Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard

To Baker ciągnął ich obu. Nick dostrzegł jego twarz, która przecież była nie dalej niż o centymetry od jego oczu, zobaczył w niej siłę i determinację. Tlen, który Vin obficie wdychał, przywrócił mu wysoką sprawność. — Mój stary — wyszeptał Nick sennie i poczuł wodę wdzierającą się do gardła, ale nie było to bolesne. Twarz Bakera znikła. Zamiast niej pojawił się brzuchaty od wiatru spinaker nad dziobem jachtu „Arrowhead", gdzieś na pełnym światła Morzu Śródziemnym. Syn trzymał rumpel. Owal opalonej twarzyczki i gęstwa sfalowanych włosów oraz te aksamitne, ciemne oczy, dokładnie skopiowane z matczynych. „Nie odchodź ku zawietrznej, Peter" — chciał krzyknąć Nicholas, ale obraz przepadł w czerni. Chyba stracił przytomność, ale w tym momencie tuż przed oczami ujrzał grube, gumowe dno zodiaka. Czyjeś silne ręce wyciągnęły go z wody i zdarły hełm. To nie mogły już być kolejne majaki. Wsparty o poduchowatą burtę zodiaka i podtrzymywany przez marynarzy wciągnął pierwszy haust mroźnego powietrza. Był to szok dla wygłodzonych płuc, toteż zakrztusił się i zwymiotował. 86 Nick wyszedł z kabiny prysznica. Była pełna gęstej pary, a ciało Nicka paliło się czerwienią od długiego kontaktu z niemal wrzącą wodą. Zawiązał ręcznik wokół bioder i ruszył w stronę swojej kajuty. Baker rozłożył się niedbale w fotelu obok koi Nicka. Był w świeżym kombinezonie, a włosy sterczały mu wokół wygolonego miejsca na głowie, gdzie katgutowe szwy Angela wciąż ściągały brzegi zasklepionej rany. Okulary Vina pękły w jednym miejscu podczas desperackich zmagań pod rufą „Golden Adventurera". Starszy mechanik zreperował je za pomocą czarnej taśmy izolacyjnej. W lewej ręce trzymał dwa kieliszki, w prawej brązową, płaską butlę. Nalał do pełna w oba kielichy i Nick, zamykając drzwi łazienki, musiał wciągnąć w nozdrza aromat łanów trzciny cukrowej australijskiego Queenslandu. Baker podał kielich Nickowi i pokazał mu żółtą nalepkę na butelce. — Rum bundaberg — ogłosił — cudownie zabójcza nalewka. No, jesteś równy gość. Nick przypuszczał, że zarówno poczęstunek, jak i ten swoisty toast jest najwyższym hołdem złożonym istocie ludzkiej przez starszego mechanika. Wąchał ciemny, miodowobrązowy alkohol, po czym wychylił zawartość kieliszka, potrzymał w ustach i połknął. Wstrząsnął całym sobą jak spaniel otrzepujący się z wody, zrobił donośny wydech i powiedział: — To jest wciąż najlepszy rum na świecie. — Starszy oficer prosił, żebym przekazał — powiedział Baker nalewając drugą kolejkę — że ciśnienie wzrosło aż do tysiąca trzydziestu pięciu, a teraz leci na mordę jak dingo do dziury. Spadło już na tysiąc dwadzieścia. Będzie strasznie dmuchać. Spoglądali na siebie sponad kieliszków. — Straciliśmy prawie dwie godziny, mój stary — powiedział Nick, a Baker zamrugał oczami, nieco zdziwiony sposobem, w jaki kapitan zwraca się do niego. Po chwili uśmiechnął się krzywo, co oznaczało aprobatę, i zapytał: — Jak chcesz zapchać tę dziurę? — Dziesięciu ludzi już się do tego szykuje. Zamkniemy otwór plastrem awaryjnym. Baker zamrugał znowu i potrząsnął głową niedowierzająco. — To od Hornblowera... — „Witch of Endor" — przytaknął Nick. — To ty jednak umiesz czytać? — Ale nie ma różnicy ciśnień, która pozwoliłaby wepchnąć ten szpunt — nie zgodził się Baker. — Powietrze uwięzione w maszynowni wyrzuci go. — Mam zamiar spuścić stalową linę przez szyb wentylacyjny do maszy- 87 nowni i dalej do tej dziury. Przygotujemy plaster uszczelniający na zewnątrz kadłuba i wciągniemy tą liną w wyrwę. Baker w milczeniu gapił się na Nicka przez pięć sekund, zastanawiając się nad tym planem. Plaster robi się głównie z brytów grubego płótna przekładanych smołowanymi pakułami. Powstaje coś jak olbrzymia, włochata wycieraczka. Nałożona na otwór w burcie poniżej linii wodnej jest wpychana do środka przez ciśnienie wody. Woda wchodzi również do plastra, który pęcznieje i klinuje się w otworze, stając się niemal idealnie szczelnym korkiem. W wypadku „Golden Adventurera" dziura miała jednak ogromne rozmiary i wewnątrz statku była woda, co eliminowało ciśnienie zewnętrzne jako czynnik wciskający plaster. Dlatego Nick wymyślił sposób z liną. — Może to się da zrobić — Baker nie wyglądał na przekonanego. Nick wychylił następny kieliszek rumu, odrzucił ręcznik i sięgnął po mundur roboczy, leżący na koi. — Zasilanie musi być na „Adventurerze", zanim zacznie dmuchać — powiedział Nick, a Baker podniósł się niespiesznie i wepchał butlę bunda-berga do tylnej kieszeni. — Słuchaj, szczęściarzu — wystękał. — Tego mojego gadania, że jesteś parszywy Anglik, nie bierz całkiem serio. — W porządku — uspokajał go Nick. — Urodziłem się wprawdzie i uczyłem w Blighty, ale mój ojciec jest Amerykaninem. To chyba punkt dla mnie. — O Boże — Vin spojrzał z obrzydzeniem i podciągnął spodnie łokcia- mi — od cholernego Angola gorszy może być tylko pieprzony Jankes. A Teraz wiedząc, że na dnie nie jeżą się zdradliwe rafy, Nick poprowadził „Warlocka" w stronę wraka w sposób tak pewny i wirtuozerski, że David Allen patrzył jak urzeczony. Niczym wojowniczy kogut „Warlock" atakował gruby lód przybrzeżny, odcinając wielkie bryły i bloki szarżami pancernego dziobu i odganiając je siłą śrub. Wokół rufy „Adventurera" utworzyła się rozległa, wolna od lodu przestrzeń. Złowieszcza cisza, zarówno w wodzie, jak i w powietrzu, ogromnie ułatwiała pracę, choć prąd wyczuwalny przy wraku skomplikował operację przenoszenia wielkiego generatora. Dwa odbijacze yokohama zwieszały się z burty „Warlocka" — nadęte plastikowe balony nie dopuszczały do kontaktu stali ze stalą, gdy Nick przysuwał holownik do liniowca, operując mocą, sterem i kątem skoku śruby. 88 I. Vin Baker z brygadą przyodzianą w grube antarktyczne kombinezony czekał w gotowości na kładce przedniej suwnicy „Warlocka", dwadzieścia metrów ponad mostkiem i powyżej mocno pochylonego pokładu „Adventu-rera". Gdy Nick przysunął „Warlocka" maksymalnie, przerzucili stalową drabinkę na pokład wraka i przeszli rządkiem jak stado małp wędrujące w dżungli z drzewa na drzewo