Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard

Wyciąga się mnie z szafy, odkurza, a potem znów zapomina. - Czy można przynajmniej wiedzieć, z jakiego powodu nasze wnuki nie poszły dziś do szkoły? - Wszystkiego się dowiesz przy śniadaniu - babcia pogłaskała rękaw dziadkowej marynarki - a teraz już chodź, bo jedzenie wystygnie. - TAk, tak, chodźmy - dziadek wstał. - Może zostały tam jeszcze jakieś okruszki? Przy śniadaniu wszyscy obecni w kuchni usłyszeli, że budziki, zatrzymując się w nocy, wiedziały, co robiły. Otóż Małgosia i Kasia miały stany podgorączkowe, Tomek ciężko oddychał, a Marysia rzucała się niespokojnie "jak nie przymierzając zajączek w sidłach". - Pewnie bała się kopcącej świecy - widać było, że do wyobraźni Kasi trafiły opowieści o snach. - Ja ją rozumiem. Gdyby we śnie można było kogoś zawołać, zaraz przybiegłabym i zrobiłabym porządek z tą świecą. Przycięłabym jej knot. - Nie mogłabyś przybiec, bo miałaś stan podgorączkowy i leżałaś "jak nie przymierzając kłoda" - mruknął Tomek. Nie wierzył w stany podgorączkowe sióstr, w zajączka w sidłach, ani w swój ciężki oddech. Babcia zatrzymała ich wszystkich w domu, bo tak chciała. Tomek miał nadzieję, że może dziadek coś powie, na przykład: "Co ty pleciesz, Felicjo" albo chociaż coś mniej odważnego jak: "Terefere", ale dziadek, zadowolony z dobrego śniadania, pocałował babcię w rękę i powiedział: - Jesteś nieoceniona, Felicjo. Tomek wstał od stołu, podziękował grzecznie i podszedł do okna. Wszędzie było biało. Styczniowy śnieg skrzył się na parapecie, w ogródku, na dachu domu stojącego naprzeciwko, a w oknie tego domu stał kolega Tomka, nazywany przez Małgosię "tym z naprzeciwka". Za nim stała jego babcia, a obok siostra, Ania. "Szczęściarz - pomyślał Tomek. - Jedna siostra bliźniaczka, i to bardzo chłopakowata". W jego kuchni kręciły się trzy bardzo kobiece siostry. Między obydwoma domami miękko rozkładały się śnieżne zaspy i zupełnie nagle Tomek przypomniał sobie sen. Śniło mu się, że brnie przez głęboki śnieg. Brnie, brnie i dobrnąć nie może. Miał wielką ochotę dowiedzieć się, co to oznacza, ale dał sobie słowo, że nigdy nie zapyta, co jaki sen znaczy. Dawanie sobie słowa było tylko formalnością, ponieważ Tomek po kryjomu zaglądał do sennika babci. Nikt w domu nie wiedział i nawet nie podejrzewał, że Tomek, jawny wróg tłumaczenia snów, w skrytości ducha głęboko w nie wierzy. Jego siostry i babcia kręciły się w kuchni zmywając po śniadaniu, przygotowując warzywa do obiadu, a Tomek wymknął się, żeby pójść do pokoju babci i zajrzeć pod hasło "śnieg". Dowiedział się, że brnąć przez zaspy śnieżne znaczy mieć kłopoty. Zasunął szufladę komody i jak zawsze złożył sobie obietnicę, że już nigdy tu nie przyjdzie, żeby grzebać w senniku. Bardzo siebie nie lubił, bo wiedział, że przyjdzie, i to nie raz. Część tej antypatii spadała na babcię. Szczególnie wtedy, gdy sen zapowiadał coś niemiłego. Zupełnie jakby babcia była winna temu, o czym Tomek śni. Wrócił do kuchni. Trzy siostry i babcia nawet nie zauważyły jego nieobecności. Tomek podszedł do okna. Ani i Piotrusia już nie widział, ale i tak im pomachał. Mieli się spotkać dziś wieczorem, bo w każdy ostatni piątek miesiąca babcia z naprzeciwka przychodziła do jego babci na karciane wróżby. * * * Rodzina Pieczarkowsko_Sowińska wierzyła w sny i wierzyła w kabałę. Nie mogło wydarzyć się nic, co nie zostałoby wcześniej wyśnione lub wywróżone, a jeszcze lepiej i wywróżone, i wyśnione. W sprawach wiary we wróżby część Pieczarkowską reprezentowała babcia, a Sowińską trzy wnuczki