Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard
Ale Knosowi udało się wydobyć i tę beczkę. Król jednak był wciąż bardzo niezadowolony z takiego parobka. Pewnego dnia nadeszła wiadomość, że władca sąsiedniego państwa wypowiedział wojnę i że chce podbić cały kraj. Wtedy król ucieszył się, że ma Knosa, który stał się teraz wartościowym poddanym. Spytał parobka, czy nie zechciałby mu pomóc. Knos zgodził się i wkrótce wyruszył wielki oddział wojowników na czele z królem i dzielnym Knósem. Dla Knosa oczywiście trzeba było zabrać mnóstwo wozów pełnych jedzenia. Kiedy zbliżyli się do wroga, oddziały ustawiły się w szyku bojowym. Ale ponieważ Knos już się utrudził, poczuł głód i chciał się najeść do syta, zanim rzuci się w wir walki. Usiadł przed wielką beczką z masłem i zaczął jeść. Wróg niecierpliwił się, chcąc od razu rozpocząć atak, i oddał kilka strzałów zaczepnych. Gdy kule przeleciały ze świstem obok uszu Knosa, ten rzekł gniewnym głosem: — Już Zły was ukarze, jeśli będziecie ciskać we mnie jagodami i nie pozwolicie mi się najeść. Gdy tak spokojnie siedział i jadł swą dość pokaźną pajdę chleba, nadleciała duża kula armatnia i trafiła w sam środek beczki z masłem. Masło trysnęło w górę. a beczka rozleciała się na sto kawałków. Tego już Knos nie wytrzymał. Zerwał się, wołając: — Już ja się z wami rozprawię, skoro nie dajecie mi się najeść! Chwycił wielkie drzewo, które przypadkowo leżało niedaleko niego i można sobie wyobrazić, jak wielkie spustoszenie uczynił w armii wroga. Wnet całe zastępy zostały rozbite przez nieustraszonego Knosa i obaj królowie zawarli pokój. Król, zadowolony, powrócił z wojskiem do domu i zapanowała święta zgoda. Wiele jeszcze razy król próbował pozbyć się małego Knosa, ale na próżno, gdyż wykonywał on wszystko, co król mu rozkazał. Pewnego razu kró\ spacerował po ogrodzie z przypadkowo towarzyszącym mu Knósem. Gdy tak szli obok siebie, król nagle puścił bąka i krzyknął: — Złap go! 24 Knos puścił się jak strzała na odległość kilku rzutów kamieniem i powrócił, trzymając w ręku duży liść dębowy. — Proszę spojrzeć, Wasza Wysokość — powiedział — mam tylko połowę, która osiadła na tym liściu. Ale drugiej połowy nie mam. Muszę odejść od Waszej Wysokości. Król uradowany tym, że oto się go pozbywa, rzekł: — Czego żądasz, jako zapłaty za służbę? — Żądam korca srebrnych monet. — Dostaniesz je, mój chłopcze — odparł król. Gdy Knos otrzymał sakwę, udał się do ojca. Wchodząc do chaty, rzekł: — Spójrz ojcze, oto zapłata za krowę, którą ci zjadłem, gdy u ciebie byłem. Chłop, zadowolony, przyjął worek z pieniędzmi, które uczyniły go bogatym człowiekiem. Opowieść nie mówi, co się dalej działo z małym Knósem. Trolle z wąwozu Skuru * Jak wiadomo, trolle trzymają się z dala od ludzi, i gdy budowano Eksjó, wszystkie trolle z okolicy przeniosły się do wąwozu Skuru. Zdawałoby się, że powinny tutaj znaleźć spokój i ciszę, bo miejsce to było odludne i ponure. Dwie wysokie góry wznosiły się pionowo, tak blisko siebie, że tylko nielicznym promieniom słonecznym udawało się przeniknąć na dno tego wąwozu, i za dnia panował tam półmrok. Ale śmiali grenadierzy ze Smalandu nawet tu nie dawali trollom spokoju. Mówi się bowiem, że podczas manewrów na równinie w Ranne przez wąwóz przemaszerował kilkakrotnie cały batalion, bijąc przy tym w bębny i grając na różnych instrumentach. Czasem nawet rozlegały się salwy armatnie, co napawało wielkim strachem żyjące w górach trolle. Jest więc wątpliwe, czy było im przyjemnie nawet w wąwozie Skuru. W pobliżu tych właśnie skalnych uskoków znajduje się źródło uważane za święte. Okoliczna ludność składała dawniej ofiary 25 duchom opiekuńczym tego miejsca. Nie wiadomo, czy zwyczaj ten się zachował. Oświata podobno wszędzie dociera i wszystkie stare obyczaje będą wkrótce należały do przeszłości. Ale kilkadziesiąt lat temu jeszcze tak było. Jak opowiadają starcy i staruszki, przyjemne były spotkania z trollami i rozmowy z nimi, nie mówiąc już o spotkaniach z innymi szacownymi personami ze świata duchów