X


Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard

"A je�li jest ich tylko dziewi�ciuset?" - "Zgoda na dziewi�� dziesi�tych". Las rozst�pi� si�, min�li�my most i jechali�my drog� wiod�c� przez pola kartofli. "Dziewi�ta godzina - oznajmi� Garbonos. - Gdzie pan zamierza przenocowa�?" - "W samochodzie. Do kt�rej tu czynne s� sklepy?" - "Sklepy ju� zamkni�te" - odpowiedzia�. "Mo�e by u nas w hotelu - wtr�ci� Brodaty. - W moim pokoju jest wolne ��ko". - "Do hotelu nie podjedziemy" - m�wi� Garbonos zastanawiaj�c si� nad czym�. "Tak, chyba nie" - zgodzi� si� Brodaty i nie wiadomo czemu parskn�� �mieszkiem. "Samoch�d mo�na by zostawi� ko�o milicji" - ci�gn�� Garbonos. "Co za idiotyzm - przerwa� Brodaty. - Ja plot� g�upstwa, a ty powtarzasz za mn�. Jak on si� dostanie do hotelu?" - "Do diab�a! Rzeczywi�cie, jeden dzie� przerwy i cz�owiek zapomina o tych sztuczkach". - "A mo�e go transgresowa�?" - "Tak�e co� - mrukn�� Garbonos. - To nie kanapa. A ty nie jeste� Christobal Junta, ani ja..." - Nie k�opoczcie si�, panowie - odezwa�em si�. - Przenocuj� w samochodzie, nie pierwszy raz mi si� to zdarza. R�wnocze�nie poczu�em straszn� ch�� przespania si� w normalnej po�cieli. Ju� cztery noce spa�em w �piworze. - S�uchaj! - wpad� na jak�� my�l Garbonos. - Hej - hej! Chatnakum�! - Racja! - wykrzykn�� Brodaty. - Jazda z nim na ��komorze! - Ale� panowie - usi�owa�em protestowa� - przenocuj� w wozie. - Przenocuje pan w mieszkaniu - rzek� Garbonos - we wzgl�dnie czystej po�cieli. Musimy si� jako� zrewan�owa�... - Trudno przecie� wsun�� panu p�rubl�wk� - doda� Brodaty. Wjechali�my do miasta. Wzd�u� ulicy ci�gn�y si� solidne stare palisady, wielkie domy z olbrzymich sczernia�ych belek o w�skich oknach i rze�bionych framugach, z drewnianymi kogucikami na dachach. By�o te� mi�dzy nimi par� brudnych murowanych budynk�w z �elaznymi bramami, kt�rych wygl�d wydoby� z mej pami�ci dawno zapomniane s�owo "hurtownia". Ulica by�a prosta, szeroka, nazywa�a si� Prospekt Pokoju. Bli�ej �r�dmie�cia zacz�y si� pojawia� jednopi�trowe domki z p�yt z otwartymi ogr�dkami. - Nast�pny zau�ek na prawo - powiedzia� Garbonos. W��czy�em kierunkowskaz, przyhamowa�em i skr�ci�em w prawo. Uliczka by�a zaro�ni�ta traw�, ale przed jedn� z furtek sta� ju� przytulony do niej nowiutki zaporo�ec. Tabliczki z numerami dom�w znajdowa�y si� na bramach, ale cyfry z trudem dawa�y si� odczyta� na zardzewia�ej blasze. Zau�ek nosi� przepi�kn� nazw�: "Ul. ��komorze". By� niezbyt szeroki, wci�ni�ty mi�dzy masywne stare ogrodzenia, pami�taj�ce chyba jeszcze owe czasy, gdy grasowali tu szwedzcy i norwescy piraci. - Stop - zawo�a� Garbonos. Przyhamowa�em, a on zn�w stukn�� nosem w luf�. - Teraz zrobimy tak - ci�gn�� pocieraj�c nos. - Poczeka pan tutaj, a ja p�jd� i raz dwa wszystko za�atwi�. - Doprawdy nie warto - spr�bowa�em po raz ostatni. - Ani s�owa. Wo�odia, trzymaj go na muszce. Wysiad� z samochodu i schyliwszy g�ow� wszed� w nisk� furtk�. Za niebotycznym szarym ogrodzeniem nie wida� by�o domu. Masywna, jak w parowozowni brama zamkni�ta na ci�kie zardzewia�e antaby stanowi�a zupe�ny fenomen. Ze zdumieniem czyta�em wywieszki. By�o ich trzy. Na lewym skrzydle b�yszcza�a lustrzana ciemnoniebieska tabliczka ze srebrnymi literami: INBADCZAM Chatka na Kurzych N�kach Zabytek architektury so�owieckiej U g�ry na prawym skrzydle widnia�a zardzewia�a blaszana wywieszka: "Ul. ��komorze nr 13, N. K. Horynycz", ni�ej za� kawa�ek dykty z niedba�ym odr�cznym napisem: KOT NIE PRACUJE Administracja - Jaki KOT? - zapyta�em. - Komitet Obrony Terytorialnej? Brodaty zachichota�. - Niech pan si� nie denerwuje - odpowiedzia�. - Troch� tu u nas zabawnie, ale wszystko b�dzie w najlepszym porz�dku. Wysiad�em z samochodu i zacz��em przeciera� przedni� szyb�. Wtem us�ysza�em nad g�ow� jaki� szelest. Podnios�em oczy. Na szczycie bramy sadowi� si� wygodnie olbrzymi - nigdy takiego nie widzia�em - bury, pr�gowany kot. Umo�ciwszy si�, zwr�ci� na mnie ��te �lepia z wyrazem sytej oboj�tno�ci. "Kici-kici" - zawo�a�em machinalnie. Kot uprzejmie, lecz ch�odno rozdziawi� z�bat� paszcz�, wyda� ochryp�e gard�owe miaukni�cie, po czym odwr�ci� si� i patrzy� w g��b podw�rza. Za p�otem rozleg� si� g�os Garbonosa: - Bazyli, wybacz, przyjacielu, �e ci� fatyguj�. Zgrzytn�a antaba. Kot podni�s� si� i bezszelestnie da� susa w d�. Brama zako�ysa�a si� ci�ko, przy akompaniamencie okropnych zgrzyt�w i trzeszczenia lewe skrzyd�o otworzy�o si� powoli. Wyjrza�a czerwona z nat�enia twarz Garbonosa. - Dobroczy�co! - zawo�a�. - Prosz�, niech pan wje�d�a! Wsiad�em z powrotem do samochodu i wolniutko wjecha�em na obszerne podw�rze. W g��bi sta� dom zbudowany z grubych bierwion, przed domem pyszni� si� roz�o�ysty d�b o nies�ychanie grubym pniu, z szerok�, g�st� koron�, zas�aniaj�c� ca�y dach. Od bramy, okr��aj�c d�b, prowadzi�a ku domowi �cie�ka wy�o�ona kamiennymi p�ytami. Na prawo by� ogr�d warzywny, na lewo, po�rodku polanki, studnia z ko�owrotem, czarna i omsza�a ze staro�ci. Ustawi�em samoch�d z boku, zgasi�em motor i wysiad�em. Brodaty Wo�odia te� wysiad�, opar� strzelb� o drzwiczki i zacz�� rychtowa� plecak. - No i jest pan w domu - oznajmi�. Garbonos zamyka� trzeszcz�c�, zgrzytaj�c� bram�, a ja rozgl�da�em si� z pewnym zak�opotaniem, nie wiedz�c, co z sob� pocz��. - A ot� i gospodyni! - wykrzykn�� Brodaty. - Jak szacowne zdrowie, babciu Naino Kijewno? Gospodyni liczy�a sobie chyba ponad setk� lat. Sz�a ku nam powoli, wspieraj�c si� na s�katym kiju i pow��cz�c nogami w walonkach. Twarz jej mia�a kolor ciemnobrunatny. Z g�stej sieci zmarszczek wystawa� d�ugi nos, zakrzywiony i ostry niby jatagan, oczy by�y blade i zmatowia�e, jakby zasnute bielmem. - Jak si� masz, wnuczku, jak si� masz - wym�wi�a nadspodziewanie d�wi�cznym basem. - A to pewnie ten nowy programista? Witam dobrodzieja, prosimy bardzo! Sk�oni�em si� w milczeniu czuj�c, �e tak b�dzie najw�a�ciwiej. Babka by�a ubrana w czarn� we�nian� sukni� i watowany serdak. G�ow� jej otula�a czarna chustka zawi�zana pod brod�, na wierzchu za� pstrzy�a si� wesolutka kapronowa apaszka z kolorowymi wizerunkami Atomium oraz r�noj�zycznymi napisami: "Wystawa �wiatowa w Brukseli". Na brodzie i pod nosem starej stercza�a rzadka siwa szczecina. - A wi�c, Naino Kijewno - Garbonos podszed� do niej, wycieraj�c r�ce z rdzy - trzeba naszego nowego pracownika ulokowa� na dwie noce. Pozwoli pani, �e go przedstawi�... hm... hm... - Nie potrzeba - odpar�a starucha, przygl�daj�c mi si� badawczo

