X


Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard

- Zaiste. - Czy wartownicy zmieniaj� si� wed�ug jakiego� rozk�adu? -spyta� Bevier. - Nie, panie rycerzu. Musz� jedynie w gotowo�ci trwa�, by na rozkazy kr�la swego si� stawi�, i nic ponadto. Po prawdzie bardziej tr�bacze to ni� wojownicy. Najwa�niejsze ich zadanie to fanfar� dono�n� pobratymcom og�asza�, i� Santheocles na wie�y si� pojawi, by uwielbieniem Cyrgaich si� napawa�. - I czekaj� na to w wartowni? - naciska� Sparhawk. - Pr�cz czterech - dw�ch drzwi wi�zienia kr�lowej twej pilnuj�cych i dw�ch, co schod�w strzeg�, kt�re na ni�sze pi�tra wie�y wiod�. - Czy z wartowni mog� dosta� si� do celi kr�lowej? - dopytywa� si� Bevier. - Nie. Jedne jeno drzwi tam wiod�. - A jak szerokie jest przej�cie pomi�dzy wartowni� a g��wnym pomieszczeniem? - Na jednego cz�owieka szerokie, panie Bevierze. - Kalten i ja utrzymamy je bez trudu, Sparhawku. - Czy do wartowni prowadz� jeszcze inne drzwi? - wtr�ci� Kalten. Xanetia pokr�ci�a g�ow�. - Du�e okna? - Jedno tylko - bli�niacze do tego nad g�owami naszymi, cho� kraty pozbawione. - To ogranicza liczb� przeciwnik�w w g��wnej komnacie do czterech - podsumowa� Kalten. - Bevier i ja mo�emy utrzyma� reszt� w zamkni�ciu przez tydzie�, je�li b�dzie potrzeba. - A my ze Sparhawkiem za�atwimy tych przy drzwiach celi i na szczycie schod�w - doda�a Mirtai. - Najpierw niech Talen wejdzie do celi - zadecydowa� Sparhawk, ponownie ogl�daj�c si� na wsch�d, gdzie ciemno�� powoli ust�powa�a miejsca jasnemu brzaskowi. Kalten z powrotem wdrapa� si� na mur i zacz�� d�uba� w zaprawie ci�kim sztyletem. - Anarae, przejd� na prz�d i trzymaj stra�. Daj nam zna�, je�li ktokolwiek wejdzie po tych schodach. Xanetia przytakn�a i znikn�a za rogiem wie�y. Sparhawk wdrapa� si� na �cian� i zaatakowa� zapraw� po lewej stronie �elaznej kraty, podczas gdy jego przyjaciel zaj�� si� stron� praw�. Po kilku chwilach Kalten chwyci� zardzewia�e sztaby i poci�gn��. - D� ju� wyszed� - mrukn��. - Teraz g�ra. - Jasne. - Obaj skoncentrowali si� na g�rnej cz�ci kraty, pospiesznie odbijaj�c zapraw�. - Uwa�aj, kiedy si� urwie -ostrzeg� Sparhawk. - Nie chcemy, �eby spad�a na ziemi� i narobi�a ha�asu. - Z tej strony ju� wysz�a - szepn�� Kalten. - Przytrzymam j�, podczas gdy ty wyd�ubiesz swoj�. - Si�gn�� do �rodka i poszuka� bezpiecznego uchwytu dla prawej d�oni, lew� �ciskaj�c �elazne pr�ty. Sparhawk zdwoi� wysi�ki, zasypuj�c taras poni�ej deszczem py�u i od�amk�w. - Chyba ju� - wyszepta�. - Zobaczymy. - Ramiona Kaltena napi�y si� i stara krata ze zgrzytem wysun�a si� ze �ciany. Tym samym ruchem przyjaciel Sparhawka cisn�� ci�ki przedmiot przez balustrad�. - Co ty wyprawiasz? - wykrztusi� Sparhawk. - Pozbywam si� jej. - Wiesz, ile ha�asu narobi, kiedy uderzy w ziemi�? - I co? To