Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard
- Roślinę w doniczce - poprawiła. - Semantyka. Naprawdę chcesz ten obraz? - To zależy, o ile moje zainteresowanie podniesie jego cenę. - Jesteś okropnie cyniczna. - Cynizm jest niedoceniany. Podaj mi namiar na swego agenta. A wtedy zobaczymy. Uwielbiał sposób, w jaki jej krótkie, lśniące włosy podkreślały kształt jej głowy. Chciał więcej niż szkicować. Chciał ją malować. I dotykać. Gładzić dłońmi tę gęstą, jedwabistą czerń włosów, aż będzie pamiętała ich dotyk nawet we śnie. - Zróbmy zamiast tego przyjacielską wymianę. Ty mi pozuj, a obraz jest twój. - Chyba właśnie to robiłam. - Nie. Chcę cię mieć w oleju. - I w akwareli, i w pastelach, dopowiedział w myślach. I w łóżku. W ciągu ostatnich kilku dni bardzo dużo myślał o niej. Na tyle dużo, że wyciągnął pewien wniosek. Taka kobieta jak ona, z jej wyglądem i pochodzeniem, musi być przyzwyczajona do nachalnych zalotników. Świadomie więc postanowił zwolnić nieco bieg rzeczy i czekać, aż ona zrobi pierwszy krok. W jego mniemaniu właśnie go zrobiła. Posługując się rośliną doniczkową. Pragnął jej równie mocno jako mężczyzna i jako malarz. Nieważne, co przyjdzie pierwsze, pod warunkiem, że osiągnie jedno i drugie. Dru ponownie przeniosła wzrok na obraz. Zawsze odczuwał przyjemność i podniecenie, gdy widział pożądanie w czyichś oczach oglądających jego dzieło. Widząc je w oczach Dru, miał pewność, że zawodowo zdobył punkt. - Prowadzę firmę - zaczęła. - Zmieszczę się poza godzinami twojej pracy. Jeśli dasz radę, poświęć mi godzinę co rano, zanim otworzysz. A w niedzielę cztery godziny. Zmarszczyła czoło. Gdy tak to przedstawił, nie wydawało się zbyt absorbujące. No i, och, ten wspaniały obraz. - Jak długo? - Jeszcze nie wiem. - Poczuł leciutkie rozdrażnienie. - To sztuka, a nie księgowość. - Tutaj? - W każdym razie na początku. Stoczyła wewnętrzną walkę, przekonując samą siebie. Wolałaby nigdy nie zobaczyć tego przeklętego obrazu. A potem, ponieważ byłaby głupia, nie sprawdziwszy wszystkich warunków umowy, podeszła do sztalugi i spojrzała na swój portret. Spodziewała się czegoś pobieżnego, szkicowego, ponieważ rysowanie nie zajęło mu więcej niż piętnaście minut. A zobaczyła rysunek zdumiewająco perfekcyjny w każdej kresce, krzywiźnie, cieniu. Wygląda na nim trochę powściągliwie i poważnie. Cynicznie? - przyszło jej na myśl i uśmiechem zatuszowała emocje. - Nie wyglądam zbyt przyjaźnie - powiedziała. - Bo nie byłaś zbyt przyjaźnie nastawiona. - Trudno mi się z tym nie zgodzić. - Westchnęła. - Nie mam sukienki z długą, powiewną spódnicą i górą bez rękawów. I on się uśmiechnął. - Coś zaimprowizujemy. - Poświęcę ci jutro godzinę. Od wpół do ósmej do wpół do dziewiątej. - Uff. Dobrze. - Podszedł do ściany, zdjął obraz i wręczył go Dru. - Masz zaufanie. - Zaufanie jest niedoceniane. Kiedy już miała zajęte ręce, ujął ją za ramiona. Znów lekko ją uniósł, tak że stała na palcach. I wtedy otworzyły się drzwi. - O nie - mruknął Seth, gdy Cam wparował do środka. - Oni nigdy nie pukają. - Cześć, Dru. A ty, mały, całuj dziewczyny, jak masz wolny czas. Nie czuję kawy. - Najwyraźniej czuł się tu jak u siebie. Ruszył do kuchni, ale zauważył rysunek. Jego twarz rozpromieniła się w czystym zachwycie. - Najłatwiejszy pieniądz, jaki zarobiłem. Założyłem się o pięćdziesiątkę, że ten tutaj Seth namówi cię do pozowania przed końcem tygodnia. - Naprawdę? - Nie obraź się. Jeśli ten Rembrandt chce coś namalować, zawsze znajdzie sposób. Byłby głupcem, gdyby przegapił taką szansę - dodał, a gdy ponownie oglądał płótno, na jego twarzy malowała się taka duma, że złagodniała. - Może on jest strasznie upierdliwy, ale nie jest głupi. - Co do upierdliwości, już się przekonałam. Ocenę tego, czy jest głupi, odłożę do czasu, aż lepiej go poznam. Siódma trzydzieści - zwróciła się do Setha, wychodząc. - Rano. Cam nic nie powiedział, tylko wymownie przycisnął otwartą dłoń do serca. - Odwal się. Cam skwitował wybuchem śmiechu jego rozdrażnienie. - To będziesz ją malował czy pieprzył? Chłopie, co ma wisieć, nie utonie. Jeszcze nie tak dawno strasznie cię denerwowało, że my się uganialiśmy za spódniczkami, jak to nazywałeś. - Jeśli ponad piętnaście lat to według ciebie nie tak dawno, to dowód, że się naprawdę starzejesz. Na pewno możesz wejść na dach? Jeszcze stracisz równowagę i spadniesz. - Wciąż jeszcze mogę ci skopać tyłek, dzieciaku. - Jasne. Gdyby Ethan i Phil mnie przytrzymali, miałbyś szansę. - Roześmiał się, gdy Cam złapał go silnym chwytem za głowę. - O rany, teraz to już się boję. Ale obaj pamiętali czasy, kiedy tak było. Kiedy chudy, pyskaty chłopak reagował strachem na każdy dotyk. Pamiętając to, Seth omal nie zdradził się ze swym problemem, skrywanym głęboko w zakamarkach duszy. Nie, radził sobie z tym dotąd, poradzi sobie i dalej, postanowił w duchu. Seth dotrzymał słowa. Gdy zamontowali już ostatni świetlik, poszedł z Camem do stoczni odpracować kilka godzin. Kiedyś przypuszczał, że będzie tutaj zarabiał na życie, pracując u boku swych braci przy konstrukcji łódek żaglowych. Faktem było, że część jego najlepszych wspomnień wiązała się z tym starym, ceglanym budynkiem, naznaczonym jego potem, a nawet krwią. Miał jednak wtedy pewność, że uczestniczy w czymś ważnym. Z biegiem lat stocznia się zmieniała. Udoskonalała, jak to określał Phillip. Mur budynku nie był już goły i połatany, lecz pobielony