Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard

W tym samym czasie, kiedy Stanisław August pod presją Czartoryskich spróbował się wyemancypować spod ambasadorskiej kurateli i odzyskać serca walczących rodaków, saskie podszep- ty rozpętały przeciw niemu furię ataków. Na nieśmia- ţą królewską apologię zagrzmiały odpowiedzi "Naro- dowa" i "Obywatelska" - pierwsza jednostronnie za- wzięta, druga o tyle szczera, że widzi źdźbło także w oku "niedokończonych statystów a zimnych katoli- ków", co zamącili radomską kadź i przywieźli nam z Moskwy gwarancję. Coraz ciszej w tej sarabandzie o niepodległości i wierze, coraz cięższe oszczerstwa rzucają partyzanci sascy na Poniatowskiego i Fami= lię: że król zagarnął wszelką władzę, że to jeden z naj- gorszych deistów, żeů na jego życzenie porwano sena- torów, że uzbroił na szlachtę hajdamaków itd. Kłam- stwo w sosie nienawiści przeważać będzie w publicy- styce konfederackiej, aż się wyładuje ż wiadomym skutkiem w akcie bezkrólewia i w manifeście grava- minum (październik 1770). Warszawa królewsko-patriotyczna, tj. ministerial- na, przygotowywała swój występ czynny, pouczając flgół, co nam ţ'ułaściwie grozi i jak odróżniać mądrą zacną robotę konfederacką od oszukańczej - w duchu nowego Radomia. "Przestroga z Warszawy" np. jesie- nią r. 1769 demaskuje okrążające manewry ambasa- dora Wołkońskiego, a jako główne zadanie oporu na- rodowego podaje odcięcie się raz na zawsze od rosyj- skiego nacisku. Mimo różnic w oświetlaniu wypadków 18 - Polscy ui5arze polityczni hVIII wieku 274 Polscţ pżsarze polżtţcznż publicyści ministerialni tak są zgodni z konfederackimi s w zachęcaniu Polaków do wytrwania, że nieraz trudno ţ odróżnić jednych od drugich. Skrypt "Respice finem" ::ţţ nie szezędzi wymówki królowi, że po krótkim oporzţ 'ţ w rozpaczy straszną sławy, honoru, powagi tronu;:ţţ praw, swobód, wolności, niepodległości i religu samej,ţţ nawet ofiarą kupił sobie za dni radomskich protekeję ţ Moskwy, ale też - ciągnie dalej - senat częścią za- przedany, częścią zbyt do króla przywiązany, "podpi- sał traktat niewolniczy", zaś stan rycerski, zaślepiony ţ, niezwyciężoną przeciw nowemu prawodawstwu zaw= ziętością, dał się uwieść ajentom Moskwy. Porządek ţ: wypadków był, jak wiadomo, nieco inny: najpierw ţ stan rycerski dał się obałamucić agitatorom partii sas-. ţiej, potem kapitulacja króla, potem traktat z dużym -ţ; udziałem senatu - ale o to mniejsza. Ważne kon- " kluzje: że siły carowej nie są niewyţzerpane i że nie ţ naszą rzeczą jest jej dostarezać z Polski ludzkiego ma- ţ teriału. "Respice finem", królu, który chcesz się j i Moskwie odwdzięczyć, i ojezyznę oswobodzić bez = osobistego narażenia. "Respice finem", senacie i stanie ţ rycerski, "bądź mędrszy po robocie radomskiej, raczej z tymi się łącz, których Bóg, Ojezyzna, Kościół i po- tomność z chwałą wspominać będą". To był mniej więcej język Czartoryskich w r. 1768, którzy w grze politycznej z Repninem tylko atutem krwi konfederac- kiej mogli coś dla Polski wygrać. Podobnież "Myśl obywatela w teraźniejszych oko- licznościaeh polskich" stara się podtrzymać w wal- czącyeh wiarę, że nas Europa, choćby ze względu na równowagę, nie opuści, a zarazem wzbudzić zaufanie do biernego oporu króla: trzeba dążyć do skoordyno- wania wysiłków tych trzech części narodu, z których Ulotna publżcystţka barska 275 pierwsza chce odmiany króla, druga stoi przy tronie, a trzecia "w milezeniu zostaje". Musi przyjść chwil:a; kiedy Poniatowski z konfederatami, jak August ţI z Ledóchowskim, odnajdą wspólny język, zgodnie ułoţą nową formę rządu i zyskają dla niej uznanie wehm- dzących w negocjację dworów. W tym jednym punkcie nie zgadza się z "obywţ- telem" inny "patriota", tylko Bogu i Ojezyźnie obowiţ- zany autor "Zdania wolnego" o gwaraneji. Czy słyţ szano, aby ktoś gwarantował wewnętrzny ustrój Franz- cji, Hiszpanii, Anglii czy Wenecji? Panujący tylko przed Bogiem i narodem są odpowiedzialni za swe rzţ- dy. Ma sens międzynarodowe zţręczenie całości grţ- nic, ale nie ma go gwaraneja praw wyznaniowych. Nawet współgwaraneja różnych dworów uchybia su- werenności państwa. Polska przy traktatach pokojo- wych może najwyżej jednostronnie zobowiązać się ţie pomnażać wojska ponad 40-50 tysięcy, a dysydentom dla miłości chrześcijańskiej przyznać wolność nabo- żeństwa. To znowuż albo pisze Konarski, albo ktoś według jego wskazań. Dłuski, podkomorzy lubelski, znany ajent Famiţii, w jednej "Przestrodze" przyezynił się do rozjaśnienia orientacji nurtujących Rzplitą (on to naliczył ich pięE); najgorsza sasko-moskiewska, najlepsza królewsko-pa- triotyczna, tj. familijno-ministerialna, bo kocha i kró- la, i ojezyznę; niewiele warta sasko-polska, bo tęskni do cudzoziemca i "woli przy slabym rządzie być wład- nioną przez faworyta, jak przez familią moeną". Chwa- lebna byłaby konfederacja, gdyby się składała z luclzi wysokiej moralnej wartości. W drugiej przestrodze; zatytułowanej "Postać dobrego konfederata", próbuje Dłuski pouezyć, że nie każdy patriotyzm ma jednako= 276 Polscy pżsarze polżtyczni wą wartość dla ojezyzny: bywa ślepy, bywa i pods2yty asobistą urazą... Zrozumiano po stronie przeciwnej sens tych reflek- " syi, a że trudno im było odmówić zasadniczej słusz- _ ności, więe jakiś Spektator albo Spekulator ojezysty, najprawdopodobniej Tadeusz Lipski, kasztelan łęczycţ ki, z suflerską pomocą rezydenta Essena obrzucał da- lej króla i Czartoryskich inwektywami, że to nie Ro- sja ich, ale oni Rosję ciągnęli do bezprawi. Pisemko ukazało się zaraz po październikowej radzie senatu ţ 1769 r., która pod wpływem Zamoyskiego i Czartorys- ţ kich ośmieliła się żądać wymarszu Rosjan z Polski. ţ Interes narodowy wymagał poparcia tej polityki eman- cypacyjnej, ale taka rehabilitacja Familii nie leżała w interesie dynastii saskiej