Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard
.. to znaczy, dlaczego muszę być jedynym Abhorsenem w historii, który nie ma pojęcia o tym, jak funkcjonuje świat! Dlaczego? Dlaczego? - Nie ma na to prostej odpowiedzi - odparł Abhorsen przez ramię. - Ale wysłałem cię do Ancelstierre z dwóch zasadniczych powodów. Po pierwsze, chciałem zapewnić ci bezpieczeństwo. Straciłem już twoją matkę, a jedynym sposobem, byś była bezpieczna, było mieć cię cały czas koło siebie lub trzymać cię w naszym domu - niemal jak więźnia. Nie mogłaś mi wszędzie towarzyszyć, bo od czasu śmierci Regentki, która nastąpiła dwa lata przed twym urodzeniem, sytuacja zaczęła się gwałtownie pogarszać. Po drugie Clayrowie poradzili mi, bym tak zrobił. Powiedzieli, że potrzebujemy kogoś - lub będziemy potrzebować kogoś - kto zna Ancelstierre. Wówczas nie wiedziałem, dlaczego, lecz teraz chyba wiem. - Dlaczego? - spytała Sabriel. - Ze względu na ciało Kerrigora lub Rogira - wyjaśnił Abhorsen, używając jego pierwotnego imienia. Nigdy nie można go było naprawdę uśmiercić, gdyż jego ciało chroni Wolna Magia w jakimś miejscu w Życiu. Tak jak kotwica, dzięki której ciągle powraca. Od czasu, gdy zniszczono Wielkie Kamienie, każdy Abhorsen poszukiwał tego ciała - ale żaden go nie odnalazł, ja też, nigdy nie podejrzewaliśmy bowiem, że znajduje się ono w Ancelstierre, rzecz jasna, w pobliżu Muru. Do tej pory Clayrowie na pewno już je zlokalizowali, bo Kerrigor musiał się do niego udać, gdy wyłonił się w Życiu. Chcesz wymówić zaklęcie, czy ja mam to zrobić? Dotarli do Trzeciej Bramy. Nie czekał na jej odpowiedź, lecz od razu wypowiedział słowa. Sabriel poczuła się dziwnie, słysząc je, a nie wymawiając, jakby patrzyła na to z zewnątrz, niczym odległy obserwator. Przed nimi wznosiły się schody, które przecinały wodospad i mgły. Abhorsen pokonywał po dwa stopnie za jednym zamachem, dając dowód niewiarygodnej energii. Sabriel starała się za nim nadążyć, poczuła jednak zmęczenie w kościach i znużenie rozlewające się po wyczerpanych mięśniach. - Gotowa do biegu? - spytał Abhorsen. Gdy zeszli ze schodów, ujął ją za łokieć i weszli w rozdzielające się mgły. Ten zaskakująco oficjalny gest przywiódł jej na myśl czasy, gdy była małą dziewczynką i podczas jednej z rzeczywistych wizyt ojca w szkole domagała się, by ktoś jej towarzyszył w niesieniu koszyka na piknik. Biegli, wyprzedzając falę, i przytrzymywali dłońmi dzwonki, mknąc coraz szybciej. Sabriel myślała, że zaraz nogi odmówią jej posłuszeństwa i spadnie, koziołkując na łeb na szyję, aż zatrzyma się w końcu jako plątanina miecza i dzwonków. Jakoś się jej jednak udało. Abhorsen wyrecytował zaklęcie, które otwierało podstawę Drugiej Bramy, umożliwiając im przejście przez wir. - Jak więc mówiłem - ciągnął Abhorsen, znowu przeskakując po dwa schody naraz i mówiąc tak szybko, jak się wspinał - z Kerrigorem nie da się rozprawić dopóty, dopóki jakiś Abhorsen nie odnajdzie jego ciała. Wielokrotnie spychaliśmy go w głębsze rejony Śmierci, nawet do Siódmej Bramy, lecz to tylko odwlekało rozwiązanie problemu. Przez cały ten czas rósł w siłę, bowiem niszczały pomniejsze Kamienie i upadało Królestwo - a my słabliśmy. - Co znaczy: my? - spytała Sabriel. Wszystkie te informacje docierały do niej za szybko, zwłaszcza, że biegli. - Linie krwi Wielkich Kodeksów - odparł Abhorsen - co w sumie oznacza Abhorsenów i Clayrów, odkąd ród królewski niemal wygasł. Jest jeszcze, oczywiście, pozostałość po Budowniczych Muru, rodzaj tworu, który przetrwał po tym, gdy włożyli swe moce w Mur i Wielkie Kamienie. Ojciec zszedł ze skraju wiru i pewnym krokiem ruszył do przodu, wchodząc w Drugi Rejon, a Sabriel podążała tuż za nim. Abhorsen poruszał się tu zupełnie inaczej niż przedtem ona sama, kiedy się zatrzymywała i badała nieufnie teren. Niemal biegł, najwyraźniej przemierzając doskonale znaną sobie trasę. Sabriel nie mogła pojąć, w jaki sposób orientował się w przestrzeni, skoro nie było tu żadnych charakterystycznych punktów. Być może i ona uważałaby tę drogę za łatwą, gdyby spędziła trzydzieści kilka lat na wędrówkach w Śmierci. - A zatem - podjął temat Abhorsen - w końcu nadarza się nam sposobność, aby raz na zawsze pokonać Kerrigora. Clayrowie poprowadzą cię do jego ciała, zniszczysz je, a potem wygnasz postać, którą przybrał teraz jego duch - będzie znacznie osłabiona. Potem uwolnisz jedynego ocalałego z rodu Księcia ze stanu zawieszenia, w jakim przebywa, i z pomocą pozostałości po Budowniczych Muru naprawisz Wielkie Kamienie... - Ocalały Książę - powtórzyła pytająco Sabriel, czując, jak odsłania się tajemnica, której wcale nie próbowała rozwiązać - czy to nie on był... hm... zawieszony... unieruchomiony jako galion w Poświęconej Pieczarze, a jego duch uwięziony w Śmierci? - Bękart Królowej, do tego chyba niespełna rozumu - rzekł, nie słuchając jej, Abhorsen. - Płynie w nim jednak właściwa krew. Co takiego? A tak, tak, jest... mówisz, że był... to znaczy... - Tak - dodała ze smutkiem Sabriel. - Nazwał sam siebie Touchstone. I czeka w zbiorniku, koło Kamieni, razem z Moggetem. Po raz pierwszy Abhorsen przystanął, wyraźnie zdumiony