Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard
Możecie o tym myśleć, co wam się podoba. 398 CAMPBELL Po dużym napadzie padaczkowym człowiek czujesię jakstudent po ciężkiej balandze, który obudził sięna chodniku skacowany prawie na śmierć izaraz potem wpadłpod ciężarówkę. Tojedyne trafne porównanie, które przychodzi mi do głowy. Chociażnie, właściwie to atak chyba jest gorszy. Leżę na kanapie, całyzapaskudzony własnymi wydzielinami, w żyle mam igłę z rurkai czuję się jak siedem nieszczęść. Takiegowidzi mnie Julia, którawłaśnie weszła do gabinetu. - Sędzia to mój strażnik. Sygnalizuje napady padaczkowe -odzywam się. - Co ty powiesz. - Julia wyciąga dłoń, żeby pies mógł ją obwąchać. -Mogę się przysiąść? - Wskazuje na kanapę,na której leżę. - To nie jest zaraźliwe,jeśli oto ci chodzi. -Wcale nie o to. - Julia siada tak blisko mnie, że czuję wyraźnie ciepło jej ciała, od którego dzielą mnie centymetry. -Dlaczego mi o tym nie powiedziałeś? - Nie wygłupiajsię. Nawet moi rodzice o niczym nie wiedzą. -Wyciągamszyję, patrząc w kierunku drzwi. - Gdzie jest Anna? - Od jakdawnato trwa? Usiłuję się podnieść. Udaje mi się dźwignąć ciało o całycentymetr, zanim opuszcząmnie wszystkie siły. - Muszę tam wrócić. -Campbell. Wzdycham z rezygnacją. - Od jakiegoś czasu. -Co to znaczy"od jakiegoś czasu"? Odtygodnia, dwóch? Potrząsam głową. 399. JODI PlCOULT - "Od jakiegoś czasu" to znaczy, że zaczęło się dwa dni przedrozdaniem świadectw u Wheelera. - Podnoszę nanią wzrok. -Tegodnia,kiedy odwiozłem cię do domu, myślałem tylko o jednym: byćz tobą. Rodzice powiedzieli, że muszębyćna tejdebilnej kolacjiwklubie. Pojechałem za nimi własnym samochodem, żeby mócprysnąć i przyjechać do ciebie jeszcze tego samego dnia. Ale w drodze do klubu miałem wypadek. Wywinąłem się kilkomasiniakami. W nocy przyszedł pierwszy atak. Robili mi tomografię ze trzydzieścirazy i nic, żaden lekarz nie potrafił mi powiedzieć, dlaczego tak siędzieje. Wszyscy natomiast byli zgodni co do jednej kwestii -zostanie mito już dokońca życia. - Bioręgłęboki oddech. -Dlatego postanowiłem, że nikt innynie będzie musiał tego znosić. -Co? - A co chciałaś usłyszeć? Czym zasłużyłaś sobie na to, żebyspędzić życie w towarzystwie wariata, który w każdej chwili może zwalić się na dywan, tocząc pianę z pyska? Julianieruchomieje. - Mogłeś pozwolić mi samej o tym zadecydować. -Czy to ważne, kto by o tym zadecydował? Jużto widzę, byłabyświelceszczęśliwa, pilnującmnie jak mój Sędzia, sprzątającpo mnie,żyjąc wcieniu mojejchoroby. - Potrząsam głową. -Byłaś tak niesamowicie niezależna. Byłaś swobodnym duchem. Niemogłem ci tego odebrać. - Gdybyś dał mi wybór, to pewnie przezostatnich piętnaścielat nie roztrząsałabym, co jest ze mną nie tak? -Z tobą? -Parskam śmiechem. - Spójrzna siebie. Wyglądaszbombowo. Przewyższasz mnie inteligencją. Robisz karierę, maszrodzinę, u której możesz szukać wsparcia, i przypuszczalnie nawet wiesz, jak prowadzić budżet domowy. - I jestem samotna, Campbell - dodaje Julia. - Jak ci się wydaje, dlaczegomusiałam się nauczyć niezależności? Też mam porywczy temperament, w łóżkuzawsze zabieram całą kołdrę, a palce u nógmam nierównejdługości. Włosy mi rosną, jak chcą. Dotego przed okresem regularniedostaję świra. Ludzi nie kocha sięza to, że są doskonali, tylko pomimo to, że tacynie są. Nie wiem, co mamjej odpowiedzieć. Czuję się tak, jakbyteraz, po trzydziestu pięciulatach spoglądania w niebo,ktośmi powiedział, że nie jest błękitne, tylko bardziej zielonkawe. 400 BEZ MOJEJ ZGODY - Jeszczejedno - dodaje Julia. - Tym razem mnie nie zostawisz. To jazostawię ciebie. Gdyby to było możliwe, pewnie poczułbym się jeszcze gorzejsłysząc od niej te słowa. Staram się trzymać fason i udawać, że towcale nie boli, ale nie mamna tosiły