Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard
Czy możemy zajrzeć po drodze do pana Pessado? dopytywała się dziewczynka. Tak zgodziła się Liz, myśląc o czym innym. A dostanę cukierka? Coś mi się zdaje, że już jadłaś słodycze zaśmiała się Liz, wskazując na widoczne plamy po czekoladzie na bluzeczce córki. Chodźmy do domu powiedziała Faith, wiedząc, że pan Pessado jej nie zawiedzie. Liz wstrzymała się z pytaniami do chwili, gdy rozpakowała swój prezent, powiesiła kryształowego ptaszka od Faith w oknie i nakarmiła córkę. Faith... zaczęła, starając się, by jej głos brzmiał normalnie. Kiedy poznałaś pana Sharpe'a? Jonasa? Przyszedł kiedyś do babci odparła, popijając mleko. j:nz20 8-11-2006 p:227 c:0 C z a rn y K o r al Do babci? A kiedy to było? 227 Nie wiem wzruszyła ramionami. Mogę już dostać lody? Faith, a może wiesz, po co on przyszedł do babci? pytała dalej. Chyba chciał z nią o czymś porozmawiać. I z dziadkiem też. Został na obiad. Domyśliłam się, że babcia go lubi, bo zrobiła wiśniowe ciasteczka. Ja też go lubię. Umie grać na pianinie, wiesz? spytała dziewczynka i wzięła z rąk matki olbrzymią porcję lodów. Byliśmy razem w zoo. Co? zachłysnęła się Liz i w ostatniej chwili złapała miskę z lodami, która wymknęła się jej z rąk. Jonas zabrał cię do zoo? Mhm. W sobotę. I karmiliśmy małpki powiedziała Faith i zachichotała. On opowiada zabawne historyjki. A ja upadłam i starłam sobie kolano skrzywiła się na to wspomnienie i podciągnęła nogawkę spodni, aby pokazać ranę. Och, kochanie westchnęła współczująco Liz i pocałowała niewielkie zadrapanie. Jak to się stało? Biegałam w zoo. Wiesz, że w moich nowych tenisówkach mogę biec naprawdę szybko? I wcale nie płakałam, jak upadłam. Oczywiście, przecież jesteś bardzo dzielna przytaknęła Liz i poprawiła spodnie córki. A Jonas wcale się nie wściekł, tylko wytarł mi kolano chusteczką. Było mnóstwo krwi powiedziała z przejęciem i uśmiechnęła się. Powiedział, że mam takie same śliczne oczy, jak ty. Naprawdę? A co jeszcze mówił? j:nz20 8-11-2006 p:228 c:0 228 No r a R o b e rt s Och, rozmawialiśmy o Meksyku i Houston. Pytał, gdzie mi się bardziej podoba. Liz położyła dłonie na kolanach córki i pomyślała, że dla niej zdanie dziecka też jest najważniejsze. I co mu odpowiedziałaś? Że podoba mi się tam, gdzie ty jesteś powiedziała Faith i wyjadła resztkę lodów z miseczki. A on się ze mną zgodził! Czy Jonas zostanie twoim chłopakiem? Moim... Liz z trudem pohamowała wybuch śmiechu. Nie. Mama Charlene ma chłopaka, ale on nie jest tak wysoki jak Jonas. I na pewno nie zabiera jej do zoo. Jonas powiedział, że może razem wybierzemy się na jakąś wycieczkę. Wybierzemy się, prawda, mamo? Zobaczymy mruknęła Liz i zaczęła zmywać miskę po lodach. Ktoś idzie! zawołała Faith i pobiegła otworzyć drzwi. To Jonas! Faith! krzyknęła Liz i wybiegła za córką. Nie zdążyła jej zatrzymać i po chwili zobaczyła, że dziewczynka z rozpędu rzuca się w ramiona Jonasa. Mężczyzna złapał ją i ze śmiechem uniósł do góry. Zrobił to tak naturalnie, jakby od zawsze opiekował się niesfornymi dziećmi. Liz zaczęła nerwowo miętosić ściereczkę, którą trzymała w dłoniach. Przyszedłeś powiedziała zachwycona Faith. Właśnie o tobie rozmawiałyśmy. Tak? Jonas pogłaskał dziewczynkę po głowie i popatrzył na Liz. To zabawne, bo ja właśnie o was myślałem. j:nz20 8-11-2006 p:229 c:0 C z a rn y K o r al paellę, bo to 229 Będziemy robić ulubione danie dziadka. Możesz nam pomóc paplała wesoło dziewczynka. Faith! skarciła ją Liz. Chętnie wtrącił Jonas. Ale najpierw muszę porozmawiać na osobności z twoją mamą. Czemu? skrzywiła się Faith. Bo muszę ją przekonać, żeby za mnie wyszła. Jonas nie zwrócił uwagi na westchnięcie Liz, tylko uważnie wpatrywał się w oczy dziecka. Mama powiedziała, że nie jesteś jej chłopakiem. Pytałam! odparła Faith, wydymając usta. Trzeba ją tylko namówić szepnął jej do ucha i radośnie się uśmiechnął. Babcia mówi, że mojej mamy nie można do niczego przekonać. Jest okropnie uparta. Ja też jestem uparty, a w dodatku moim zawodem jest przekonywanie ludzi. Ale może mogłabyś się później za mną wstawić. No dobra zgodziła się Faith z uśmiechem. Mamo, mogę zobaczyć się z Roberto? Podobno ich suka ma szczeniaki. Idź, ale tylko na chwilkę powiedziała Liz, prostując i znów gniotąc ścierkę. Twoja córka jest naprawdę wspaniała odezwał się Jonas z zachwytem, gdy Faith pobiegła do domu swojego kolegi. Porozmawiamy w domu, czy tutaj? Jonas, nie wiem, czemu wróciłeś, ale... Oczywiście, że wiesz. Nie mamy o czym rozmawiać. W porządku Jonas skinął głową. Skoro nie j:nz20 8-11-2006 p:230 c:0 230 No r a R o b e rt s chcesz rozmawiać, zaciągnę cię do domu i będę kochał tak długo, aż spojrzysz na wszystko z właściwej perspektywy. Zrozum wreszcie, że cię kocham. Jonas, wiesz, że to niemożliwe szepnęła i odwróciła wzrok. Błąd. To jest możliwe. Liz, ty mnie potrzebujesz. Sama umiem zadbać o siebie odparła oburzona. Za to właśnie cię kocham zaśmiał się Jonas. Ale... Nie powiesz chyba, że za mną nie tęskniłaś? spytał, a Liz tylko otworzyła i zamknęła usta. Dobrze. Nie zaprzeczysz też, że spędziłaś wiele bezsennych nocy, rozmyślając o nas? Potrafisz spojrzeć mi w oczy i powiedzieć, że mnie nie kochasz? Liz nigdy nie potrafiła dobrze maskować uczuć. Odsunęła się nieco i z przesadną dokładnością zaczęła rozwieszać ściereczkę na balustradzie ganku. Jonas, nie mogę kierować się w życiu emocjami. Od teraz już możesz. Podobał ci się prezent od Faith? Słucham? zdziwiła się nagłą zmianą tematu. Tak, oczywiście, że tak. To dobrze, bo ja ci też coś kupiłem powiedział i sięgnął do kieszeni