Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard

Już w tym jest coś nienormalnego. Jeśli choć jedna setna tego, co ci powiedziała, jest prawdą - a uznałbym to za wysoki odsetek - to da się to wytłumaczyć w kategoriach braku równowagi psychosomatycznej. Medycyna nie bardzo jeszcze wie, na czym to polega, ale jedno wydaje się pewne: każdy, kto coś tam ma pokręcone w mózgu, przynajmniej do pewnego stopnia będzie też pokręcony na ciele. Fabian rozważał to przez chwilę. - Jim, ty nie wiesz, co to znaczy dla każdej z tych sekretarek skłamać własnemu przełożonemu! Jakiś drobiazg, dlaczego spóźniły się poprzedniego dnia, może tak, ale nie takie historie, jak to! I nie mnie! - Nie wiem, kim ty dla nich jesteś - rzekł lekarz, wzruszając ramionami - nie pracuję u ciebie, Fabe. Ale nic z tego, co mi mówisz, nie byłoby prawdą nawet w przypadku umysłowo chorej. A za taką muszę ją uznać. Posłuchaj, niektóre z tych rzeczy są zwyczajnie niemożliwe, niektóre spotyka się w literaturze medycznej. Istnieją na przykład autentyczne przypadki ludzi, którym w ciągu życia wyrastało kilka kompletów zębów. To są fenomeny biologiczne, jeden na milion ludzi. Ale te pozostałe rzeczy? I to wszystko miałoby się zdarzyć u jednej osoby? Zlitujże się. - Część z tego widziałem. Widziałem włosy na jej paznokciach. - Widziałeś coś na jej paznokciach. Mogło to być równie dobrze dziesięć innych rzeczy. Jednego jestem pewien: to nie mogły być włosy. W tym miejscu zdradziła się, że jest oszustką. Do diabła, człowieku, włosy i paznokcie to w istocie te same tkanki. Jedno nie może rosnąć na drugim! - No, a pępek? Pępek, którego nie ma? Jim Rudd zeskoczył z fotela i szybko obszedł biurko. - Sam nie wiem, czemu tracę dla ciebie tyle czasu - rzeki rozzłoszczony. - Czlowiek bez pępka czy jakikolwiek ssak bez pępka to tak samo, jak owad o temperaturze ciała trzydzieści sześć i sześć. Po prostu go nie ma! Nie istnieje! Podniecał się coraz bardziej, w miarę jak roztrząsał to zagadnienie. Chodził po pokoju, kręcąc przecząco głową. - A gdybym przyprowadził ją do ciebie do gabinetu - Fabianowi przyszła do głowy pewna myśl. -I załóżmy, że zbadasz ją i że ona naprawdę nie ma pępka. No, wyobraź sobie tylko przez chwilę. Co byś wtedy powiedział? - Że to operacja plastyczna - odrzekł lekarz bez namysłu. - Ale jestem przekonany, że nigdy nie zgodzi się poddać takiemu badaniu. Gdyby jednak, i gdyby rzeczywiście nie miała pępka, chirurgia plastyczna byłaby jedynym wytłumaczeniem. - Po co ktoś miałby dokonywać chirurgii plastycznej na pępku? - A bo ja wiem? Nie mam najmniejszego pojęcia. Może miała wypadek. Może miała w tym miejscu jakieś brzydkie znamię. Ale powiem ci, że wówczas byłyby blizny. Na pewno urodziła się z pępkiem. Rudd wrócił za biurko. Wziął do ręki bloczek recept. - Dam ci adres dobrego psychiatry, Fabe. Od czasu tamtej sprawy z Sandrą zawsze uważałem, że masz jakieś kłopoty ze sobą, które pewnego dnia mogą wyjść na jaw. Ten facet to jeden z najlepszych... Fabian wybiegł z pokoju. Gdy wieczorem przyszedł po nią, była cała w skowronkach, czego nie mogła usprawiedliwić nawet niezwykłość randki z własnym szefem. Fabian był zaskoczony, ale pozwolił się jej nacieszyć wspólnym wystawnie spędzonym wieczorem. Dopiero po kolacji i przedstawieniu w teatrze, gdy siedzieli w zacisznym kąciku night clubu popijając drinka, zapytał ją o to. - Nieczęsto chodzisz na randki, prawda Wednesday? - Nie, panie Balik... to znaczy, Fabian. - Uśmiechnęła się z zażenowaniem, przypomniawszy sobie, że na czas randki otrzymała przywilej zwracania się doń po imieniu. - Najczęściej wychodzę do miasta z koleżankami. Zazwyczaj odmawiam, kiedy jakiś mężczyzna proponuje randkę. - Czemu? W ten sposób nie znajdziesz sobie męża. Chcesz przecież wyjść za mąż? Wednesday z namysłem potrząsnęła głową. - Chyba nie. Ja... boję się. Nie tyle małżeństwa. Boję się o dzieci. Sądzę, że ktoś taki jak ja nie powinien mieć dzieci. - Nonsens! Masz jakieś naukowe podstawy ku temu? Czego się boisz? Że to będzie jakiś potwór? - Obawiam się, że... wszystko się może wydarzyć. Wiedząc, że mam takie... takie śmieszne rzeczy, chyba nie powinnam ryzykować zajścia w ciążę. Doktor Lorington też tak uważa. Poza tym jest jeszcze ten wierszyk. Fabian postawił szklankę na stole. - Wierszyk? Jaki wierszyk? - No wiesz, ten o dniach tygodnia. Nauczyłam się go, kiedy jeszcze byłam mała, i już wtedy mnie przerażał. To brzmiało tak: Poniedziałkowe śliczną ma buzię. Wtorkowe dziecię to wdzięku róża, Lecz środy córka od ludzi przeklęta, A przed czwartkową droga tak kręta, Dziecko zaś piątku oddane i czułe... I tak dalej. Kiedy byłam mała i mieszkałam w sierocińcu, powtarzałam sobie: "Moje imię oznacza ŚRODA. Jestem inna od wszystkich dziewcząt, bo mam te różne dziwne rzeczy. A moje dziecko..." - Kto ci dał takie imię? - Ktoś mnie zostawił pod domem dla podrzutków tuż po Nowym Roku, to była środa rano. Więc nie wiedzieli, jak mnie inaczej nazwać, zwłaszcza kiedy odkryli, że nie mam pępka. A potem, już ci o tym mówiłam, kiedy państwo Gresham mnie adoptowali, otrzymałam ich nazwisko. Ujął delikatnie jej rękę. Z jakąś niezrozumiałą satysfakcją upewnił się, że na jej paznokciach naprawdę rosną włosy. - Wednesday Gresham, jesteś po prostu śliczna. Spojrzała na niego badawczo i zobaczyła, że mówi poważnie, spłonęła rumieńcem i wpatrzyła się we wzory na obrusie. -I naprawdę nie masz pępka? - Nie mam. Naprawdę