Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard

- Ma pani rację, to słuszne pytanie - zgodził się Leszczuk. - Myślę, że pierwszy list napisali bez żadnego szczegółowego planu, po prostu licząc na ponowne nawiązanie kontaktu. Potem pojawiła się nadzieja na pięć tysięcy, których jakoby Janusz nie dostał. Aż wreszcie, kilka miesięcy temu, pojęli, że mogą grać o znacznie większą stawkę: kolekcję biżuterii de Villarsów. 243 Leszczuk spojrzał wymownie na ciotkę Natalię. Starsza pani westchnęła. - Obawiam się, że to moja wina. Bo i ja, niestety, zaczęłam in- trygować. Cóż, kolekcja de Villarsów rzeczywiście istnieje i jest bardzo cenna. Kolczyki z granatów, bardzo stare, były jednym z najskromniejszych jej elementów. Kiedy nabrałam nieufności do mego korespondenta - postanowiłam zastawić pułapkę. W którymś z listów spytałam, czy Janusz ma jeszcze kolczyki po matce, i przy tej okazji wspomniałam coś o kolekcji. Pisałam, że to ona właści- wie trzyma mnie w Paryżu, jest bowiem zabytkowa i nigdy nie uzyskam zgody na jej wywóz z Francji. Było to kłamstwo brze- mienne w konsekwencje... Uhnalikowie odpisali natychmiast, że “Janusz ma kolczyki”, co upewniło mnie, że jest to jakaś mistyfi- kacja. Równocześnie doradzili mi w liście, żebym zdeponowała kolekcję w safesie Banc Nationale de France, gdzie „podobno” można przechowywać różne przedmiot latami. Podobno?!... Oczywiście, tak, ale skąd mógł o tym wiedzieć jakiś polski mło- dzieniec? Tu Ryszard grubo przesadził - tylko on mógł wiedzieć, że mam safes w BNF, bo sam kiedyś pomagał mi wydobyć coś ze skrytki. Zgubiła go pewność siebie i przekonanie, że rada, skoro zabrzmi bezinteresownie, nie będzie podejrzana. Była! Ale odpi- sałam, że tak właśnie postąpię i oznaczyłam termin swego wyjazdu do Polski na 29 lipca, czyli na wczoraj. - List z Paryża - podjął opowieść porucznik - dopinguje Uhna- lików do szybkiego działania. Muszą koniecznie zdobyć rodzinne pamiątki Janusza, by podbudować jego tożsamość. Namawiają do współpracy Wisię, która chce się zemścić na Januszu i Agnieszce. Dodatkowym impulsem jest dla niej powrót Agnieszki i obawa, że ta dwójka znowu się połączy. - Chwileczkę - przerywa Artur - Wisia nie wie nic o pokrewień- stwie Agnieszki i Janusza. Sądzi, że zerwanie nastąpiło po intrydze ze zdjęciami... Tymczasem powody były inne i chyba trzeba o tym powiedzieć... Leszczuk uśmiechnął się niepewnie i spojrzał pytająco na mnie. - Niech pan mówi - skinąłem głową - ja już wiem o wszystkim, a sądzę, że wszyscy tu zebrani również mają do tego prawo. 244 - No cóż, zgoda. Agnieszka zrywa z Januszem pod wpływem matki. Początkowo Brzeska nie ma nic przeciw temu związkowi, ale kiedy z biegiem czasu dowiaduje się coraz więcej o Januszu, zaczyna się intuicyjnie czegoś domyślać. Teresa wie oczywiście, że Marian miał przed nią dziecko z inną kobietą, ale nie zna nawet jej nazwiska. Zresztą - Wereszycki powtarza jej wersję, w którą sam wierzy - wersję Uhnalika. Który - jako pan Kowalewski - zjawia się niespodziewanie w Bartoszycach i pyta mimichodem o „pierw- szą żonę Mariana”, która podobno mieszka samotnie w Szczecinie i jest architektem. Uhnalik popełnia tu drobny, ale istotny błąd - nazwał Annę Smólską “samotną”. Kiedy Agnieszka opowiedziała matce bardziej szczegółowo o Januszu, ta przypomniała sobie rozmowę z Kowalewskim. Spytała w liście o zawód zmarłej pani Smólskiej, a gdy Agnieszka odpisała - natychmiast wezwała ją do siebie. Była już wtedy prawie pewna, że Janusz i Agnieszka są rodzeństwem. Powiedziała o tym Agnieszce bardzo oględnie, ale dziewczyna i tak była wstrząśnięta. Matka, bardzo stanowczo, prosiła Agnieszkę o zdjęcie Janusza. Dziewczyna wróciła do Gdańska, a po pewnym czasie przywiozła portret swego narzeczo- nego. Brzeska była przerażona! Podobieństwo Janusza do Mariana było jej zdaniem ogromne, a równocześnie - miała wrażenie, że z portretu patrzy na nią Agnieszka. Bo państwo - zwrócił się do mnie Leszczuk - jesteście rzeczywiście bardzo do siebie podobni. Ude- rzyło mnie to odrazu. Ale wracajmy do wątku: Brzeska katego- rycznie zażądała od córki zerwania. Agnieszka zgodziła się, pro- sząc tylko o miesiąc, ten miesiąc, który mieliście spędzić na Ka- szubach. Skończyło się na dziesięciu dniach. Brzeska ściągnęła córkę telegramem do domu, bo miała już dostateczny dowód po- krewieństwa. Zdobyła go niemal przypadkiem. Rok wcześniej na zagranicznej wycieczce poznała doktora Czyżewskiego mieszkają- cego w Anglii. Wywiązała się między nimi przyjaźń, potem kore- spondencja. W końcu Brzeska przyjęła propozycję małżeństwa i w sierpniu miała wyjechać na kilka miesięcy do Londynu. Wcześniej jednak napisała do Czyżewskiego w sprawie Mariana i Anny. Czy- żewski, który miał dużo kontaktów w śród angielskiej Polonii, znalazł bardzo szybko dawnego kolegę Mariana, który nie tylko znał bardzo dobrze Smólską, ale nawet odprowadzał ją na pociąg 245 do Polski