Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard

Uważam, że pani Russell zadowoli się jednym procentem. Oczywiście wszyscy troje zachowacie obecne pensje i dodatki. ? A mój personel? ? Przez półtora roku powinno się zachować status quo. Potem decyzje będą należały do pana. ? I pan, panie Goldblatz, chce, żebym się zwrócił do pana z taką propozycją? ? Tak. ? Proszę mi wybaczyć to pytanie, ale dlaczego Etan sam nie wyjdzie z taką propozycją i nie podda jej pod rozwagę mojej rady nadzorczej? ? Ponieważ nasi doradcy prawni będą temu przeciwni. Wydaje się, że panu Elliotowi przyświeca przy tym przejęciu tylko jeden cel ? żeby pana zniszczyć. Ja też mam tylko jeden cel: zachować dobre imię banku, któremu poświęciłem ponad trzydzieści lat. ? Więc dlaczego nie wyrzuci pan Elliota? ? Chciałem to zrobić tego dnia, kiedy rozesłał ten haniebny list w moim imieniu, ale nie mogłem przyznać się do wewnętrznych nieporozumień, skoro kilka dni dzieliło nas od przejęcia. Już sobie wyobrażam, jak by to rozdmuchała prasa i jak by prz-prz-przyjęli to nasi akcjonariusze. ? Ale jak Elliot usłyszy, że ta propozycja wyszła ode mnie ? rzekł Nat ? natychmiast odradzi jej przyjęcie waszej radzie nadzorczej. ? Też tak uważam ? powiedział Goldblatz ? i dlatego wczoraj na cztery dni posłałem go do Waszyngtonu, żeby porozumiał się bezpośrednio ze mną, kiedy Komisja Papierów Wartościowych i Giełdy ogłosi w poniedziałek wynik pańskiej oferty przejęcia. ? On wyczuje pismo nosem. Ralph dobrze wie, że nie musi tkwić w Waszyngtonie cztery dni. Może równie dobrze przylecieć w niedzielę wieczór, a w poniedziałek rano poinformować pana o decyzji Komisji. ? Zabawne, że pan o tym wspomniał, ale moja sekretarka z-z-zorientowała się, że republikanie mają spotkanie w Waszyngtonie z okazji wyborów uzupełniających do Kongresu, które zakończy się uroczystą kolacją w Białym Domu. ? Zamilkł na chwilę. ? Musiałem pociągnąć za niejeden sznurek żeby Ralpha Elliota zaproszono na to znakomite zgromadzenie. Myślę więc, że jest w tej chwili mocno zajęty. W prasie lokalnej czytałem o jego ambicjach politycznych. On oczywiście przeczy, zatem przypuszczam, że to prawda. ? To dlaczego pan go w ogóle zatrudnił? ? Zawsze w przeszłości korzystaliśmy z usług Belmana i Waylanda. Nie natknąłem się wcześniej na pana Elliota. Biję się w piersi, ale przynajmniej staram się naprawić swój błąd. Pan ma tę przewagę nade mną, że dwa razy pan z nim przegrał. ? Trafiony! ? rzekł Nat. ? I co dalej? ? Miło mi było pana spotkać. Przedstawię pańską propozycję mojej radzie dziś późnym popołudniem. Niestety, jeden z członków jest w Waszyngtonie, ale mimo to mam nadzieję, że będę mógł wieczorem zatelefonować do pana i poinformować o odpowiedzi. ? Będę czekał na pański telefon ? powiedział Nat. ? Dobrze, a potem możemy się spotkać, i to jak najszybciej, gdyż chciałbym, abyśmy podpisali umowę w piątek wieczór ze względu na należytą sumienność. ? Murray Goldblatz zawiesił głos. ? Nat ? rzekł ? wczoraj poprosiłeś mnie o uprzejmość, czy teraz ja też mogę cię o to poprosić? ? Tak, oczywiście ? odparł Nat. ? Wielebny, który jest mądrym człowiekiem, zażądał dwustudolarowego datku za skorzystanie z tego konfesjonału i uważam, że skoro jesteśmy teraz wspólnikami, powinieneś zapłacić swoją część. Mówię o tym, ponieważ to rozbawi moją radę nadzorczą i pozwoli mi utrzymać opinię człowieka bezwzględnego wśród moich żydowskich przyjaciół. ? Ojcze, postaram się nie narazić twej reputacji na szwank ? zapewnił Nat Goldblatza. Nat odszedł od konfesjonału i prędko ruszył do południowego wyjścia. Przy drzwiach stał ksiądz w długiej sutannie i birecie. Nat wyjął dwa pięćdziesięciodolarowe banknoty z portfela i wręczył je duchownemu. ? Niech cię Bóg błogosławi, mój synu ? powiedział wielebny. ? Czuję jednak, że mógłbym podwoić twój datek, gdybym tylko wiedział, w którym z dwóch banków kościół powinien zainwestować. Do chwili gdy podano kawę, Al Brubaker ani słowem nie wspomniał, dlaczego chciał się zobaczyć z Fletcherem. ? Jenny, zaproś Annie do salonu, bo chciałbym zamienić parę słów z Fletcherem. Dołączymy do was za kilka minut, ? Kiedy panie wyszły, Al zapytał: ? Fletcher, może koniak albo cygaro? ? Nie, Al, dziękuję. Zostanę przy winie. ? Wybrałeś dobry moment na wizytę w Waszyngtonie. Republikanie zjechali do miasta, bo szykują się do wyborów uzupełniających, Bush dziś wieczorem wydaje im przyjęcie w Białym Domu, więc my, demokraci, na kilka dni musimy się usunąć na bok. Ale powiedz mi ? rzekł Al ? jak się ma partia w Connecticut? ? Dzisiaj mieliśmy spotkanie partyjnej góry, żeby przedyskutować sprawę naszych kandydatur, no i oczywiście finanse. ? Będziesz ponownie startował? ? Tak, już to ogłosiłem. ? Mówiono mi, że możesz być następnym przywódcą większości. ? Jeśli Jack Swales nie zechce nim zostać. W końcu ma najdłuższy staż. ? Jack? On jeszcze żyje? Przysiągłbym, że byłem na jego pogrzebie. Nie, nie wierzę, żeby partia go poparła, chyba że... ? Chyba że? ? podjął Fletcher. ? ...zdecydujesz się ubiegać o urząd gubernatora. ? Fletcher postawił kieliszek z winem na stole, żeby Al nie widział, jak drży mu ręka