Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard
Melanchton wzrastał w swej roli rzecznika protestantów. Był zdecydowanym reprezentantem idei unijnej. Jego pismo miało udowodnić, że nauka Lutra jest dawną na wskroś ortodoksyjną nauką Kościoła łacińskiego. Należy tylko usunąć nadużycia, na które można różnie się zapatrywać, ale nie należą one do istotnych kwestii wiary. Wielkie i drażliwe problemy, o które rozgorzała walka, zostały w miarę możliwości ominięte: pozycja papieża, rola kapłana jako pośrednika, autorytet biskupów, problem, który najbardziej bezpośrednio wkraczał w życie niemieckich krajów. Ze sprawami tymi Melanchton nie był pozostawiony sam sobie. Odpowiedni udział miał w nich Luter. On także myślał o ponownym dopuszczeniu biskupów do władzy i rozwinął tę kwestię w broszurze adresowanej do uczestników obrad. Poza tym chwilami to grzmiał, to nawoływał swego elektora do powrotu do Saksonii, to znów zwracał się ku nadziejom, jakie pokładał w cesarzu; nieświadom stanu spraw, już po zamknięciu sesji, pisał o Karolu, że „zdobył sobie życzliwość i miłość całego świata", nie chcąc potępiać czystej nauki Ewangelii i stojąc „jak skała". To tylko jego doradcy winni są zła. Było to po prostu naiwne; wśród takich myśli wymyka się Lutrowi rozbrajające westchnienie: „Ach Boże, przecież w tych sprawach jestem dzieckiem!" W sprawach tego świata. Porządku tego świata nie umiał sobie wyobrazić bez cesarza. W jednym z pism, po wojnie chłopskiej, wypowiedział się w gniewie o wszelkim powstaniu: „Jak odcina się głowę chłopu-buntow-nikowi, tak należy pozbawić głowy każdego buntowniczego szlachcica, hrabiego, księcia, jednych i drugich, w ten sposób nikomu nie będzie krzywda..." — teza ryzykowna, gdyby chciano ją zastosować do jego elektora. Potem zauważa: „Uczymy, czego chcemy, a świat nie inaczej,.robi, co chce", czy jeszcze posępniej: „Bóg rzucił nas w ś wiat, pod panowanie diabła, a więc po to, byśmy nie mieli tu raju, ale oczekiwali w każdej godzinie wszelakiego nieszczęścia." Zatem: żadnego oporu, tylko uległość i modlitwa. Wychodząc z tego podstawowego poglądu, stanowczo wypowiadał się przeciwko wszelkim sojuszom protestanckim. Landgraf Filip był w jego ocenie „nazbyt śmiały", jak niegdyś w Wormacji o Lutrze młodszym, wcześniejszym powiedział elektor Fryderyk. Luter nie ufał planom Hesseńczyka, wszystkie mu pachniały prochem. Niechęć do landgrafa Filipa zwiększał w nim jego plan przyciągnięcia Zwingliego, a sekundował Lutrowi w tej niechęci Melanchton. W pierwszej redakcji Wyznania augsburskiego równie duży nacisk jak na zbliżenie z katolikami kładł on na wyraźne odcięcie się od Zwingliego i jego zwolenników. Jeżeli rozłam, w znacznej mierze już nieusuwalny, mogła jeszcze zaleczyć gotowość do kompromisu, to sposobność taka dana była w Augsburgu. Sytuacja ta rysuje się symbolicznie w czołowych umysłach epoki: Luter - 512 33 Marcin Luter 513 W1TTENBERSKI REFORMATOR ślący sprzeczne napomnienia z oddali, z Yeste Coburg; Erazm — pilnie wezwany przez cesarza, by zechciał pomóc światłymi radami; trwożnie jednak trzyma się z dala, pozostaje w swym nowym schronieniu, Fryburgu, i tylko w ostrożnych listach ostrzega przed skutkami, których nie można przewidzieć, i przed losem, który w walce jest zawsze kapryśny; pośrodku, w Augsburgu, przed obliczem cesarza i Rzeszy stoi