Drogi uĹźytkowniku!

W trosce o komfort korzystania z naszego serwisu chcemy dostarczać Ci coraz lepsze usługi. By móc to robić prosimy, abyś wyraził zgodę na dopasowanie treści marketingowych do Twoich zachowań w serwisie. Zgoda ta pozwoli nam częściowo finansować rozwój świadczonych usług.

Pamiętaj, że dbamy o Twoją prywatność. Nie zwiększamy zakresu naszych uprawnień bez Twojej zgody. Zadbamy również o bezpieczeństwo Twoich danych. Wyrażoną zgodę możesz cofnąć w każdej chwili.

 Tak, zgadzam się na nadanie mi "cookie" i korzystanie z danych przez Administratora Serwisu i jego partnerĂłw w celu dopasowania treści do moich potrzeb. Przeczytałem(am) Politykę prywatności. Rozumiem ją i akceptuję.

 Tak, zgadzam się na przetwarzanie moich danych osobowych przez Administratora Serwisu i jego partnerĂłw w celu personalizowania wyświetlanych mi reklam i dostosowania do mnie prezentowanych treści marketingowych. Przeczytałem(am) Politykę prywatności. Rozumiem ją i akceptuję.

Wyrażenie powyższych zgód jest dobrowolne i możesz je w dowolnym momencie wycofać poprzez opcję: "Twoje zgody", dostępnej w prawym, dolnym rogu strony lub poprzez usunięcie "cookies" w swojej przeglądarce dla powyżej strony, z tym, że wycofanie zgody nie będzie miało wpływu na zgodność z prawem przetwarzania na podstawie zgody, przed jej wycofaniem.