Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard

Jak zawsze wspierali go rodzice i siostry. Jego sprawa zwróciła uwagę opinii publicznej. George Briggsjego adwokat, litościwie odszedł z tego świata, ale tuż przedtem odebrano mu prawo do uprawiania zawodu. Z Gregiem skontaktowało się kilku znanych karnistów, którzy chcieli go reprezentować. Prawnicy lgną do kamer jak pszczoły do miodu i Grega bardzo to bawiło. Ale wybór był łatwy. Z więzienia wyciągnął go Mark Barrett, najlepszy kumpel, i Greg był pewien, że teraz wywalczy dla niego wolność. Najbardziej obciążającym dowodem, przedstawionym na pierwszym procesie przez oskarżenie, było zeznanie dwóch specjalistów od śladów po ugryzieniach. Obydwaj potwierdzili, że znak na piersi Kathy Wilhoit pozostawił żyjący z nią w separacji mąż. Rodzina Grega skontaktowała się z wybitnym ekspertem w tej dziedzinie, drThomasem Kraussem z Kansas. Dr Krauss był zdumiony różnicami między odciskiem zębów Grega i znakami na piersi ofiary. Radykalnie się różniły. Mark Barrett wysłał znak z piersi Kathy do jedenastu uznanych ekspertów z całego kraju, z których wielu zeznawało w sądzie jako świadkowie 224 oskarżenia. Byli wśród nich najlepsi specjaliści z FBI oraz biegły, który zeznawał w procesie Teda Bundy'ego. Ich opinia była jednomyślna: cała dwunastka uznała, że Grega Wiłhoita należy wykluczyć z kręgu podejrzanych. Odcisk jego zębów i znaki na piersi ofiary nie miały ze sobą nic wspólnego. Na przesłuchaniu dowodowym ekspert obrony przedstawił dwadzieścia zasadniczych różnic między zębami oskarżonego i śladami na ciele Kathy, podkreślając, że każda z nich definitywnie eliminuje Grega jako podejrzanego. Mimo to, oskarżenie nie ustępowało, domagając się procesu, który szybko zmienił się w farsę. Mark Barrett skutecznie obalił zeznania biegłych strony przeciwnej, a potem podważył wiarygodność ich specjalisty od DNA. Następnie, gdy tylko przyszła jego kolej, złożył stanowczy, bardzo przekonujący wniosek o oddalenie wszystkich zarzutów i o całkowite uniewinnienie Grega Wiłhoita. Sędzia zarządził przerwę i poszli razem na lunch. Gdy wrócili, i gdy po powrocie przysięgłych w sali zapanował wreszcie spokój, sędzia — nader rzadka to decyzja — oznajmił, że przyjmuje wniosek. Sprawa została oddalona. - PanieWilhoit — powiedział. —Jest pan teraz wolnym człowiekiem. Po całonocnym świętowaniu z rodziną i przyjaciółmi Greg pojechał szybko na lotnisko i poleciał do Kalifornii. Poprzysiągł sobie, że jeśli w ogóle wróci kiedyś do Oklahomy, to tylko po to, żeby odwiedzić rodzinę lub walczyć o zniesienie kary śmierci. Po ośmiu latach od zabójstwa żony był nareszcie wolny. Ścigając nie tego podejrzanego, co trzeba, policja i prokuratura dopuściła do tego, że trop prawdziwego mordercy uległ zatarciu. Jak dotąd go nie odnaleziono. Nowa komora śmierci w bloku H działała znakomicie. Dziesiątego marca 1992 roku stracono w niej Robyna Leroya Parksa, czterdziestotrzyletniego Murzyna skazanego za morderstwo sprzedawcy ze stacji benzynowej w 1978 roku. W bloku śmierci przesiedział trzynaście lat. Trzy dni później stracono Olana Randle'a Robinsona, czterdziesto-sześcioletniego białego skazanego za morderstwo dwojga właścicieli wiejskiego domu, do którego włamał się w 1980 roku. Ron Williamson miał być trzecim osadzonym, którego zamierzano unieruchomić na wózku, żeby dać mu możliwość wygłoszenia ostatniego słowa. 15 - Niewinny 225 Trzydziestego sierpnia 1994 roku w drzwiach celi Rona stanęło pięciu groźnie nachmurzonych strażników. Skuli mu ręce i nogi, założyli mu łańcuchy. Zanosiło się na coś poważnego. Ron był jak zwykle brudny, nieogolony i impulsywny, więc trzymali się od niego z daleka. Jednym z nich był sadysta Martin. Wyprowadzono go z bloku, wsadzono do furgonetki, zawieziono do pobliskiego budynku administracyjnego i pod eskortą wprowadzono do gabinetu naczelnika, pokoju z długim stołem konferencyjnym, gdzie tłum ludzi wyraźnie czekał na coś dramatycznego. Wciąż w kajdanach i pod silną strażą Ron usiadł na końcu stołu Na drugim końcu siedział naczelnik, który rozpoczął spotkanie od przedstawienia go ponurym członkom personelu więziennego. — Bardzo mi miło, to dla mnie wielka przyjemność. Następnie wręczono mu „zawiadomienie". Naczelnik zaczął czytać je na głos. Skazano pana na śmierć i zostanie pan stracony we wtorek dwudziestego siódmego września 1994 roku o godzinie 12.01