przewiezione specjalnymi pociągami wojskowymi do portów na wybrzeżu Kanału. Ci wszyscy, których pociąg miał opóźnienie, z miną człowieka, dla którego nie ma tajemnic, przypisywali to „Rosjanom". W przygnębieniu, jakie zapanowało po korespondencji z Amiens, mówiącej o zastępach niemieckich potężnych jak „morskie fale", i po wyrażonym w niej apelu o „żołnierzy, żołnierzy i jeszcze raz żołnierzy", powszechne nadzieje skierowały się podświadomie w stronę niezmierzonych rzesz rosyjskiego wojska. Zjawa, która ukazała się w Szkocji, w miarę rozchodzenia się wieści przyoblekła się w ciało, gromadząc po drodze coraz więcej potwierdzających szczegółów. Rosjanie tupali nogami na peronie, otrząsając śnieg z butów (w sierpniu!); ktoś znał bagażowego, który na dworcu w Edynburgu zmiatał ten śnieg. „Obce mundury" mignęły w przejeżdżających pociągach wojskowych. Różne krążyły wersje na temat, dokąd się udawali; jedni twierdzili, że jadą przez Harwich na pomoc Antwerpii, inni, że przez Dover dla ratowania Paryża. Dziesięć tysięcy żołnierzy widziano po północy w Londynie, jak maszerowali bulwarem Embankment w drodze do stacji Victoria. Bitwę morską pod Helgolandem wtajemniczeni 468 Sierpniowe salwy interpretowali jako dywersję dla zamaskowania transportu Rosjan do Belgii. Najbardziej autorytatywni ludzie widzieli ich lub mieli przyjaciół, którzy ich widzieli. Pewien profesor z Oksfordu miał kolegę, którego zaangażowano do Rosjan jako tłumacza