Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard

Drzewo zbliżało się z każdym ułamkiem sekundy, potężny motor ryczał na wysokich obrotach. Kannan przywołał całą wściekłość i frustrację ostatnich miesięcy, zadzierzgnął te uczucia w palący węzeł i wykonał ostry skręt. Maszyna zaczęła sunąć w kierunku krawędzi zbocza. Kannan walczył teraz z siłą ciążenia. Przeżył moment paniki, gdy spojrzał prosto w głęboką skalną rozpadlinę, lecz wtedy motocykl wreszcie zareagował i przednie koło zatoczyło ostry łuk. Napięcie i gniew eksplodowały w sercu Kan-nana i odpłynęły wielką falą, uwalniając go spod swojej władzy. Pokonał zakręt, wrócił na drogę i przyspieszył. 106 Na Boże Narodzenie 1946 roku do Doraipuram zjechało tylu bliższych i dalszych krewnych, że zabrakło miejsc do spania w pokojach gościnnych. W Neelam Illum Lily, Ramdoss — 586 — i Kannan otworzyli pokoje, które od lat były zamknięte. We wszystkich domach w osadzie rozkładano polowe łóżka i maty, a niektórzy goście musieli nocować w kościele, gdzie ławki przesunięto daleko pod ściany, aby zrobić miejsce dla kuzynów i pociotków ze wszystkich zakątków świata. W Doraipuram nie widziano tak licznego zgromadzenia od nabożeństwa żałobnego w intencji Daniela. Nikt nie wiedział, dlaczego wszyscy zaproszeni zdecydowali się przybyć, a razem z nimi wielu, którzy wcale nie otrzymali zaproszenia. Być może stało się tak dlatego, że wojna wreszcie naprawdę dobiegła końca, a może ludzie przybywali do Doraipuram, zwabieni obietnicą wolności. Niewykluczone też, że przyjechali, ponieważ dwudziesta piąta rocznica założenia kolonii przypadała już w następnym roku, i chcieli nawiązać kontakt z rodzinami zamieszkałymi w Doraipuram, bo kto wie, co przyniesie następne ćwierćwiecze... Tak więc zjechali się wszyscy: ci, którzy zawsze nosili w sercach obraz Doraipuram, oraz ci, którzy nigdy nie widzieli kolonii, zmanierowani amerykańscy krewniacy z Metuchen i Mississauga, mówiący z dziwnym akcentem brytyjscy Hindusi z Kensington i Birmingham, a także jedna rodzina z dalekiego Napier. Wszyscy ściągnęli do osady na brzegu Chevatharu. Już po paru dniach od przyjazdu rodzinna osada przytuliła ich do serca. Zagraniczni kuzyni szybko stracili pretensjonalne maniery i obcy akcent i zaczęli cieszyć się życiem w Doraipuram. Zanurzyli bose stopy w czerwonym chevatharskim pyle i dosiedli rowerów, które sprawiały wrażenie wyprodukowanych co najmniej kilkadziesiąt lat wcześniej. Z podziwem gapili się na studnię, którą przeskoczył Aaron, i oglądali ruiny twierdzy Kulli Marudu, zakłócając spokój starej kobry, teraz prawie białej i oślepłej ze starości. Pływali w morzu i w rzece, odgrywali bitwę Salomona Dorai na plaży i spacerowali w mangowych sadach z zupełnie nieuzasadnioną nadzieją, że któreś drzewo wyda owoce poza sezonem. Energia i cierpliwość osiemdziesięciorga trojga stałych mieszkańców Doraipu- — 587 — ram wystawione były na ciężką próbę, ponieważ przybyszów było dwukrotnie więcej, lecz nikt nie mógł skarżyć się na brak gościnności. Dla Kannana były to drugie święta Bożego Narodzenia w osadzie, licząc od powrotu. Szybko zdał sobie sprawę, że wreszcie czuje się integralną częścią wszystkiego, co dzieje się dokoła, i sprawiło mu to niemałą satysfakcję. Cieszył się ze spotkania z wieloma dawnymi przyjaciółmi, chociaż ci najbliżsi, Albert i Shekhar, którzy wyjechali do Vancouver i San Die-go, nie mogli przybyć na święta do Doraipuram. Bonda, obecnie pracownik banku w Melur, przyjechał jako jeden z pierwszych gości i obaj z Kannanem całymi godzinami wspominali wspólne dzieciństwo. W całej osadzie odnawiano stare przyjaźnie i nawiązywano nowe. Wielka rodzina Dorai radowała się z licznego i hałaśliwego zjazdu. Dzień Bożego Narodzenia, kulminacyjny moment długich przygotowań, zaczął się wcześnie. Już przed siódmą rano kościół zapełnił się ludźmi. Ponad połowa wiernych spała najwyżej dwie godziny, ponieważ prawie cała noc upłynęła im na wspólnym śpiewaniu kolęd, pakowaniu prezentów oraz pochłanianiu gargantuicznych ilości jedzenia i picia, przygotowanych przez matki, ciotki i służbę