pi��set st�p ni�ej. Niech sobie ha�asuje. Je�eli jaki� Cyrgai czy cynesga�ski poganiacz niewolnik�w stoi akurat pod ni�, czeka go paskudna niespodzianka. Ale nam przecie� to nie przeszkadza. Sparhawk przepchn�� g�ow� przez ods�oni�ty otw�r. - Ehlano - szepn�� - jeste� tam? - A gdzie indziej mog�abym by�, Sparhawku? - Przepraszam, to by�o g�upie pytanie. Wyrwali�my ju� krat�. Posy�amy do �rodka Talena. Krzyknijcie albo co, gdy tylko zablokuje zamek, by stra�nicy nie mogli si� tam dosta�. - Zejd� mi z drogi, Sparhawku - mrukn�� ostro czekaj�cy tu� pod nim Talen. - Nie dostan� si� tam, p�ki zas�aniasz ca�e okno. Sparhawk odsun�� si� i zr�czny ch�opak zacz�� przeciska� si� do �rodka. Nagle przerwa�. - Nic z tego - mrukn��. - Wyci�gnijcie mnie. - Co si� sta�o? - spyta� Kalten. - Po prostu mnie wyci�gnijcie, Kaltenie. Nie mam czasu na wyja�nienia. Serce Sparhawka zamar�o, gdy wraz z Kaltenem wyszarpn�li m�odego z�odzieja z otworu. - Jedn� chwileczk�. - Talen obr�ci� si� na bok, potem wyci�gn�� r�ce, si�gaj�c ponad g�ow�. - W porz�dku. Pchajcie. - Zaraz znowu utkniesz - zaprotestowa� Kalten. - Wi�c b�dziecie musieli pcha� mocniej. Oto do czego prowadzi zdrowa �ywno��, �wiczenia i uczciwe �ycie, do kt�rego mnie zmuszasz, Sparhawku. Tak bardzo uros�em, �e nie mog� przecisn�� ramion. - Zn�w zacz�� wierci� si� w okienku. - Pchajcie, panowie - poleci�. Obydwaj rycerze nacisn�li d�o�mi jego stopy. - Mocniej! - wykrztusi�. - Zedrzesz sobie ca�� sk�r� - ostrzeg� Kalten. - Jestem m�ody. Prze�yj�. Pchajcie. Pos�usznie naparli na jego nogi i po chwili, wierc�c si� i kln�c pod nosem, Talen znikn�� w celi. - Nic mu nie jest? - szepn�� ochryple Sparhawk. - Wszystko w porz�dku, Sparhawku - odszepn�� Talen. -Lepiej ruszajcie. To nie potrwa d�ugo. Sparhawk i Kalten zeskoczyli na ziemi�. - Zaczynamy - powiedzia� kr�tko Sparhawk. Trzej rycerze i ata�ska olbrzymka pobiegli bezszelestnie na po�udniow� stron� wie�y. - Ciszej, Anakho. - G�os Xanetii zdawa� si� dobiega� znik�d. - Czy ju� si� budz�, Anarae? - spyta� Bevier. - Z wartowni pierwsze d�wi�ki dochodz� - odpar�a. Od frontu w �cianie wie�y po obu stronach szerokich drzwi tkwi�y dwa wielkie nie oszklone okna. Sparhawk ostro�nie uni�s� g�ow� nad parapetem bli�szego i zajrza� do �rodka. Pomieszczenie, jak m�wi�a Aphrael, by�o raczej spore. Na sk�pe umeblowanie sk�ada�y si� �awy, kilka sto�k�w i par� niskich sto��w. Wn�trze o�wietla�y prymitywne lampy oliwne. Z ty�u po prawej dostrzeg� w�skie drzwi, kt�rych strzegli dwaj podobni do pos�g�w Cyrgai. Schody po lewej stronie pokoju, tak�e strze�one, z trzech stron otacza� niski mur. Drugie drzwi, te wiod�ce do wartowni, r�wnie� znajdowa�y si� po lewej, nieopodal szczytu stopni. Sparhawk przyjrza� si� uwa�nie stra�nikom, studiuj�c ich bro� i ekwipunek