Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard

Ale jednak co� im zabiera�a i John Power doszed� do tego rozumem albo sercem. - Je�li nawet tak by�o, dlaczego wzi�� pod lup� w�a�nie Ardeli�? - zapyta� Sam. - Powiedzia�em wam, �e mia� nosa. My�l�, �e na pewno zapyta� Tansy o to i owo - nic wprost, okr�n� drog�, rozumiecie, o co mi chodzi � a z jej odpowiedzi wywnioskowa�, gdzie warto poniucha�. Kiedy przyszed� do biblioteki tamtego dnia, nic nie wiedzia�... ale co� podejrzewa�. Do��, �eby Ardelii nacisn�� na odcisk. Pami�tam, �e najbardziej w�ciek� j� - i najbardziej wystraszy� - spos�b, w jaki na ni� patrzy�. �Naucz� ci�, jak na mnie patrze�", m�wi�a. W k�ko to powtarza�a. Zastanawia�em si�, od jak dawna nikt nie popatrzy� na ni� z autentyczn� podejrzliwo�ci�, od jak dawna nikomu nie uda�o si� wyw�szy�, co z niej za sztuka. Za�o�� si�, �e nap�dzi� jej t�giego stracha. Za�o�� si�, �e to j� zmusi�o do zastanowienia si�, czy wreszcie nie zaczyna traci� swojej mocy. - M�g� te� pogada� z innymi dzie�mi - powiedzia�a z wahaniem Naomi. - Por�wna� to, co us�ysza�, i doszed� do wniosku, �e nie iwszystko si� zgadza. Mo�e one nawet widzia�y j� na r�ne sposoby. Tak jak ty i Sam widzieli�cie j� na r�ne sposoby. - To mo�liwe - wszystko jest mo�liwe. Tak czy inaczej, nastraszy� j� tak, �e musia�a si� spieszy�. Jutro przez ca�y dzie� b�d� w bibliotece", powiedzia�a mi. 145 Postaram si�, �eby du�o ludzi mnie tam zobaczy�o. Ale to - ty z�o�ysz wizyt� w domu zast�pcy szeryfa Powera, Davey. Przywarujesz, a� dziecko zostanie samo - chyba nie b�dziesz musia� d�ugo czeka� - a wtedy porwiesz j� do lasu. R�b z ni�, co chcesz, ale na ko�cu musisz zrobi� jedno - poder�n�� jej gard�o. Poder�nij jej gard�o i zostaw tam, gdzie �atwo b�dzie j� znale��. Niech ten dra� dowie si� o tym, zanim si� z nim spotkam". Nic nie by�em w stanie powiedzie�. Chyba dobrze si� sta�o, �e j�zyk mi ko�kiem w g�bie stan��, bo czego bym nie powiedzia�, zrozumia�aby to na opak i chyba by mi �eb urwa�a. Ale �e siedzia�em tylko przy kuchennym stole ze szklank� w r�ce i gapi�em si� na ni�, wzi�a moje milczenie za zgod�. Potem poszli�my do sypialni. Ostatni raz. My�la�em, �e nie dam rady jej zaspokoi�, �e wystraszonemu m�czy�nie nie staje. Ale posz�o dobrze, niech mi B�g wybaczy. Ardelia mia�a i t� moc. Robili�my to i robili, i w jakim� momencie albo zasn��em, albo pad�em nieprzytomny. Dalej pami�tam tylko, �e ona wykopuje mnie go�� nog� z ��ka, spycha prosto w plam� wczesnego s�o�ca. Jest kwadrans po sz�stej, w �o��dku mam wann� z kwasem, a g�owa mi pulsuje jak zropia�e dzi�s�o. �Czas do roboty", ona m�wi. �Nie pozw�l, �eby kto� zobaczy�, jak wracasz do miasta, Davey, i pami�taj, co ci powiedzia�am. Dopadnij j� dzi� przed po�udniem. Zabierz do lasu i za�atw. Ukryj si� do zmroku. Jak ci� wcze�niej z�api�, nic nie b�d� mog�a dla ciebie zrobi�. Ale jak si� do mnie dostaniesz, jeste� bezpieczny. Jutro biblioteka jest zamkni�ta, ale postaram si�, �eby przysz�y dwa dzieciaki. Ju� je sobie wybra�am, najgorsze gnojki w ca�ym mie�cie. Razem p�jdziemy do biblioteki... one przyjd�... a kiedy wreszcie ci g�upcy nas znajd�, pomy�l�, �e wszyscy umarli�my. Ale ty i ja nie umrzemy, Davey. B�dziemy