Melanchton, który i w poglądach też trzymał się środka między Lutrem a Erazmem. Był skłonny iść na ustępstwa, do granicy, za którą mogły zaczynać się podejrzenia protestantów o to, że przekupili go papiści. Stosowana taktyka takich podejrzeń przecież nie wykluczała. Ale w tym względzie drobny Melanchton, delikatnej postury i niemal chorobliwie wyglądający, pozostawał poza wszelkimi podejrzeniami. Jak Luter, nigdy nie brał pieniędzy; pozostawał też niepodatny na obietnice wysokich godności. Wpływ jednak można było nań wywrzeć w inny sposób, mniej materialny. Sekretarz stanu Alfonso de Yaldes, człowiek o bogatej umysłowości, był hiszpańskim erazmianinem, a także autorem pism polemicznych zwalczających papieża Klemensa. W rozmowach z Yaldesem odkrył Melanchton pokrewną duszę. W nowo nabytym swym szacunku dla zwierzchności pozostawał pod głębokim wrażeniem cesarskiego majestatu. Godził się nawet z najzażartszym przeciwnikiem — któż jak nie doktor Eck, ów nieznużony, przybył teraz spiesznie w roli rzeczoznawcy — w sprawie artykułów l, 3, 7, 9 i jeszcze siedmiu innych swego projektu, a nawet Luter z odległego zamku oświadczył, że znaczenie tych artykułów nie jest zasadnicze. Pozostawała kwestia, w której byli nieustępliwi i nie mogli ustąpić: słowo Boże, Ewangelia, swobodne głoszenie kazań — i o nią szło. Praktycznie było to już w toku; praktyka nie zawsze, a nawet rzadko była oparta na jednakowych podstawach dogmatycznych, czasem poszerzona o przykre ataki na wrogów lub na braci w wierze, nie mniej istniała i żyła. To była nowa wiara. Powoływała się na słowo Ewangelii i na wolność tego słowa. Była to moc i siła protestantów, jedyna i pozostająca ponad wewnętrznymi sporami. Była silniejsza od sporów o dogmaty. Była też silniejsza od głosu autorytetu, a dowód tego dała natychmiast. Stadia postępowania przed sejmem były takie: najpierw czytanie pisma Melanchtona — a protestanci uważali za wielki sukces, że w ogóle im na to pozwolono; potem opracowanie przez katolickich teologów pisma odpierającego twierdzenia; dalej przyjęcie tej repliki większością głosów sejmu, a potem oświadczenie cesarza: nakazywał protestantom podporządkowanie się od tego momentu, w przeciwnym razie wkroczy jako protektor Kościoła. Było w tym jeszcze „odparcie odparcia" — kontrreplika Melanchtona, a w końcu rozejście się bez pojednania. Protestanci pozostali przy 514 PROTESTANCI proteście: pięciu książąt i czternaście miast, wśród nich Strasburg, Frankfurt, Norymberga, a także — ku przerażeniu majestatu — Augsburg, miasto sejmowych obrad, siedziba możnych jego kredytodawców. To w Augsburgu zadecydowano o rozłamie Niemiec. Książęta protestanccy i delegaci wyjechali; nikt nie miał odwagi ich zatrzymywać. Oryginał Wyznania augsburskiego zabrał cesarz; po dokumencie ślad zaginął. Zabronił też niezwłocznie drukowania tekstu. Pomimo to, jeszcze podczas obrad sejmu, ukazało się jedno wydanie, określone jako niedokładne również przez protestantów. Melanchton, wróciwszy do Wittenbergi, opracował „tekst autentyczny", zawierający różne zmiany. Procedurę tę, dając wciąż nowe wersje, kontynuował przez wiele lat. Po jego śmierci wywiązał się ostry spór dogmatyczny o to, która z nich jest prawdziwym Wyznaniem augsburskim. Jest to może jedyna w swoim rodzaju sytuacja: dokument tak zasadniczy, otoczony taką niepewnością