Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard

Ciekawe, co by na to powiedziaB Max? 163 Colin spokojnie zamknB ksi|k i tak|e wstaB. SpojrzaB po raz ostatni na Tysena i dotknB ramienia |ony. Tysen usByszaB, jak Colin pyta szeptem: - Ale chyba nie bdziemy musieli rozmawia z t okropn kobiet? - Nie - szepnBa Meggie - nie przejdziemy nawet obok salonu. Chc wam pokaza sekretny ogród za bibliotek taty. Zdaje si, |e teraz pracuje tam pan MacNeily. To taty rzdca, bardzo miBy czBowiek. Niestety, niedBugo bdzie musiaB wyjecha. WolaBabym, |eby zostaB. OHver zajmie jego miejsce. - Douglas bdzie zgrzytaB zbami ze zBo[ci - powiedziaB Colin. Sinjun roze[miaBa si. - 01iver [wietnie by sobie tutaj poradziB. To wymarzone miejsce dla niego. Kiedy wyszli, Tysen zamknB drzwi sypialni na klucz, podszedB do Bó|ka i powiedziaB: - Zapomnij o tej posadzie niani, Mary Ros. Zapomnij o uczeniu Baciny Phillipa i lekcjach gry na dudach z Dahling. Nigdzie nie pojedziesz. Mary Ros wyprostowaBa si. CzuBa si silniejsza i bardziej pewna siebie ni| kiedykolwiek. Nie spuszczaBa z niego wzroku. Po raz pierwszy zauwa|yBa w jego twarzy taki upór. - Musz tam pojecha - rzekBa, cho bardzo j to bolaBo. Nie miaBa innego wyj[cia. - Chyba sam rozumiesz dlaczego. - Nie, nic takiego nie ma miejsca. PosBuchaj mnie. S rzeczy, które czasem musimy zrobi. Teraz jedyn rzecz, któr na pewno musisz, jest wyj[cie za mnie za m|. Bdziesz pani na Kildrummy w Szkocji i |on pastora w moim domu w Anglii. Mieszkam we wsi zwanej Glenclose-on-Rowan. Mój dom nazywaj 164 oficjalnie domem pastora, ale kiedy[ nazywano go Eden Hill, czyli Rajskie Wzgórze. - Jak na dom pastora, to bardzo romantyczna nazwa. - Chyba tak. Nagle, zupeBnie bez zwizku pomy[laB, |e nawet z tym wielkim siDcem pod okiem wygldaBa piknie. Rude wBosy, skrcone w loki, spadaBy jej na ramiona. OtworzyBa usta, ale nic nie powiedziaBa. CzekaB. PotrafiB czeka. Czasem jego wiernym sporo czasu zajmowaBo zebranie si na odwag, by wyrzuci z siebie grzechy w czasie spowiedzi. - Nie mog. Wiesz, |e nie mog tego zrobi, Tyse- nie. - Nie mo|esz? Nie mo|esz za mnie wyj[? Nie widz dla ciebie innego rozwizania. - Nie zrobi ci tego - powiedziaBa ju| bardziej stanowczo, a na jej policzki wracaBy rumieDce. - PrzyjechaBam tu, poniewa| nie my[laBam rozsdnie. BaBam si wraca do Vallance. Niewa|ne. yle, bardzo zle postpiBam przyje|d|ajc tu i wcigajc w to ciebie i Meggie. Nie pozwol ci teraz na takie po[wicenie. U[miechnB si spokojnie, ukazujc biaBe zby. Jego niebieskie oczy roz[wietliBy si rado[nie. - Zapomnij o po[wiceniu. To niedorzeczne. Powinienem ci to powiedzie ju| wcze[niej. Mam trójk dzieci