wolni. Wystrychniemy ich na dudk�w, co? I zaczyna si� �mia�. Siedzi naga w ��ku, ja grzebi� si� u jej st�p na pod�odze, chory jak szczur nafaszerowany trutk�, a ona �mieje si�, �mieje i �mieje. Twarz zaczyna jej zn�w owadzie�, ta niby-tr�bka wysuwa si�, prawie jak r�g, kt�ry wikingowie nosili na he�mach, a oczy rozci�gaj� si� na boki. Poczu�em, �e zaraz puszcz� pawia, wi�c zmy�em si� i narzyga�em w winoro�l. Ci�gle s�ysza�em, jak si� �mia�a... �mia�a... i �mia�a. Wk�ada�em ubranie przy domu, gdy odezwa�a si� do mnie z okna. Nie widzia�em jej, ale s�ysza�em nie�le. �Nie spraw mi zawodu, Davey", powiedzia�a. �Nie spraw mi zawodu, bo ci� zabij�. A nie szybko umrzesz". 146 - Nie zawiod� ci�, Ardelio", m�wi�, ale nie odwracam si� do niej. Nie zni�s�bym jej widoku. By�em u kresu wytrzyma�o�ci. A przecie�... cz�ciowo chcia�em i�� z ni� r�ka w r�k�, nawet gdyby to znaczy�o, �e wpierw oszalej�. I wydawa�o mi si�, �e p�jd� z ni� r�ka w r�k�, chyba �e szykowa�a si� mnie wrobi�, �e niby ja zap�ac� za wszystko. Nie mo�na by�o tego wykluczy�. : Poszed�em przez kukurydz� do Junction City. Zwykle te przechadzki otrze�wia�y mnie troch� i wypaca�em najgorszego kaca. Ale nie wtedy. Dwa razy musia�em zrobi� przystanek na rzyganie, a za drugim razem my�la�em, �e nigdy nie sko�cz�. Wreszcie sko�czy�em, ale tam gdzie kl�cza�em, na kukurydzy zosta�a krew. Zanim dowlok�em si� do miasta, g�owa bola�a mnie jak nigdy i widzia�em wszystko podw�jnie. My�la�em, �e umr�, ale wci�� nie mog�em przesta� my�le� o tych s�owach: r�b z ni�, co chcesz, ale na ko�cu musisz zrobi� jedno - poder�n�� jej gard�o. Nie chcia�em skrzywdzi� Tansy Power, ale mimo to by�em got�w to zrobi�. Nie potrafi�em oprze� si� Ardelii... a przecie�, gdybym jej si� nie opar�, czeka�oby mnie pot�pienie wieczne. Ale co najgorsze, gdyby Ardelia m�wi�a prawd�, �y�bym dalej... �y� prawie bez ko�ca z pami�ci� tego czynu. W tamtych czasach by�y na stacji dwa perony i rampa po p�nocnej stronie drugiego peronu, rzadko u�ywana. Wczo�ga�em si� pod ni� i zasn��em na par� godzin. Kiedy si� zbudzi�em, czu�em si� troch� lepiej. Wiedzia�em: nie znam sposobu, aby powstrzyma� j� czy siebie. Wi�c zacz��em szuka� domu Johna Powera, �eby znale�� t� dziewczynk� i j� porwa�. Przeszed�em ca�e centrum, nie patrz�c na nikogo, a przez ca�y czas jedno ko�ata�o mi g�owie: �Nie b�dzie d�ugo cierpia�a - tyle przynajmniej mog� dla niej zrobi�. Z�ami� jej kark jak zapa�k�, nawet nic nie poczuje". Dave zn�w wyci�gn�� chustk� i otar� czo�o dr��c� r�k�. - Doszed�em do takiego sklepu z tanioch�. Teraz ju� go nie ma, ale w tamtych czasach by�a to ostatnia firma na O'Kane Street, zanim cz�owiek zn�w wszed� w dzielnic� willow�. Do domu Powera by�o jeszcze ze cztery przecznice i my�la�em, �e jak dojd�, zobacz� Tansy na podw�rku. B�dzie sama... a las jest niedaleko. Tylko �e spojrza�em w okno wystawowe tego sklepu z tanioch� i to, co zobaczy�em, przyku�o mnie do miejsca. Na wystawie le�a� kopczyk martwych dzieci. Wytrzeszczone oczy. Spl�tane ramiona. Po�amane n�ki. Wrzasn��em i zacisn��em r�ce na ustach. Zacisn��em mocno powieki. Kiedy zn�w spojrza�em, zobaczy�em mn�stwo lalek, 147 kt�re stara pani Seger rozk�ada�a na wystawie