Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard
- Wakacje? - Bez pozostawienia adresu lub numeru telefonu, gdzie mogłaby go odszukać Agencja? - Rozumiem. - Udało mi się jego śladem dotrzeć do Belgii. Potem... - Hardy zapalił papierosa i zaciągnął się. - I nikt nie miał pretensji o to zniknięcie? - Nie tylko, że nie zastanowiło to nikogo, to jeszcze w następnym roku otrzymał awans. Z tego, co wiem, został wysłany w misji, a awans był nagrodą za osiągnięty sukces. Mimo wszystko ten nie rozliczony tydzień... - Jeżeli jest śpiochem, mógł w tym czasie spotkać się ze swoim zwierzchnikiem z KGB. - Możliwe. Ale to byłaby niechlujna robota. Przychodzi mi do głowy o wiele więcej sposobów, w jaki KGB mogłoby się z nim kontaktować nie budząc podejrzeń. Dlaczego ściągać na siebie zainteresowanie? Obojętnie, jaki miał powód do zniknięcia, najwyraźniej było to konieczne - coś, czego nie można załatwić w inny sposób. Saul zmarszczył brwi. Wentylacja zaterkotała, a on wstrząsnął się, bynajmniej nie z powodu zimna. - Jest jeszcze coś innego - powiedział Hardy. - W 1973 ponownie zniknął - tym razem na ostatnie trzy dni lipca. - Znów w Belgii? - W Japonii. - Jakie więc tu powiązanie? Hardy wzruszył ramionami. - Nie mam pojęcia, czym się zajmował podczas tych wypraw. Jednak wciąż wracam do swoich pierwszych przypuszczeń. Powiedzmy, że podczas wojny, kiedy wyjechał do Anglii, stał się - obok Philby'ego, Burgessa i MacLeana - podwójnym agentem: - Albo potrójnym. - Możliwe - Hardy podrapał się w podbródek. - Nigdy mi to nie wpadło do głowy. Mógł udawać, że współpracuje z Philby'm, mając zamiar wykorzystać swoje stosunki z sowietami dla dobra Stanów Zjednoczonych. Zawsze podobała mu się kompleksowość, a funkcja potrójnego agenta spełnia właśnie taką rolę. Różnica jest właściwie żadna. Obojętne, czy był podwójnym czy potrójnym agentem, musiał kontaktować się z KGB. Ktoś musiał mu przekazywać wiadomości; ktoś, z kim regularnie się spotykał, tak że nikomu nie przyszłoby do głowy, że coś podejrzanego kryje się w ich kontaktach. Ten ktoś musi posiadać swobodę ruchu. Najlepiej, żeby miał powiązania w Europie. - I znalazłeś tego kogoś? - Róże. - Co? - W równym stopniu co kompleksowość, Eliot kocha róże. W jego rozkładzie dnia zajmują naczelną pozycję. Prowadzi korespondencję z innymi miłośnikami. Wysyła i otrzymuje rzadkie odmiany. Saul drgnął. - I jeździ na wystawy kwiatów. - Do Europy. Szczególnie na coroczny pokaz lipcowy w Londynie. Nie pominął żadnego od '46. kiedy to odbył się pierwszy po wojnie. Doskonałe miejsce na spotkania. Zawsze zatrzymuje się u swojego przyjaciela, który ma posiadłość niedaleko Londynu... u Percivala Landisha juniora. Saul gwałtownie nabrał powietrza. - Rozpoznajesz to nazwisko? - zapytał Hardy. - Jego ojciec reprezentował angielski wywiad na spotkaniu układu Abelarda w trzydziestym ósmym. - Interesujący zbieg okoliczności, nie sądzisz? Auton, który również był na spotkaniu, zaprzyjaźnia się z Landishem seniorem. Eliot - przybrany syn Autona zaprzyjaźnia się z synem Landisha. Tak na marginesie: to senior Landish był zwierzchnikiem Philby'ego. - Jezu - powtórzył Saul. - Musiałem więc zadać sobie pytanie - ciągnął Hardy - czy również Landish senior był śpiochem? Kiedy ma się do czynienia z konspiracją, pojawia się pewien problem: po jakimś czasie wszystko zaczyna pasować do teorii. Czy miałem zbyt wybujałą wyobraźnię? Ujmijmy to w ten sposób: jeżeli Eliot pracuje dla sowietów, moim kandydatem