Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard

Fascynujący może wydawać się fakt, że nie ma żadnych ograniczeń, jeśli chodzi o taki przy- rost energii. Im mniejszy jest foton, tym więcej energii zawiera! W jakiś nieodgadniony sposób Carl zmienił się w światło. To światło z kolei nie zostało całkowicie wypromieniowane. Gdyby tak się stało, znaczna część Manhattanu by wyparowała. Zamiast tego fotony, z których zbudowane było ciało Carla, za- częły się kurczyć poddane działaniu ogromnej energii. Przepływ energii był do tego stopnia potężny, że świetliste ciało Carla skurczyło się do tak mikroskopijnych rozmiarów, iż mogło prze- cisnąć się przez mikrostruktury czasoprzestrzeni. Dlatego też przedostał się przez porowatą tkaninę spowijającą nasz świat do kipiącej, spienionej nadprzestrzeni tuneli kwantowych - być może po to, by ponownie ulec rozszerzeniu już w innym wszech- świecie. To są właśnie założenia opracowanej przeze mnie teorii widmodziur. Teoria ta pozwala na bardziej precyzyjne wyja- śnienie przyczyn zniknięcia Carla niż twierdzenie o rozpłynięciu się w Nicości. Ale w rzeczywistości jest równie bezsensowna. Piszę powieść science fiction pod tytułem "Odpryski Czasu". To książka o Carlu, rzecz jasna, oraz o widmodziurze, która go połknęła. Obecnie to chyba jedyna rzecz, jaka dzieli mnie od szaleństwa - ta baśniowa opowieść o człowieku, który zamienia się w światło - co od początku przyjmuję na wiarę. Tylko dla- czego to pisanie zajmuje tyle czasu? Przecież w zasadzie tekst już istnieje - jest to prawdziwa historia wypadków, które co ja- kiś czas to łączyły, to rozdzielały Carla i mnie w ciągu całego na- szego życia. Gdybym tylko zdążył spisać tę historię, zanim wy- czerpią mi się fundusze, to może udałoby mi się sprzedać maszynopis jakiemuś wydawnictwu. Nie musiałbym się wtedy wyprowadzać. Wcale nie chcę się stąd wyprowadzać. Ostatnio było całkiem sporo skreśleń. Ledwie starcza mi sił, żeby wymy- ślać kłamstwa, za pomocą których byłbym w stanie oddać to Wszystko, co przychodzi mi do głowy. Moje myśli rozbiegają się we wszystkich kierunkach naraz. Na nieszczęście mięśnie mojej pamięci są odrętwiałe, a zdolność koncentracji ulega coraz częst- szym zakłóceniom. Potrzeba mi odpoczynku. Prawdę mówiąc, muszę dokonać głębokiej wewnętrznej przebudowy, która 29 w praktyce będzie oznaczać całkowite wywrócenie mojej dotych- czasowej osobowości na drugą stronę. Może zacznę pościć. To dobry sposób na jednoczesną rekonstrukcję osobowości i ograni- czenie wydatków. Odwiedziła mnie Caitlin Sweeney. Staruszka zdziwiła się sta- nem, w jakim zastała moje mieszkanie. Nic nie wiedziała, że stra- ciłem posadę na uczelni. Wydaje mi się, że była pijana. Znów chciała, żebym pokazał jej lustro i odbitkę, a potem przez długą chwilę siedziała, wpatrując się w nie przy oknie. Próbowała od- gadnąć ich znaczenie. Tego dnia pięć czy sześć wypitych wcze- śniej porcji ginu zdołało przenieść mnie w otchłań zapomnienia i powiedziałem jej wszystko, co wymyśliłem na temat widmo- dziur. Kiedy skończyłem, zapytała, dlaczego inni naukowcy nie chcieli zbadać, co właściwie stało się z Carlem. Próbowałem wyja- śnić jej, że z punktu widzenia nauki lustro utraciło swoją wartość dowodową z chwilą, kiedy zdjąłem je ze ściany, ale w połowie zda- nia straciłem wątek, zaplątałem się, zamilkłem, a następnie wy- buchnąłem śmiechem pomieszanym z płaczem, czym mocno ją przestraszyłem. Później, kiedy zapadł zmrok, a ja zacząłem wy- chodzić z alkoholowego zamroczenia, przypomniałem sobie jej jasne ptasie oczy oraz dziwaczne spojrzenie, jakim bacznie lu- strowała odbitkę ze zbliżeniem, podczas gdy jej oddech pozosta- wiał na połyskliwej powłoce zdjęcia srebrną smugę, aż do chwili kiedy utwierdziła się w przekonaniu, czym naprawdę jest to, co ma przed swoimi oczami. Obecnie ja także podzielam jej przeko- nanie. Na fotografii Carl wcale nie krzyczy z bólu. On jęczy z nie- wysłowionej rozkoszy! - fragmenty "dziennika dekompozycji" autorstwa Zeke Zhdarnova. Orgazm rozpalił całe jego ciało. Gorąca jak słońce prze- strzeń wymodelowała jego kształt. Próbował się poruszyć, ale nie potrafił przemóc obezwładniającej go rozkoszy