Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard
Kiedy podczas następnego zebrania Kółka Stara Dama siedziała na kanapie Marshallów, podeszła do niej Sylwia i usiadła obok. Ręce Starej Damy zaczęły drżeć i chusteczka, którą miał na Gwiazdkę otrzymać jakiś oliwkowoskóry kulis z Trynidadu, nie została obrębiona tak misternym ściegiem jak zwykle. Sylwia zaczęła rozmawiać o Kółku, o daliach pani Marshall i Stara Dama nie posiadała się z zachwytu, choć usiłowała tego po sobie nie pokazać i zachowywała się jeszcze dostojniej niż zwykle. Potem spytała Sylwię, jak jej się podoba w Spencervale. Sylwia odpowiedziała: — Bardzo. Wszyscy są dla mnie tacy dobrzy. A poza tym — tu Sylwia zniżyła głos, by nie usłyszał jej nikt prócz Starej Damy — opiekuje się mną tutaj dobra wróżka i obsypuje mnie najcudowniejszymi, najpiękniejszymi darami. Mówiąc to Sylwia, obdarzona wrodzoną delikatnością, nie patrzyła na Starą Damę. Ale gdyby nawet patrzyła, nic by nie zobaczyła. Stara Dama nie na darmo była Lloydówną. — To ciekawe — powiedziała obojętnym tonem. — Prawda? Jestem jej strasznie wdzięczna i chciałabym móc jej powiedzieć, ile mi sprawiła radości. Całe lato znajdowałam na ścieżce śliczne kwiaty i pyszne owoce. Byłam pewna, że to ona przysłała mi wizytową sukienkę. Ale najwspanialszy dar otrzymałam w zeszłym tygodniu na urodziny — tomik wierszy mojego ojca! Nie potrafię wyrazić, co czułam. Ale marzę o tym, żeby zobaczyć moją dobrą wróżkę i podziękować jej. — Co za fascynująca zagadka! Nikt nie przychodzi pani na myśl? Stara Dama z dużą pewnością siebie zadała owo niebezpieczne pytanie, przekonana, że Sylwia nie wie nic o jej miłości do Lesliego Graya, nie może zatem żywić żadnych podejrzeń. Sylwia sekundę się zawahała, ale odpowiedziała niemal natychmiast: — Nie próbowałam odnaleźć mojej dobrej wróżki, bo czuję, że sobie tego nie życzy. Z początku, kiedy chodziło o kwiaty i owoce, i sukienkę, szukałam rozwiązania zagadki, ale odkąd dostałam ten tomik wierszy, jestem przekonana, że wszystkie dary pochodzą od niej, i muszę uszanować jej chęć pozostania w ukryciu. Może któregoś dnia ona sama się ujawni, pragnę tego z całego serca. — Na pani miejscu nie pragnęłabym — odparła Stara Dama. — We wszystkich bajkach, które czytałam, wróżki okazują się dziwacznymi staruchami i lepiej ich nie spotykać twarzą w twarz. — Ale ja jestem przekonana, że moja dobra wróżka nie należy do tego gatunku i gdyby udało mi się ją poznać, na pewno bym ją pokochała. W tym momencie podeszła do nich pani Marshall i poprosiła pannę Gray, by zechciała zaśpiewać. Panna Gray chętnie się zgodziła i Stara Dama została sama, i była z tego rada. Dopiero w domu zaczęła się rozkoszować rozmową z Sylwią powtarzając w duchu każde słowo. Bezpośrednią przyjemność psuło jej tylko zdenerwowanie wywołane nieczystym sumieniem. Teraz też zastanawiała się niespokojnie, czy Sylwia naprawdę nie żywi żadnych podejrzeń. Ale doszła do wniosku, że jest to wykluczone. Któżby mógł podejrzewać nietowarzyską i pozbawioną przyjaciół Starą Damę, tak skąpą, że na cele Kółka dawała zaledwie pięć centów, a nie dziesięć czy piętnaście jak inne panie, że zechce odegrać rolę dobrej wróżki i hojnie obsypywać kogoś darami? ROZDZIAŁ WRZEŚNIOWY We wrześniu Stara Dama wyznała samej sobie, że minione lato było dziwnie szczęśliwe, a niedziele i te sobotnie popołudnia misyjne wydawały się złotymi znakami przestankowymi w poemacie życia. Czuła się zupełnie inną osobą i tak też traktowało ją otoczenie. Panie należące do Kółka uznały, że jest miła, a nawet przyjazna, i doszły do wniosku, że źle ją dotąd osądzały i że to pewnie nie skąpstwo, lecz ekscentryczność wpływała na jej dziwaczny tryb życia. Podczas zebrań Kółka stale teraz podchodziła do niej Sylwia Gray, by porozmawiać, a Stara Dama przechowywała w sercu jak skarb każde słowo Sylwii i powtarzaj je sobie podczas bezsennych nocy. Sylwia nie pytana nie’ mówiła nigdy o swych planach, a nieśmiałość Starej Damy nie pozwoliła jej zadawać osobistych pytań, rozmowy ich zatem były powierzchowne i to od pastorowej, nie od Sylwii, Stara Dama dowiedziała się wreszcie, o czym marzy jej ulubienica. Któregoś wrześniowego wieczoru pastorowa zajrzała do domu Lloydów, z północnego wschodu wiał przenikliwy wiatr i wył pod stropami domu, a refren jego pieśni mówił o tym, że żniwa się skończyły i lato odeszło. Stara Dama wsłuchiwała się weń plotąc z trawy koszyczek dla Sylwii. Poprzedniego dnia poszła po tę trawę aż na piaszczyste wzgórza Avonlea i bardzo była zmęczona. Lato, które tak wzbogaciło jej życie, miało się ku końcowi, a wiedziała, że Sylwia Gray zamierza w październiku opuścić Spencervale. Starej Damie serce ciążyło jak ołów i niemal ucieszyła się z wizyty pastorowej, choć bała się, że przychodzi ona po datek na nowy dywan do zakrystii, a wiedziała, że nie może dać nawet centa. Ale pastorowa wpadła tylko po drodze, wracając od Spencerów, i nie zamierzała stawiać żadnych kłopotliwych żądań. Za to zaczęła opowiadać o Sylwii Gray i każde jej słowo było dla uszu Starej Damy nutą drogocennej muzyki. Pastorowa nie mogła nachwalić się Sylwii — taka dobra i śliczna, i ujmująca. — I ten cudowny głos — powiedziała z entuzjazmem pastorowa i zaraz westchnęła. — Co za szkoda, że nie może go szkolić. Znawcy mówili jej, że mogłaby zostać wielką śpiewaczką. Ale jest taka uboga, że nigdy jej na to nie będzie stać, chyba że otrzyma stypendium Camerona, a niewiele ma nadziei, choć jej nauczyciel śpiewu zaproponował jej kandydaturę. — Jakie stypendium Camerona? — spytała Stara Dama. — Chyba pani słyszała o tym milionerze, Andrzeju Cameronie? — spytała pastorowa nieświadoma, że dotyka rodzinnego szkieletu, aż gruchoczą jego kości. Stara Dama zarumieniła się, jakby ktoś wymierzył jej policzek. — Tak, słyszałam — odparła. — No więc ponoć miał on córkę, która była śliczną dziewczyną i którą uwielbiał. Miała piękny głos i zamierzał wysłać ją na studia za granicę. Ale umarła. Złamało mu to serce. I odtąd, by uczcić pamięć córki, co roku wysyła jakąś dziewczynę na studia muzyczne do Europy