Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard

- I o legendarnych ciosach sztylet�w z czas�w pierwszych wypraw krzy�owych? Wiecie, dlaczego asasyni s� tak niedostrzegalni? Bo nigdy nie istnieli! - Dosy�! - parskn�� p�g�osem Wit, odzywaj�c si� po raz pierwszy w czasie tej w�dr�wki. - Skoro ju� musisz opowiada� bzdury, zostaw to sobie na p�niej! Nad nimi wznosi�y si� mury pa�acu Kallistosa. Przemkn�li ukradkiem ko�o bramy, gdy zobaczyli, �e na znajduj�cych si� za ni� zewn�trznych schodach p�on� jeszcze w uchwytach pochodnie i stoi stra�. Cicho prze�lizgiwali si� wzd�u� mur�w w poszukiwaniu innego wej�cia. Nie znale�li �adnego. Wysokie g�adkie �ciany bez jednej szczeliny ci�gn�y si� wok� olbrzymiej posiad�o�ci, w jednym tylko miejscu w ciosowe kamienie mur�w wpuszczono �r�d�o. Przedstawia�o m�odego, o pe�nych kszta�tach Dionizosa walcz�cego ze starym satyrem o amfor� wina, kt�rej zawarto�� wylewa�a si� mocnym strumieniem do po�o�onej ni�ej muszli. Szymon pochyli� si� nad ni� i �ykn�� wody wyp�ywaj�cej z amfory. Spod arkad przed g��wn� sal� pa�acu dochodzi�o jeszcze �wiat�o, rzecz niezwyk�a o tej porze, kiedy wszystkie inne pa�ace i ko�cio�y dooko�a ju� od dawna by�y pogr��one w g��bokich ciemno�ciach. - To musi by� w�a�ciwe miejsce - sykn�� Wit do rozczarowanego legata, kt�ry rozgl�da� si� bezradnie wok�. - To jest w�a�ciwe miejsce - powiedzia� arabski kupiec - a otworzy si� tylko przed tym, kto jutro z podniesion� g�ow� potrafi przekroczy� bram�. - Dobrze wam m�wi� - zrz�dzi� Szymon. - Was ten problem przecie� nie dotyczy. - Wracajmy na statek - nalega� Anzelm, tote� powoli ruszyli w d�. Hamo wyliczy� sobie, �e jego matka o tej porze ju� dawno powinna by� w ��ku. Znudzi�o mu si� w��czy� w k�ko po ulicach miasta i postanowi� wr�ci� do pa�acu. W ciemno�ciach podziemne przej�cie nie by�o szczeg�lnie bezpieczne, cho�by z powodu Styksa i szczur�w, w dodatku jesienna noc wydawa�a si� zach�caj�ca i przyjemnie ciep�a, wybra� wi�c skr�t - wij�c� si� serpentynami ulic�, kt�rej strome schody dochodzi�y bezpo�rednio do g��wnego portalu. Zamierza� w�a�nie pokona� ostatnie stopnie, gdy zobaczy� w �wietle pochodni przemykaj�ce podejrzane postacie. Pierwszych nie zdo�a� rozpozna�, ale potem przeszed� kto�, kogo tamci ci�gn�li; blask pochodni wystarczaj�co d�ugo pada� na twarz tego cz�owieka i Hamo pozna� go mimo opaski na czole i g��boko naci�gni�tego kaptura. Tak, to by� on! Czarny prze�ladowca, Wit z Viterbo, kt�ry przez ca�� Itali� a� do Alp szpiegowa� i dr�czy� prowadzon� przez Hamona nieszcz�liw� wypraw�. Nie by�o najmniejszej w�tpliwo�ci. Podejrzane zachowanie reszty towarzystwa umocni�o ch�opaka w przekonaniu, �e si� nie myli. Wo�a� stra�e by�o za p�no, budzi� biskupa bez sensu, zw�aszcza �e imi� viterbczyka nic by mu nie powiedzia�o, a Hamo nie mia� ochoty wyja�nia� Miko�ajowi, jakim zagro�eniem jest inkwizytor o wilczej naturze. Cz�owiekiem, kt�rego nale�a�o natychmiast powiadomi�, by� Guiscard. Wzdychaj�c odwr�ci� si� i d�ugimi susami zacz�� zbiega� ku portowi po schodach, na kt�re si� dopiero co mozolnie wspi��. Omal nie przewr�ci� jakiego� pijaka; chcia� go zwymy�la� grubia�sko, w por� jednak spostrzeg�, �e cz�owiek ten ma pod p�aszczem kosztowne biskupie szaty i co wi�cej, z w�ciek�o�ci� zamierzy� si� na niego pastora�em. Hamo zr�cznie unikn�� ciosu i kr�tko go przeprosiwszy, chcia� pobiec dalej. - Zatrzymaj si�, obwiesiu! - zbeszta� go nieznajomy, z trudem trzymaj�c si� na nogach. - Czy tutaj przyjmuje �aci�ski biskup? - Miko�aj? - spyta! Hamo i zatrzyma� si� niezdecydowany. - Sk�d mam wiedzie�? - mrukn�� szorstko nieznajomy. - Chodzi mi o prezentacj� jakich� ksi���t - sapn��. - Przy okazji pewnie pocz�stuj� te� dobrym napitkiem. Macie tu przednie wino! Hamo postanowi� tego nadzwyczaj wcze�nie przyby�ego go�cia bezlito�nie o�wieci�. - Prezentacja kr�lewskich dzieci przewidziana jest na dwunast� w po�udnie... - Codziennie? - Nie, tylko jutro. - Hamo nie wiedzia�, czy powinien si� rozz�o�ci�, czy roze�mia�. - A teraz wybaczcie, spiesz� si�! - Powoli, m�ody przyjacielu - zatrzyma� go cudzoziemiec. - Jestem Galeran z Bejrutu, kolega z urz�du waszego biskupa. Musisz mnie sprowadzi� po tych przekl�tych stopniach do najbli�szej otwartej tawerny. - Przytrzyma� Hamona za r�kaw, tak �e ch�opakowi nie pozosta�o nic innego, jak wzi�� go pod r�k� i krok po kroku sprowadzi� po schodach. NOC STYKSA Konstantynopol, jesie� 1247 Pogr��ony w pierwszym �nie biskup przewraca� si� niespokojnie pod baldachimem. D�ugo czeka� na powr�t Hamona i przeklina� swoj� ciotk� Laurencj�, kt�rej obecno�� w pa�acu Kallistosa praktycznie wyp�dza�a ch�opaka do podziemi, je�li ju� w og�le nie z domu