Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard

.. – Na cóż śmierci, Bałabanosiu! Ale skąd ci taka myśl przyszła? – Ja sam nie wiem, pani. – Wstańże już, wstań, ludzie by mogli nadejść, nie klęcz dłużej. Cóżeś ty powiedział? to by całkiem pomięszało porządek, to by było nieprzyzwoitym... – Tyle podobnych bywało przykładów, że... – Nigdy bym się tego nie była spodziewała! – mówiła ciągle podkomorzyna, jakby sama do siebie i zdjęła okulary, odsunęła karty, chodziła zamyślona. Bałabanowicz stał jak na węglach. – Nie chcę ja mówić za sobą – przerwał po chwili, ale przypomniałbym pani niewdzięczność tego pana Mateusza, którego warto ukarać... – Masz rację... jednakże! Co by to ludzie gadali! – Ludzie by mówili, żeś pani dobry wybór zrobiła, wypróbowanego i zaufanego człowieka i nagrodziłaś wierne usługi... – Powiedzże mi, jak ci to na myśl przyjść mogło? – Ja sam nie wiem! Ja nie wiem, ale jeżeli pani nie przyjmiesz ofiary, ja... – Tylko mnie nie strasz, Bałabanosiu... – Ja jutro zdaję rachunki i idę... – Dajże pokój! wszakci to tego tak obcesowo robić nie można! Ja się muszę namyśleć, ja muszę to rozważyć! prawdziwie, kto by się to był spodziewał! No, no! już co osobliwość, to osobliwość, mnie iść za mąż. Toć nie takam ja stara i na niego. Hm! mówi, że szlachcic i z funduszem! hm, hm, taki zawsze ludzie będą gadali! on! on, kto by się to spodziewał! To mówiąc siadła pomieszana podkomorzyna, a plenipotent uczuł, że w niego duch wstępował i już dobrze wróżył sobie: pierwsze lody były złamane, zostawało rozumnie rzecz doprowadzić do końca. Ale to go nie przestraszało, znał on dobrze swoją panią i wiedział, że gdy jej da do wyboru pójść za niego lub całkiem go porzucić, pewnie na pierwsze się zgodzi. 70 jedna – tu; jedyna Tak tego wieczora przygotowawszy, następnych Bałabanowicz przywiódł ją do dania sobie słowa, wystawił konieczność uczynienia sobie zapisów wzajemnie dla oka na krociach kradzionych, ułożył dożywocie i potajemnie wszystko gotował do ślubu. Wkrótce z indultem71 w kieszeni jednego wieczora zaczął naglić podkomorzynę o wyznaczenie szczęśliwego końca swoim konkurom i tak ją usidlił, że zezwoliła na niezwłoczny ślub, który się odbył w sali przy dwóch tylko zaufanych świadkach. Nazajutrz całe sąsiedztwo wiedziało niesłychaną nowinę, rozwożono ją umyślnymi posłańcami od domu do domu, przyjaciele podkomorzego byli w nieopisanym oburzeniu na zuchwalca, inni śmieli się do rozpuku z nowego stadła, inni wyciągali dziwaczne wnioski zabijając podkomorzynę na sławie, inni jeszcze temu nie wierzyli. Trudno wszakże było wątpić, bo Bałabanowicz zmieniwszy nagle ton i sposób postępowania, ze sługi stał się panem, wniósł się do pałacu i zaczął się jak szara gęś rządzić. Wnet Złota Wola inną całkiem powierzchowność przybrała, a eks-podkomorzyna postrzegła wkrótce, że wielkie zrobiła głupstwo; ale już było po czasie. Bałabanowicz zebrawszy wszystkie klucze do swojej kieszeni pół dnia pijany nawet do mariasza swojej dobrodziejce służyć nie chciał. Porzuciwszy posesję, swoje konie, stada i remanenta przeniósł do nowego mieszkania i, jak gdyby jej na świecie nie było, zapomniał o żonie, która myślała, że się świat do góry nogami przewrócił, gdy nagle znalazła się tak małą, postradawszy swobodę i wszelakie znaczenie w domu. XI 71 nego BIEDNA CIOTKA Na kominie palił się ogień trzaskający, okna pozapuszczane już były sztorami, świec jeszcze nie dano, a pan Mateusz rozciągniony na szezlągu palił fajkę spokojnie. W drugim pokoju słychać było cichy chód kobiecy, chód ostrożny, bojaźliwy, pokorny, bo i chód bywa oznaką uczuć lub charakterów, dla tych, co się nad nim zastanawiać zechcą. W całym domu panowała ta posłuszna spokojność, która znamionuje przytomnść surowego pana: wszyscy chodzili na palcach, mówili cicho, drzwi zamykali ostrożnie. – Cóż tam pani tak duma? – zapytał Mateusz żony –czy nie wolno by wiedzieć? – Czego chcesz? – odezwała się żona z cicha pokazując się we drzwiach drugiego pokoju. – Chciałbym wiedzieć, jeśli wolno, nad czym pani tak duma! Zapewne o jakim nieszczęśliwym kochanku! – Znasz mnie nadto, żebym ci potrzebowała odpowiadać na to – rzekła kobieta. – Właśnie, że znam, to myślę, że chyba o kochanku tak długo z westchnieniami dumać można, bo pewnie nie o mnie..