Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard

W "Deklaracji" zapisane zostalo m.in. "Iączy nas 182 183 przekonanie o konieczności zastąpienia czym innym demagogicznych hasel, których realizacja podcina korzenie naszej cywilizacji. (...) Uważamy, że istnieją pewne niezbywalne prawa przynależne jednost- ce, rodzinie i narodowi - oraz zasady niezbędne do rządzenia parćstwem. (...) Wszystkie te sfery: jednostkę, rodzinę, naród - a także religię i moralność spoleczną - uważamy za pierwotne wzglgdem państwa, które winno im służyć zgodnie z wyksztalconymi przez wieki regulami. (...) Uważamy, że społeczeristwu jest potrzebny każdy czlowiek i tylko on ma prawo uznawania, co jest dla niego dobre. Dążyć będziemy do przywrócenia zdrowej rodziny, która zostala przez rujnujące moralnie ustawodawstwo doprowadzona do niemocy, żąda- my przede wszystkim przywrócenia pojęcia "głowy rodziny" przywró- cenia rodzinie wladzy nad dziećmi oraz usunięcia antyrodzinnego ustawodawstwa. Będziemy przeciwstawiać się dzialalności biurokra- cji i uświadamiać naród, że przez utożsamianie go z paristwem i sztu- cznie popieranie traci z wolna swoją tożsamość. Będziemy domagać się radykalnej zmiany systemu oświaty, nauki i kultury oraz pelnego wycofania się państwa z dzialalności gospodarczej. Przede wszystkim zaś przywrócenia naturalnych mechanizmów, które przez wieku poz- walaly znacznie slabszym gospodarczo państwom kwitnąć materialnie i duchowo. (...) Chcemy więc polączyć nasze wysilki. Wierzymy glęboko, że jest szansa". Mimo upływu niemal dziesięciu lat od napisania tej "Deklaracjib ani jeden z postulatów się nie zestarzał. Przeciwnie - nabraly one niepokojącej aktualności. Autorem tych slów jest *lanusz Korwin-Mikke. Ale w roku 1989, roku "okrąglego stolu" malo kto o tym slyszal. Większość była zafascynowana okrąglostolową transakcją, dokonaną między tracącymi ideologiczną busolę komunistami, a "reprezentan- tami spoleczeństwa". Szczególów tej transakcji nie znamy do dnia dzi- siejszego i kto wie, czy poznamy je kiedykolwiek. *ledno jest pewne: nas przy tym nie bylo. I oto w najważniejszej dla przekształcenia ustroju dziedzinie - w gospodarce - postulaty "strony spolecznej" wypadly nadzwyczaj mizernie: jakaś "indeksacja plac i dochodówn jakieś "zwiększenie roli samorządów w zakladach pracy" jakaś kon- traktowa "demokracja" jakaś "Europa"... Intelektualna "góra" uro- dzila programową "mysz". Żadnego konkretnego programu transformacji ustrojowej, tylko jego namiastka w postaci skleconych naprędce haseł. Bez falszywej skromności, ale i bez falszywej pokory, dzięki pracy intelektualnej, wykonanej w okresie, gdy byliśmy wyrob- nikami idei konserwatywno-liberalnej, mogliśmy podsumować "okrągły stól" oceną, wg. której "socjaliści moskiewscy przekazali wladzę socjalistom europejskim, a1e socjalizm pozostal". Autorem tej, jakże bulwersującej wówczas, ale jakże trzeźwej i trafnej z perspekty- wy kilku lat oceny byl - jak utrzymywano w kręgach zbliżonych do "Ga.zety Wybonczej" - "kontrowersyjny" i "niepoważny" przedstawiciel "folkloru politycznego" Janusz Korwin-Mikke. No cóż - człowieka, który salonowemu towarzystwu pokazuje trupa w sza*e, towarzystwo bierze pod obcasy. Janusz Korwin-Mikke kandydowal wówczas bez powodzenia do Senatu. Bez powodzenia - bo nie ubiegal