Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard

Przez większość czasu był ledwie widoczny gdzieś bardzo daleko, prowadząc samobójcze szarże po skalistych wzgórzach. Inos nie mogła więc twierdzić, że zwyciężyła. Pojedynek nie przyniósł nierozstrzygnięcia, co pozwoli jej na wznowienie walki w dniu jutrzejszym. Jutro jednak nie planowano polowania z sokołami. Książęta mieli ścigać zwierzynę konno. Odrażające! Postarzały, korpulentny książę drepczący z jej lewej strony snuł zdyszanym głosem nie kończącą się opowieść o sztylecie, kamiennej lawinie i jakiejś nieszczęśliwej kozie, którą zarżnął na długo przed narodzeniem się Inos. Drugi, znacznie młodszy, kroczący z prawej, nieustannie przysuwał się zbyt blisko, a jego palce wędrowały tam, gdzie nie trzeba. Na ciemniejącym niebie pojawiały się pierwsze gwiazdy. Inos przerzuciła leniwie szpicrutę na prawą stronę. Poczuła, że zadała satysfakcjonujące uderzenie. – Niewiarygodne! – szepnęła, gdy niestrudzonemu narratorowi zabrakło tchu podczas wspinaczki na schody. Błąd! Następne słowo na jej liście to „fascynujące”! Musi zachowywać porządek alfabetyczny, żeby nie okazać się nietaktowna i nie powtórzyć czegoś dwa razy. Niemniej... to już niedługo. Pochód ruszył po płaskim terenie i morderca kóz wznowił swą opowieść. Palce ponownie przystąpiły do akcji. Wreszcie Bogowie okazali miłosierdzie i Inos dotarła do swych pokojów. Wartownicy stanęli na baczność, wybałuszywszy szeroko oczy na widok podobnej eskorty. Drzwi otworzyły się na dyskretny sygnał. Inos odwróciła się i uśmiechnęła do wszystkich książąt. – Wasze Książęce Wysokości, dziękuję wam! Do jutra? Piętnaście albo szesnaście książęcych turbanów pochyliło się w niskim ukłonie. Inos odwzajemniła ów gest, tłumiąc jęk bólu. Nagle – o boska łasko! – znalazła się w środku i wielkie drzwi zatrzasnęły się za nią. Oparła się o nie plecami. Posypał się na nią grad pytań. Odniosła wrażenie, że stoi twarzą w twarz z całą żeńską populacją Zarku. Zebrane jazgotały podekscytowane, podczas gdy Zana daremnie usiłowała zaprowadzić wśród nich porządek. Były to jednak jedynie kobiety zmarłego księcia Hakaraza. Wszystkie gorąco pragnęły usłyszeć opowieść o dzisiejszym cudzie. Przez moment Inos czuła silny przypływ irytacji. Potrzebowała kąpieli i masażu oraz – być może – czegoś do jedzenia, a potem długiego snu. Nie miała ochoty opowiadać historii swego życia! Wkrótce irytacja ustąpiła miejsca litości. Było to też dziwnie pochlebiające. Uniosła rękę. Jazgot ucichł. Słychać było jedynie kilka oszołomionych, płaczących niemowląt. – Później? – zaproponowała. – Tak, byłam na polowaniu z książętami. Ale, proszę was, później! Kiedy już się wykąpię i przebiorę, opowiem wam o wszystkim! Uśmiechnęła się tak szczerze, jak tylko zdołała, starając się nie myśleć o oczekującym ją długim wieczorze. Pokuśtykała za Zaną w poszukiwaniu Kade, słysząc pełne podniecenia obietnice dotyczące gorącej wody i jedzenia przebijające się przez wrzawę, która rozbrzmiała na nowo. Ich droga wiodła przez labirynt pokojów, a potem na zewnątrz, na wysoko położony balkon. W powietrzu przemknęło stado barwnych, skrzeczących drwiąco papug. Niebo było baldachimem z kobaltowego zamszu, widocznym ponad Morzem Wiosennym. Nad tańczącymi nieustannie na wietrze palmami lśniło kilka wczesnych gwiazd. Na dole, w zatoce, białe żagle dhow i feluk śmigały ku swym gniazdom niczym widma sów. Kade spoczywała w pozycji półleżącej na wyściełanej otomanie. Pogryzała daktyle. Mimo że było już dosyć ciemno, w wyciągniętej ręce trzymała książkę. Na stole obok stała pokryta szronem karafka z jakimś zimnym napojem. Sam ten widok wystarczył, by Inos poczuła pieczenie w ustach. Z bólem we wszystkich stawach osunęła się znużona – bardzo ostrożnie – na poduszki u boku ciotki. Zdała sobie nagle sprawę, że przez cały dzień ani razu nie pomyślała o ojcu. Ani o Andorze. Zana nalewała już do pucharu coś, czego bulgot wydawał się Inos muzyką. Kade odłożyła książkę i uśmiechnęła się do bratanicy. Jej oczy przypominały zimowe niebo