Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard

- O zachodzie słońca rzucają nam łodygi jakichś roślin - odparł Krwawiący Palec. - Nie są może najsmaczniejsze, ale za to bardzo so- czyste. To wszystko, co dostajemy do picia i do jedzenia. - Wskazał kciukiem na Dzieci Mroku. - Gdybyśmy wytłukli to robactwo, mielibyśmy pod dostatkiem pożywienia i napitku. Nas trzech na nich pięciu: to całkiem nieźle, a poza tym, dopóki słońce jest na nie- bie, prawie nie będą stawiać oporu. - Was dwóch, nas sześciu. Poza tym Jadalne Liście nie będzie walczył ze mną. Przez chwilę Krwawiący Palec sprawiał wrażenie bardzo zagniewanego i Stąpający po Piasku, który wciąż dobrze pamiętał jego wielkie, silne pięści, przygotował się do starcia, ale zaraz potem Palec uśmiechnął się, odsłaniając liczne braki w uzębieniu. - A więc zostaliśmy my dwaj, chłopcze? Będziemy się bić, a reszta będzie patrzeć i zagrzewać nas do walki? Jeśli zwyciężysz, twoi przyjaciele najedzą się do syta, a jeśli ja wygram, i tak dobiorą się do mnie o zmierzchu? Nic z tego. Za kilka dni też będziesz głodny, wtedy znowu porozmawiamy. Oczywiście jeżeli zostaniemy przy życiu. Stąpający po Piasku z uśmiechem pokręcił głową. Noc spędził na forsownym marszu, ranek zaś na nieudanych próbach wdrapania się na ściany, więc jak tylko Krwawiący Palec odwrócił się od niego, ułożył się na piasku w pobliżu Dzieci Mroku. Po pewnym czasie tuż obok położyła się Słodkousta. *** Rzeczywiście, o zachodzie słońca do jamy wrzucono łodygi. Dzieci Mroku już się obudziły i przyniosły po dwie dla Słodkoustej i Stąpającego. Dziewczyna przyjęła poczęstunek, lecz było widać, że świecące w ciemności oczy Dzieci Mroku budzą w niej lęk. Prze- szła na drugą stronę jamy i usiadła obok Rozkołysanych Gałęzi Cedru. Stary Mędrzec przycupnął przy Stąpającym. Nie miał łodygi. - I co teraz zrobimy? - zapytał Stąpający po Piasku. - Porozmawiamy. - Dlaczego? - Ponieważ nie ma możliwości działania. Kiedy nic nie da się zrobić, dobrze jest porozmawiać i omówić to, co już się zrobiło i co za- mierza się zrobić w przyszłości. Historia uczy, że wszystkie wielkie polityczne idee powstawały w więzieniach. - Co to jest historia i co to są polityczne idee? - Masz wysokie czoło i szeroko rozstawione oczy – powiedział Stary Mędrzec. - Niestety, tak samo jak wszyscy twoi pobratymcy, mózg masz tutaj... - poklepał Stąpającego po płaskim, twardym brzuchu, a raczej wykonał gest, jakby zamierzał to uczynić swymi niematerialnymi palcami - ...więc tamte cechy świadczące o potencjale intelektualnym nie mają żadnego znaczenia. - Każdy, kto jest głodny, myśli brzuchem - zauważył nieśmiało Stąpający. - Umysł potrafi przenieść się nie tylko do brzucha, ale nawet wznieść się czternaście tysięcy stóp nad głowę, albo i więcej. - Gwiezdni wędrowcy wywodzący się spomiędzy mieszkańców łąkomórz twierdzą, że ich umysły (może mają na myśli dusze) opusz- czają ziemię i ulatują w kosmos, odbijają się od bliźniaczej planety, po czym, porwane kosmicznymi prądami, szybują aż do świtu między gwiezdnymi konstelacjami, poznając szczegóły wszystkiego. Dowiedziałem się tego, będąc ich więźniem. Stary Mędrzec wydał odgłos, jakby spluwał, po czym zapytał: - Czy wiesz, co to jest gwiazdolot? Stąpający pokręcił głową. - A widziałeś kiedyś pień niesiony przez rzekę? - Sam podróżowałem w ten sposób. Dzięki temu tak prędko dotarłem do łąkomorza. - Tym lepiej. - Stary Mędrzec uniósł głowę i spojrzał na nocne niebo. - Widzisz? - Wyciągnął rękę. - Tam. Jak to nazywacie? Stąpający po Piasku usiłował podążyć wzrokiem za bezcielesnym palcem. - Gdzie? Kobieta o Płonących Włosach przyglądała mu się ze spokojem przez rękę Dziecka Mroku. - Na całym niebie, od horyzontu po horyzont. - Ach, o to ci chodzi! To Wodospad. - Wyobraź sobie wydrążony pień na tyle duży, żeby zmieścili się w nim ludzie. To właśnie jest gwiazdolot. - Rozumiem. - W zamierzchłych czasach ludzie tacy jak ja podróżowali gwiazdolotami między gwiazdami. W ten sposób tutaj przybyliśmy. - Wydawało mi się, że jesteście tu od zawsze — powiedział Stąpający. Stary Mędrzec pokręcił głową. - Zjawiliśmy się na tej planecie albo bardzo niedawno, albo przed wiekami. Nie jestem pewien, która wersja jest prawdziwa. - A co mówią wasze pieśni? - Kiedy się tu zjawiliśmy, nie mieliśmy żadnych pieśni. To był jeden z powodów, dla których zostaliśmy i utraciliśmy nasz gwiazdo- lot. - I tak nie moglibyście nim wrócić - zauważył Stąpający po Piasku, usiłując sobie wyobrazić wydrążony pień płynący w górę rzeki. - Wiem o tym. Zanadto się zmieniliśmy. Czy sądzisz, że jesteśmy do was podobni? - Nie bardzo. Jesteście za mali, wyglądacie niezdrowo, macie zbyt okrągłe uszy i za mało włosów. - To prawda - przyznał Stary Mędrzec i umilkł. Nastała cisza. A wtedy Stąpający usłyszał na przemian narastający i słabnący, zupełnie nowy odgłos: to odległy o ćwierć mili Ocean gładził plażę swymi dłońmi, lecz Stąpający po Piasku nie mógł tego wiedzieć. - Nie chciałem cię urazić - przerwał wreszcie milczenie. - Powiedziałem tylko, co myślę. - Właśnie myśl jest najistotniejsza. My myślimy o sobie zupełnie inaczej, więc i jesteśmy inni, aczkolwiek dobrze jest wiedzieć, w ja- ki sposób nas postrzegacie. - Przykro mi. - Tak czy inaczej, kiedyś wyglądaliśmy tak jak wy teraz. - Aha - mruknął Stąpający po Piasku