Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard

Kiedy już uzgodnili, jakie zioła i leki musi zabrać ze sobą na jucznym ośle, a jakie medykamenty znajdzie na miejscu, oraz omówili historie choroby znanych mu przypadków, Jesse pożeg- nał się i bez zwłoki wyruszył. Izadż leżał na południu, oddalony o trzy dni mozolnej, uciążliwej jazdy, a zorganizowanie szpitala wymagało co naj- mniej dalszych trzech dni. W ten sposób Ibn Sina zyskiwał aż nadto czasu, by wcielić w życie swoje zamiary. Nazajutrz po południu wybrał się samotnie do Jahudii, prosto do domu swego asystenta. Otworzyła mu drzwi kobieta z dzieckiem na ręku. Na jej twarzy odmalowało się zaskoczenie i chwilowe zmieszanie, gdy ujrzała w swoich progach Księcia Medyków, lecz prędko się opanowała i z należną uprzejmością zaprosiła go do domu. Był prosty, ale dobrze utrzymany i wygodnie urządzony, ściany miał obite kobiercami, klepisko wyłożone dywanami. Z godnym pochwały pośpiechem postawiła przed Ibn Siną kamienną misę ciasteczek sezamowych i szerbet z różanej wody przyprawionej kardamonem. Ibn Sina nie wziął pod uwagę tego, że nie będzie znała języka. Kiedy się odezwał, okazało się, że Europejka zna tylko parę perskich słów. Liczył na długą i przekonującą rozmowę. Chciał jej powie- dzieć, że zapragnął tego rosłego młodego cudzoziemca, jak skąpiec pragnie skarbu, a mężczyzna kobiety, odkąd zdał sobie sprawę ze szlachetności umysłu i zamiłowań jej męża. Zapragnął tego Europejczyka dla medycyny, ponieważ stało się dla niego jasne, że Bóg stworzył Jessego ben Beniamina na uzdrowiciela. — On zabłyśnie jak gwiazda. Już wysoko zaszedł, ale potrzeba mu jeszcze czasu, na tym nie koniec... — mówił. — Wszyscy władcy są szaleni. Człowiekowi, który posiada 509 władzę absolutną, równie łatwo jest pozbawić kogoś życia, jak obdarować chylatem. Ale jeżeli teraz uciekniecie, po wsze czasy będziecie tego żałowali. Jesse przyjechał przecież z tak daleka, tyle ryzykował... Wiem, że nie jest Żydem... Kobieta siedziała trzymając dziecko na rękach i patrzyła na Ibn Sine ze wzrastającym napięciem. Bez powodzenia spróbował mówić po hebrajsku, potem po turecku, wreszcie przeszedł na arabski. Był filologiem i lingwistą, lecz niewiele znał języków europejskich, wszystkich uczył się bowiem tylko na użytek swoich studiów. Przemówił wreszcie do niej po grecku—też nie odpowiedziała. Na koniec zagadnął po łacinie i wtedy zauważył, że lekko poruszyła głową i zamrugała. — Rex te venire ad se mit. Si non, maritus necabitur. Król chce, żebyś do niego przyszła. Jeśli nie pójdziesz, twój mąż zginie. — Quid dicasit Co mówisz? — zapytała. Powtórzył bardzo wolno. Dziecko na jej rękach zaczęło kaprysić, ale kobieta nie zwróciła na nie uwagi. Wlepiła oczy w Ibn Sine, z twarzy odpłynęła jej krew. Była to twarz jak z kamienia, medyk dostrzegł jednak w niej coś, czego przedtem nie zauważył. Starzec znał ludzi i teraz dopiero trochę się uspokoił, dojrzał bowiem siłę tej kobiety. On wszystko urządzi, a ona zrobi, co konieczne. Przyszli po nią niewolnicy z lektyką. Nie wiedziała, co począć z małym Robem, więc wzięła go ze sobą. Okazało się to szczęśliwym rozwiązaniem, gdyż dziecko przyjął w haremie Rajskiego Domu tłum zachwyconych kobiet. Zaprowadzono Mary do łaźni, co było krępujące. Wiedziała od Roba, że muzułmańskie kobiety mają obowiązek co dziesięć dni usuwać włosy łonowe środkiem depilującym z wapna z arszenikiem. Podobnie wyskubywały i goliły włosy pod pachami—raz na tydzień mężatki, raz na dwa tygodnie wdowy i raz na miesiąc dziewice. Służebne przyglądały się jej z nie- smakiem. Gdy była już umyta, podały jej trzy tace z wonnościami i szminkami, lecz skorzystała tylko z odrobiny pachnidła. Potem zaprowadzono ją do jakiejś komnaty i polecono czekać. Znaj- dował się tam jedynie szeroki siennik, poduszki, koce i za- mknięta szalka, na której stała miska z wodą. Gdzieś w pobliżu 510 grali muzykanci. Wydawało jej się, że długo już czeka, i zrobiło jej się zimno, narzuciła więc na siebie koc. W końcu do komnaty wszedł szach. Mary wpadła w przera- żenie, lecz władca się roześmiał ujrzawszy, że stoi nakryta z głową kocem. Gestem rozkazał, by go z siebie zrzuciła, a potem niecierpliwie skinął, żeby zdjęła także suknię. Wiedziała, że jest chuda w porównaniu z większością muzułmanek, ponadto perskie kobiety na każdym kroku dawały jej do zrozumienia, że piegi to kara Allaha zesłana na kobietę na tyle bezwstydną, by nie nosić na twarzy zasłony. Szach dotknął bujnych rudych włosów na jej głowie, chwycił je garścią i podniósł do nosa. Nie uperfumowała włosów i król się skrzywił nie czując pachnidła. Na chwilę Mary udało się uciec myślą do dziecka. Czy Rob J. podrósłszy będzie pamiętał, że go tu przywiozła? Czy zapamięta okrzyki zachwytu i pieszczotliwe głosy tych kobiet? uśmiechają- ce się nad nim czułe twarze? pieszczące go ręce? Ręce szacha wciąż dotykały jej głowy. Mówił po persku, lecz nie wiedziała, czy do siebie, czy do niej. Nie śmiała bodaj pokręcić głową na znak, że nie rozumie, aby nie wziął tego gestu za odmowę