Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard
Głucha posługaczka i woźny uzupełniali królestwo pani Sparsit. O głuchej posługaczce mówiono, że jest bogata; od lat. krążyła wśród niższych sfer Coketown gadka, że którejś nocy, po zamknięciu Banku zostanie ona zamordowana w celach rabunkowych. I rzeczywiście ogólnie uważano, że zasłużyła już sobie na to i dawno już powinno się to stać, ale ona utrzymywała się przy życiu i przy swojej posadzie ze źle widzianym uporem, który był powodem do wielkich niechęci i rozczarowań. Właśntie ustawiono herbatę pani Sparsit na wymyślnym małym stoliku, o trzech nóżkach na baczność, który po go- dzinach urzędowych pani Sparsit przemycała do towarzy- stwa surowego, obitego skórą, długiego konferencyjnego 'tołu, rozkraczającego się na środku pokoju. Woźny umieś- cił tacę z herbatą na stoliczku, pocierając, j'ak gdyby w for- mie hołdu, czoło palcami. — Dziękuję, Bitzer — rzekła pani Sparsit. — Dziękuję pani — odparł woźny. Był to ten sam Bitzer 1 tak samo mrugał oczyma, jak niegdyś gdy podawał defi- Illc,)? konia dziewczynce numer dwudziesty. ^ .— Wszystko zamKnięte, Dwm s — Wszystko zamknięte, proszę pani. — A jakie — rzekła pani Sparsit nalewając sobie her- batę — są dziś -wiadomości? Jest coś nowego? — A więc, proszę pani, nie mogę powiedzieć, abym sły- ,' szał coś ciekawego. Nasi ludzie, to banda, proszę pani, ale ;| nie ma żadnych nowin, niestety. ; — A cóż robią teraz ci niespokojni hultaje? — zapytała | pani Sparsit. ,' — Po prostu idą dalej iStarą drogą. Jednoczą się i zawią- zują koła, i zobowiązują się popierać jeden drugiego. — Bardzo należy żałować — powiedziała pani Sparsit; a surowość, z jaką przemawiała — uczyniła jej nos jeszcze bardziej rzymskim, a brwi jeszcze bardziej koriolaskimi — że zjednoczeni panowie pozwalają na takie klasowe kombi- nacje. " — Tak, proszę pani — rzekł Bitzer. — Ponieważ sami są zjednoczeni, powinni — każdy z osobna i wszyscy razem — przeciwstawiać się zatrudnia- niu każdego człowieka, który jest zjednoczony z kimś in- nym — rzekła pani Sparsit. — Zrobili to, proszę pani — odparł Bitzer — ale to się. raczej nie udało, proszę pani. — Nie udaję, że rozumiem te rzeczy — rzekła pani Spar- sit z godnością — ponieważ los umieścił mnie początkowo w zupełnie innej sferze; i pan Sparsit, jako Powler, był zn- ' pełnie odgrodzony od tych zagadnień. Wiem tylko jedno, że - ludzie ci musz być ujarzmieni i że najwyższa pora, aby to zrobiono, raz i na zawsze. — Tak, proszę pani — odparł Bitzer okazując wielki szacunek dla autorytetu pani Sparsit. Ponieważ była to pora, o której zwykle miał, poufną po- gawędkę z panią Sparsit i ponieważ poprzednio już uchwy- ciwszy jej wzrok wiedział, że chce go o coś zapytać, zaczął udawać, że porządkuje linijki, kałamarze \ tak dalej, pod- eza-s guy ta dama itończyła swoja, herbatę spoglądając przez otwarte okno na ulicę. .— Czy dzień był bardzo ruchliwy, Bitzer? — spytała pa- ni Sparsit. .— Nie bardzo, łaskawa pani. Przeciętny dzień. — Od <^asu do' czasu używał on wyrażenia „łaskawa pani" zamiast .pani" w dowód mimowolnego uznania dla osobistej godno- ści pani Sparsit i jej pretensji do szacunku. — Urzędnicy — rzekła pani Sparsit, uważnie strząsając niewidoczny okruch chleba 'z masłem z mitenki' na lewej dło- ni — są godni 'zaufania, punktualni i oczywiście pilni? — Tak, proszę pani, zupełnie nieźli, proszę pani. Z jed- nym jak zwykle wyjątkiem. Miał on w tej instytucji szanowny urząd generalnego szpiega i informatora, za którą to ochotniczą pracę otrzymał prezent na Boże Narodzenie jako dodatek do swojej tygo- dniowej pensji. Wyrósł on na niesłychanie ostrożnego, roz- ważnego młodego człowieka o otwartej głowie, który z pew- nością zajdzie w świecie wysoko. Umysł jego był tak dokład- nie uregulowany, że nie żywił on żadnych uczuć ani namięt- ności. Wszystkie jego czynności były rezultatem najlepsze- go i najchłodniejszego obliczenia; i nie bez przyczyny pani Sparsit zwykle mówiła o nim, że jest to młody człowiek o naji- bardziej trwałych zasadach, jakie kredykolwliek spotkała. Upewniwszy się po śmierci ojca, że jego matka miała prawo do osiedlenia się w Coketown, ten doskonały młody ekono- mista zapewnił jej to prawo, tak ściśle; stosując się do za- sady prawnej, że odtąd zamknięto ją w przytułku. Trzeba przyznać, że dawał jej pół funta herbaty rocznie, co było . dowodem 'słabości z jego strony: po pierwsze dlatego, po- nieważ wszystkie dary mają nieuniknioną tendencję dopro- wadzania do ubóstwa tego, kto je otrzymuje, a powtóre, po- nieważ jedyną rozsądną z jego 'strony transakcją, o ile cho- • ^i o ten towar, byłoby kupić go za najniższą eenę, jaką "rógł dać, i sprzedać za najwyższą, jaką mógł otrzymać; —• ^ężkie czasy — lo 145 bowiem jak to zostało jasno wykazane przez filozofów —- zawiera się w tym cały obowiązek człowieka — nie częsś obowiązków człowieka, lecz całość. — Zupełnie nieźle, proszę pani. Z jednym, jak zwykle., wyjątkiem. — Ach-h! — rzekła pani Sparsit potrząsając głową nad swą filiżanką herbaty i pociągając długi łyk. — Pan Tomasz, proszę pani