Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard
- Słyszeliście, kochani? - O, tak, słyszeliśmy! - wołają dworki i dworzanie. - Przecudnie to nasza pani ujęła! Po prostu szczęśliwa! - Zwróćcie uwagę na to, jakie to głębokie - mówi młodzian z kokiem i diamentowym okiem. - A przy tym niewypowiedzianie szerokie! - To chórek dwóch ślicznych Murzynek w akompaniamencie słodkich minek. Ach, cóż za świetny dwór ten mój dwór, cały układa się w rymy. - Brawo! - woła paź. - Brawo! - woła dwór cały. - Brawo dla królewny! - Brawo! Brawo!!! Klaszczą i klaszczą, a co zaklaszczą, sypią się perły i brylanty, na lustrzanej posadzce dźwięcznie dzwonią. - O, tak, doprawdy, nigdy do końca nie wyklaskane brawo - paź mój mówi, rękę do serca przykładając. - Oto co się zowie królewskie życzenie. Po prostu szczęśliwa. Detal bilonem brzęczy, hurt gwiazdami się jarzy, z hurtem królewnie do twarzy. - Oooo, dzięki ci, gwiezdna nasza pani!!! - wołają chórem dworzanie. - Za co mi dziękują? - pytam zdziwiona. - Za zaufanie dziękują ci, pani - wyjaśnia paź mój słodki i sekretarz osobisty. - Bo przy hurtowym życzeniu na nas spada odpowiedzialność detaliczna, bimetaliczna. A samodzielność najbardziej ze wszystkiego uwielbiamy, nie licząc oczywiście najjaśniejszej pani, którą ponad wszystko uwielbiamy. Paź na kolana osuwa się z szykiem, złote me pantofelki całuje. Nagle zgrzyt. Hamulców pisk. - Jak jedziesz, chamie! - krzyczy na szofera paź. - A dyć, wielmożny panie, już nie jade, ino stoje - rzecze szofer, swój lokajski kark czerwony ku nam gnąc. - Ciut, a człeka by się stukło.. Patrzę... starzec jakiś, zaśliniony i bezzębny, liszajowatą, pomarszczoną fizys do szyby samochodu od mojej strony przyciska. Palce zgrzybiałe, pokrzywione w szparę nad szybą wczepia. Wgapia się we mnie i woła cicho, mamlając. - Mamusiu, mamusiu... - A to co? - pytam. - To Pawełek - mówi paź. - Jaki Pawełek? - mówię. - Nie znam żadnego Pawełka. - Synek twój, Pawełek. - Jak to? Mój synek? Mój mały, ukochany, przyszły synek taki??? - Przykro mi królewno, ale to ten właśnie. Tyle tylko, że za lat osiemdziesiąt. - Ach, tak, za osiemdziesiąt lat... Ruszaj - mówię do szofera, a do pazia: - Papierosa, szybko! Samochód do przodu skoczył, staruch do tyłu i na bruk pac! Słyszę jeszcze przez chwilę, jak to swoje: - Mamusiu, mamusiu - mamle. Paź strzela złotą cygarniczką, błyska złotą zapalniczką. Palę papierosa w złotej lufce, złocistym cocktailem popijam każdy dymu kłąb złotawy. Paź mój słodki z zamyślenia mnie wyrywa. - A tam, królewno, racz zwrócić swą dostojną główkę, Zuzanna leży, twoja córeczka. Patrzę w bok, cmentarz widzę. Tam, na cmentarzu... moja Zuzia? - Jak to tak? Jeszcze jej nie urodziłam, a już ziemię gryzie? - Cóż, niestety - mówi paź i smutnieje. Swe srebnobłękitne oczy rzęsami w zakłopotaniu wachluje. - I cukierek ssać można tylko dopóty, dopóki się go nie wyssie. A jak się go już w buzi wyssie, to, choćby nie wiem jak był słodki, w inne rejony on, w inne wonności ulata, jak mawiała cioteczka ma Eufemia. To Czas swoje złośliwe oblicze ukazuje ci, o pani nasza naj, naj. On silniejszy od nas. - No to weźcie, coś wykombinujcie - mówię, do całego dworu się zwracam. Ale gdzie tam, nie słyszą. Jadą za nami luksusowym sznurem limuzyn. - Niestety - mówi paź. - My tylko w Czasie pracujemy. Bez Czasu nie ma nas, ani naszej pracy. Ten idiotyczny, przeklęty Czas!... - I ząbkami jak z porcelany zgrzyta mój sekretarz, a co zazgrzyta, sypią się perełki. - Więc co będzie z moim szczęściem? - pytam. Pytanie łykiem cocktailu popijam. - Och! - wykrzykuje paź i uśmiech na jego bladej twarzyczce wykwita. - Gdy się zje jednego cukierka, można zabrać się do następnego. Nie zabraknie ci królewno cukierków w złotych papierkach. - Moje dzieci nie cukierki - mówię. - Nie chcę ich ssać ani zjadać. Chcę je mieć i żeby mi nigdy nie umarły. Chcę mieć tylko dwoje tych samych dzieci, a nie ciągle nowe dzieci! Jakoś musicie w swoich łepetynach wykombinować, żeby było tak, jak chcę. Rozkazuję wam! Paź płaczu bliski. - Niestety, o pani. Jeśli dzieci, to tylko w Czasie. Nic innego w tej materii wykombinować się nie da. - W takim razie zwalniam cię! - krzyczę. - Fora ze dwora. Ciach, trach! Zniknął mój słodki sekretarz i paź. Już na jego miejscu następny paź i sekretarz mój osobisty wdzięki swe lokuje