na kuriera przekazującego mu wiadomości jest Landish junior. Nadaje się do tego doskonale. Zajmuje takie samo miejsce w MI-6, co Eliot w CIA. Podobnie jak Eliot, upiera się, że w MI-6 jest śpioch. Jeżeli Landish senior pracował dla sowietów, może Landish junior kontynuuje dzieło ojca. - Problem w tym, jak to udowodnić. VII. Eryka zatrzymała się w połowie przejścia i pochyliła w stronę pasażera siedzącego przy oknie. - Proszę pana o zapięcie pasów. Ubrana była w elegancki mundur stewardesy El Al-u. Ze względu na pośpiech miała do wyboru tylko kilka kandydatek, które mogła zastąpić. Jej wzrost, kolor włosów i rysy twarzy upodobniały ją do stewardesy, którą zaplanowano na ten rejs. Jednak stewardesa jechała teraz z Miami w stronę Key West na niespodziewane, krótkie i opłacone w całości wakacje - była nieco drobniejszej budowy niż Eryka, tak więc mundur opinał się na jej figurze, podkreślając zarys piersi. Mężczyznom na pokładzie najwyraźniej to nie przeszkadzało. Posuwając się dalej przejściem, sprawdziła, czy wszyscy zapięli pasy. Jedną z pasażerek poprosiła, by wcisnęła swoją pękatą torbę pod fotel z przodu. Następnie zlustrowała kabinę. Nikt nie palił. Oparcia foteli stały w pozycji prostej, tacki z porcjami zebrane i zabezpieczone w pojemnikach. Skinęła głową innej stewardesie i przeszła do przodu, by jeszcze raz przyjrzeć się pasażerom. O ile mogła to ustalić, nikt nie zareagował dziwnie na jej widok. Nikt nie rzucał napiętych spojrzeń. Nikt nie unikał jej wzroku. Oczywiście, dobrze wyszkolony agent nie popełniłby takich pomyłek. Mimo wszystko dopełniła procedury - zaniedbanie byłoby pomyłką z jej strony. Zapukała do drzwi kabiny pilotów i otworzyła je. - Podać komuś kawę? Pilot odwrócił się. - Nie, dzięki. Personel naziemny zapakował już bagaże. Mamy pozwolenie na kołowanie. - Jaka pogoda? - Nie może być lepsza. Przez całą drogę czyste niebo - odparł siedzący tuż obok Saul. Razem z Chrisem mieli dokumenty upoważniające do nadzorowania lotu. W mundurach pilotów było im do twarzy. Siedzieli w tyle kabiny i obserwowali załogę, która nie miała powodów wątpić, że są tymi, za kogo się podają. Wraz z Eryką wsiedli wcześniej na pokład, przechodząc do rękawa osobnym wejściem i unikając kontroli w terminalu. Mieli doskonale podrobione papiery. Misza Pletz z ambasady Izraela po raz kolejny dokonał cudu. Samolot odsunął się od platformy bagażowej, a Eryka wróciła do pasażerów. Mężczyźni sprawiali wrażenie zauroczonych jej kształtami, a kobiety z lękiem oczekiwały na start. Zdecydowała, że nie ma powodu do zmartwienia, zwłaszcza, że samolot rozpoczął już procedurę startową. El Al miały opinię najlepiej strzeżonej linii świata. Trzech pasażerów - rozmieszczeni byli z przodu, w środku i z tyłu w rzeczywistości było uzbrojonymi komandosami. Za okienkami nagle pojawiły się dwa ciężkie samochody i ustawiły po obu stronach samolotu, kiedy ten odrywał się od rękawa i kierował na pas startowy. W samochodach Eryka dostrzegła postawnych mężczyzn upoważnionych do noszenia broni automatycznej, którą trzymali w ukryciu - to była standardowa procedura ochrony linii, która tak często padała ofiarą terrorystów. Po wylądowaniu w Londynie pojawią się kolejne dwa samochody, by eskortować samolot w drodze do terminalu. Stanowisko El Al-u wewnątrz lotniska będzie skutecznie, choć dyskretnie strzeżone. Grupa uderzeniowa, która spróbowałaby ataku na Erykę, Chrisa i Saula, musiałaby składać się z samobójców. Uczucie ulgi szybko minęło