Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard

Zniesiono tu ich juki podróżne i po długiej jeździe, w ciągu której ni razu się przebrać nie mogli, pierwszy raz przeodzieli się i z ciężkich kaftanów wyzwolili. Kleryk im we wszystkim wesoło, po bratersku posługiwał, usiłując rozchmurzyć czoła i natchnąć dobrą myślą. Kilka razy wchodził i wychodził, nim w pogotowiu byli posiliwszy się tym, co im tu przyniósł do zjedzenia, a co się im dziwnie smacznym wydało, tak byli wygłodnieli; na ostatek zabrał ich ze sobą, ażeby, wedle rozkazu przeora, całą tę osadę klasztorną obejrzeć mogli. Wszyscy, których tu spotykali, nawet do najcięższych posług użyci, mieli na sobie suknie zakonne, wszyscy też mieli te twarze jasne i uśmiechami ożywione, które tak Jaksów dziwiły. Mijając nie mówili nic, gdyż milczenie panowało w ogóle w klasztorze całym zdumiewające dla przybyszów, ale wejrzenia i oblicza zdawały się witać przyjaźnie. Kleryk Odon, jak mógł i umiał, tłumaczył Jaksom to, co im okazywał. Naprzód wprowadził ich do kościółka, który choć mały był naówczas, choć skromny, dosyć jednak ozdobnie wyglądał, dzięki szczodrobliwości króla i kunsztowi samych ojców. Tu po modliwszy się przed wielkim ołtarzem, za którym był chór zakonny, i rzuciwszy okiem na dwa boczne, misternie złoceniami przy ozdobione, wyszli naprzód do wielkiej wspólnej izby jadalnej. A trafili właśnie w chwili, gdy całe zgromadzenie w milczeniu za długim stołem siedziało. Na małym wywyższeniu młody kleryk w wieku Odona w języku Jaksom niezrozumiałym czytał coś z księgi. Zakonnicy razem wszyscy zebrani byli, oprócz przeora, który miał miejsce osobne i siedzenie wywyższone, a na usługach jego stało dwu kleryków. Młodzież wdrażała się w ten sposób do karności i pokory. Na ścianie wizerunek Chrystusa i kilka innych mniejszych obrazów na złoconych deskach zdobiły ciemną i niską jadalnię, widocznie tymczasowo skleconą. Stąd szli do podobnej jej izby sypialnej, jeszcze uboższej, bo to, co się tu posłaniem zwało, ledwie na imię to zasłużyć mogło. Rzucona na deskę garść słomy, suknem grubym pokryta, stanowiła łoże mnisze... Wielki komin w pośrodku ściany starczył na ogrzanie izby zimą. Przechodząc potem długie chodniki i podsienia, z których drzwi do celi zakonników widać było, kleryk im kilka tych mieszkań pokazał. Niemal w każdym z nich znaleźli zdumieni jakiś przybór i narzędzia rzemieślnicze, których użytku nie mogli od gadnąć, obok mnogich godeł religijnych widać było warsztaty, dłuta, siekiery, krawieckie nożyce itp. Nie było i jednego z ojców, co by nie miał zajęcia. Brat Odon tłumaczył im z uniesieniem, jakie oni tu spokojne, szczęśliwe, niczym nie zamącone życie prowadzą, czas dzieląc między modlitwą a różnymi robotami. Latem, dodał, to wozimy, budujemy, sadzimy, siejemy, tniemy i gospodarujemy aż miło... Pokazawszy im w głównym gmachu, co było najciekawszego do widzenia, z oczyma promieniejącymi nareszcie zapytał, czyliby i najpiękniejszej a najdroższej pracowni oglądać nie chcieli? Nie zrozumieli oni tego zrazu, bo w jednej z cel już widzianych pokazywał im Odon złotniczy warsztat, srebro i złoto, które jeden z braci misternie rzeźbił i kuł z nich najpiękniejsze naczynia, kamieniami nasadzane. Zdało się im, że po złocie i klejnotach nic już równie szacownego widzieć nie było można. Odon mówił im o czymś, czego ani się domyśleć, ani zrozumieć nie umieli. Tym mocniej obudziło to ich ciekawość i zdumieli się mocno, gdy wpuszczeni do obszernej i światłej izby nie dostrzegli w niej więcej nic nad kilka pólic drewnianych, zapełnionych czymś, co później okazało się księgami, jakie oni tylko po kościołach widywali. Ogromny stół w po środku, kilku pulpitami opatrzony, zarzucony był kartami białymi, ze skóry wygładzonej i jasnej. Na niektórych z nich widać było poczęte malowania i złocenia. Obok stały małe skorupki różnej barwy, pędzle i przyrządy do pisania. Kilka ksiąg dużych, które przepisywano, leżało także na stole. Młody Odon z uwielbieniem spoglądał na tę pracę, której piękności rycerze wcale ocenić nie mogli. Złocone rysunki, niektóre figury świętych wprawiały ich w podziwienie, lecz zakrytym było znaczenie tych skarbów dla nieświadomych pisma wojaków. Na ścianie biblioteki, gdyż tak się nazywała izba kopistów, wisiał obraz ojca zakonu, świętego Benedykta, na złoconym tle, z księgą w ręku, wystawującą regułę zakonną i oznaczoną wyrazami, od których się ona poczyna (Ansculta o fili) - słuchaj synu