Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard

- Cian wyjął szklankę i wypił zawartość. - Niektóre wampiry o wysokiej pozycji mają ludzkie sługi. Ja wolę pracowników. Hoyt przyszedł zwerbować mnie do armii, z którą chce walczyć przeciwko złu. - Skarbówka? Cian uśmiechnął się, a Hoyt dostrzegł między nimi pewną nić porozumie---a, coś, co kiedyś łączyło brata i jego. - Chciałbyś. Nie, mówiłem ci, że słyszałem plotki. Najwidoczniej nic bez J7 powodu. Bogowie mówią, że Lilith Wampirzyca gromadzi własną armię i zamierza zniszczyć ludzkość, przejąć władzę nad światami. Wojna, epidemie, plagi. - Dworujesz sobie? - Hoyt ledwo mógł stłumić wściekłość. - Jezu Chryste, Hoyt, mówimy o armiach wampirów i podróżach w czasie. Oczywiście, że wolno mi żartować na ten temat. I tak zapewne zginę, jeśli pójdę z tobą. - Dokąd idziesz? Cian wzruszył ramionami. - Z powrotem w przeszłość, jak rozumiem, jako siła pomocnicza dla tego tu generała. - Nie wiem, czy będziemy podróżowali wstecz, w przód czy na boki. - Hoyt rzucił książki na stół. - Ale na pewno wrócimy do Irlandii. Tam się dowiemy, dokąd mamy iść dalej. - Masz piwo? - zapytał King. Cian otworzył lodówkę, wyjął butelkę harpa i rzucił olbrzymowi. - No to kiedy wyruszamy? - King zdjął nakrętkę i pociągnął długi łyk. - Ty nie. Mówiłem ci już, że gdy przyjdzie na mnie czas, przekażę ci kontrolę nad klubem. Najwidoczniej ta chwila nadeszła. - Zbierasz armię, generale? - zapytał King Hoyta. - Nazywam się Hoyt. Tak. - No to właśnie zdobyłeś pierwszego rekruta. - Przestań. - Cian ominął blat, który oddzielał salon od kuchni. - To nie dla ciebie. Nie masz pojęcia, w co się pakujesz. - Ale znam ciebie - odparł King. - Wiem, że lubisz dobrą bijatykę, a już dawno w żadnej nie brałeś udziału. Mówisz o wielkiej bitwie, walce dobra ze złem. Lubię sam wybierać, po której jestem stronie. - Jeśli on jest królem*, to dlaczego miałby słuchać twoich rozkazów? - zapytał Hoyt, a czarny olbrzym śmiał się tak długo i głośno, że musiał usiąść na sofie. - Tu cię ma. - Kiedyś zginiesz przez ten brak lojalności. - Mój wybór, bracie. - King wzniósł butelkę w stronę Ciana. Znowu przepłynęło między nimi coś potężnego, chociaż nawet na siebie nie spojrzeli. - Nie sądzę, żebym był nielojalny. - Hoyt, wyjdź na chwilę. - Cian machnął dłonią w stronę swojej sypialni. - Idź tam. Muszę porozmawiać w cztery oczy z tym idiotą. Zależy mu na nim, pomyślał Hoyt, idąc do pokoju brata. Cian troszczył się o tego człowieka, a więc jednak miał cechy ludzkie. Nigdzie nie wyczytał, że wampiry mogą darzyć ludzi prawdziwymi uczuciami. Rozejrzał się po sypialni i zmarszczył brwi. Gdzie trumna? W książkach było napisane, że za dnia wampiry śpią w trumnach, w ziemi z własnego grobu, a tu stało tylko ogromne łóżko, miękkie jak chmura, i pokryte gładkimi tkaninami. * King (ang.) - król (wszystkie przypisy od tłumaczki). Za drzwiami słyszał podniesione głosy, ale postanowił dokładniej obejrzeć sypialnię brata. Ubrań wystarczyłoby dla dziesięciu mężczyzn, pomyślał, zaglądając do szafy. Cian zawsze był próżny. Żadnego lustra. W książkach wyczytał, że wampiry nie mają odbicia. Wszedł do łazienki i szczęka mu opadła. Obszerna wygódka, którą pokazał mu Cian, zanim udał się na spoczynek, była niczym w porównaniu z tym. Balia mogłaby pomieścić sześć osób, a obok niej stało wysokie pudło z bladozielonego szkła. Ściany i podłogę zrobiono z marmuru. Zafascynowany wszedł do pudełka i zaczął się bawić srebrnymi nakrętkami, które wystawały ze ściany. Nagle wrzasnął jak opętany, gdy z rurek o płaskich główkach spadła na niego lodowata ulewa. - Tutaj zdejmujemy ubranie, zanim wejdziemy pod prysznic. - Cian wszedł do środka, zakręcił wodę i powąchał Hoyta. - Chociaż z drugiej strony, w ubraniu czy bez, na pewno przyda ci się kąpiel. Śmierdzisz. Umyj się - rozkazał - i ubierz w ciuchy, które położyłem ci na łóżku. Idę do pracy. Wyszedł szybko, zostawiając brata, żeby sam sobie radził. Po jakimś czasie Hoyt odkrył, że temperaturę wody można zmieniać. Oparzył się, potem zamroził, ale w końcu udało mu się znaleźć złoty środek. Jego brat musiał mówić świętą prawdę, kiedy opowiadał o swoim bogactwie, bo żył w niewyobrażalnym luksusie. Mydło miało trochę kobiecy zapach, ale nie było żadnego innego. Hoyt pluskał się pod prysznicem i medytował, jak by go skopiować, za pomocą nauki lub magii, gdy już wróci do domu. Ścierki, które wisiały obok, były równie miękkie jak tkaniny na łóżku i Hoyt czuł się jak wielki pan, wycierając nimi ciało. Nie zależało mu na nowym ubraniu, ale jego własne było przemoczone. Zastanawiał się, czyby nie pójść i nie wyjąć z kufra zapasowej tuniki, ale doszedł do wniosku, że w kwestii stroju najlepiej będzie posłuchać brata. Ubieranie się trwało dwa razy dłużej niż zwykle, ledwo sobie poradził z dziwnymi zapięciami. Buty nie miały sznurówek, po prostu wsuwało się w nie stopy, ale musiał przyznać, że są całkiem wygodne. Żałował tylko, że nigdzie nie było lustra, żeby mógł się zobaczyć w nowym stroju. Otworzył drzwi sypialni i zatrzymał się w progu. Czarny król nadal siedział na kanapie i pił ze szklanej butelki. - Tak lepiej - powiedział