sig o zrobienie sobie z p. Lechem Walęsą fotografii, będącej wtedy biletem wstępu na po- lityczne salony. Ale i to, zdawać by się moglo, desperackie posunięcie wynikalo z u1u- bionej przez niego de)źnicji polityki. W odróżnieniu od notorycznych kon- formistów, gloszących, że polityka jest sztuką kompromisów i zgodnie z ta de*nicją podkladających się każdorazowym możnym tego świata, *lanusz Korwin-Mikke twierdzi, że "politykajest sztuką unikania kom- promisów'; a już z pewnością unikaniem wchodzenia w układy bę- dące zdradą idealów i zasad, faryzejsko nazywane kompromisami. Warto o tym pamiętać po tylu straszliwych zawodach, uczynionych milionom ludzi, których zaufania nadużyto w okrutny i cyniczny sposób. Nie mając tedy wstępu na salony władzy, mogliśmyjedynie obser- wować i komentować "grubą kreską" p. Tadeusza Mazowieckiego i jej skutki, obronę majątku po rozwiązanej PZPR przez posla Adama Michnika w kontraktowym Sejmie (napisalem wtedy - a byl to rok 1990 - że p. Michnik jest politykiem przewidującym, bo już dziś broni stanu posiadania swego przyszlego sojusznika) i postępujący rozklad Obywatelskiego Klubu Parlamentarnego, tego "mandatariu- sza spoleczeństwa" który mial dokonać przelomu, a tymczasem gnil od środka, stopniowo przeżerany korupcją i ulatwionym dostgpem do zasobów parćstwa. Paristwa, w którym wlaśnie zakladano podwaliny nowego ustroju - republiki bananowej, oznaczającej kapitalizm dla wybranych i nędzny socjalizm dla reszty. Ale nie ograniczyliśmy się wylącznie do obserwowania i komento- wania. W grudniu 1990 roku Rada Glówna UPR przyjęla program gospodarczy, zakladający przeprowadzenie reprywatyzacji i prywaty- zację sektora państwowego, uregulowanie emisji pieniądza i reformy ubezpieczeń spolecznych (projekt utworzenia Funduszu Emerytalnego 184 185 z prywatyzowanych przedsiębiorstw, zmniejszenie podatków i reformą systemu podatkowego, eliminowanie ingerencji rządu w gospodarkę i redukcję aparatu biurokratycznego, reformę Sił Zbrojnych i policji, a nawet - denominację. Dzisiejszy stan parćstwa, a zwłaszcza stan finansów publicznych, jest następstwem. tego, że nie udało się zrealizować tego programu. Programu, którego autorem głównym jest *lanusz Korwin-Mikke. W roku 1989 nie głosował na niego prawie nikt, aIe już w roku 1991 na UPR padło 250 tys. głosów. Stworzyło to możliwość wejścia do rz*du trzem posłom UPR: Andrzejowi Sielarćczykowi, Lechowi Pru- chno-Wróblewskiemu i Januszowi Korwin-Mikke. Ta symboliczna wręcz reprezentacja zaznaczyła w Sęjmie swoją obecność nie tylko przemówieniami, aIe i konkretnymi inicjatywami. Warto wspomnieć przynajmniej o trzech: projekt ustawy reprywatyzacyjnej, o którą waI- czył Lech Pruchno-Wróblewski i która dwukrotnie (!) została odrzu- cona przez Sejm o przewadze ugrupowań "reformatorskich" i któręj odmówił poparcia Pan Prezydent, projekt większościowej ordynacji wyborczej (jednomandatowe okręgi i głosowanie w dwóch turach), któr* - niestety! - tylko posłowie SLD trafnie rozszyfrowali jako "dekomunizacyjn*" bez użycia tego słowa, no i wreszcie -- uchwałę Iustracyjną z 28 maja 1992 roku. Wiele mówiono o "dekomunizacji" czy Iustracji, aIe jakoś tak sig składało, że najgłośniej mówili o tych sprawach ci politycy, którzy akurat utracili władzę daj*c* możność wykorcania tego przedsięwzigcia