Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard
To, co się stało, zbliżyło ich. Jura nigdy przedtem nie był taki czuły, szczery i taki słaby. Po raz pierwszy ujrzała jego zmieszanie, strach, litowała się nad nim, kochała go jeszcze mocniej. Rano spał z ręką na jej piersi, ona zaś strzegła jego snu. Przedtem nie zatrzymywał jej, odprawiał w sekrecie, nocą, a dziś nie wypuszczał. A kiedy wreszcie pozwolił odejść, odprowadził do drzwi nie tak jak zawsze, ukradkiem i na palcach, lecz otwarcie, rozmawiał z nią głośno, nie myślał o skrzypiących drzwiach i szczęku zamka, nawet uśmiechnął się, przytulił policzek do jej policzka. I dozorca na dole patrzył jakoś inaczej, sympatyczniej, wsuniętego w dłoń rubla przyjął nie jako należny haracz, lecz z wdzięcznością: “Dziękuję pani”. Na Arbacie obcasy jej pantofli stukały spokojnie i pewnie, szła po jego ulicy, po swojej ulicy. I dopiero na placu Arbackim uświadomiła sobie, że schodząc po schodach minęła drzwi mieszkania Saszy. Dlaczego pomyślała o tym dopiero teraz? Czyżby przez tę swoją miłość zapomniała o wszystkim? A Sofia Aleksandrowna leży tam samotna, nie śpi, myśli, co też robi w tej chwili Sasza... *** Nie uda się spędzić trzech dni w szpitalu w tajemnicy. Budiaginowie i tak potrafią zresztą wydusić z Leny prawdę, mamunia ma dobre oko, mamunie zawsze się połapią, o co chodzi. Lenka nie umie kłamać, po co miałaby kłamać, to przecież niegodne. A z kim, to już się sami domyślą. I przekonają: miej to dziecko, obejdziemy się bez tego twojego Szaroka. Co jej może strzelić do głowy? Jura wydzwaniał do Leny do pracy, rozmawiał z nią czule, ale w jego głosie pobrzmiewało zmęczenie - tyle ma spraw, kłopotów, niech Lena nie próbuje obarczać go jeszcze swoimi sprawami i kłopotami. Proste arbackie dziewczyny nigdy nie stwarzały podobnych problemów, załatwiały to we własnym zakresie... Ocet? Nadmanganian potasu? Chinina? To nie jego sprawa. A ta mimoza, mamusina córunia nic nie wie, nic nie umie, zagraniczny delikates, cholera by ją wzięła! Jeżeli teraz z nią nie zerwie, to koniec, nigdy już się nie odczepi. Żeby chociaż poroniła! Ludzie czasem wywracają się na oblodzonym chodniku, szczególnie tacy niezdarni krótkowidze, jak ona. W rodzinie Szaroków rzadko kiedy rozmawiano ze sobą szczerze, ale Jura postanowił pomówić z matką. Matka zna różne sekretne ludowe sposoby, zna takich, którzy mogą pomóc. Nieraz widział, jak szepcze z babami na podwórzu, po jej minie domyślał się, że mowa jest o tym. Wlepiła w niego oczy, na policzkach wystąpiły czerwone plamy. Wpadła Lenka, tak, zaszła, puszczalska, gdzie to rozum miało, ścierwo jedne! Te wykształcone gorsze od prostych. Męża na brzuch łapie, suka! Sama powinna mieć trochę oleju we łbie, nie ma przecież piętnastu lat, diabelskie nasienie! Jeszcze dziś rano chwaliła się, że Jura bierze za żonę narkomowską córkę, że będzie mieszkać na Kremlu, a teraz roznosiła ją wściekłość. Ci towarzysze, władza nasza, rodziców Jury za próg nie wpuszczają. I Jury też nie wpuszczą. Powiedzą Lenie - mieszkaj z dzieciakiem u męża, ma przecież pokój. Tak, on ma jeden pokój, a oni trzy! U męża, powiedzą, babka jest, niech niańczy. O nie, nie na taką trafili! Ale cwana ta dziewucha! W dodatku nie ruska! Po nosie widać, że chajka! Teraz pewnie pieniędzy na zabieg zażądają, przeklęte plemię! - Przestań! - krzyknął Jura. - Co trzeba zrobić? Zagryzła wargi, spytała rzeczowo: - Który miesiąc? - Parę dni - skłamał Jura. Bał się, że gdy powie prawdę, matka odmówi pomocy. - Niech wymoczy nogi w gorczycy. Tylko we wrzątku. Żeby był jak najgorętszy. Wytrzyma. Pewnie nawet wiadra nie mają... - Znajdą. Nie powiedział, że Lena nie może zrobić tego u siebie w domu. Trzeba będzie tu, u nich. Na Arbacie nie dostał gorczycy, pojechał na Usaczowkę, kupił, schował do teczki, do której matka nie zagląda, boi się zepsuć wymyślny zamek. Zaszedł do kuchni, sprawdził - jest wiadro, nawet dwa. Wieczorem poszli do Teatru Rewolucji na “Człowieka z teczką”. Jurze podobał się Granatow. W fatalnym zbiegu gnębiących Granatowa okoliczności dostrzegał pewne podobieństwo do swoich obecnych perypetii. W foyer przyglądał się ludziom, wdychał zapach perfum i pudru, każdą wizytę w teatrze uważał za święto. Nigdy nie mógł zrozumieć Saszy Pankratowa i Niny, wpadających do teatru w przelocie między załatwianiem jednej sprawy a drugiej, nie rozumiał też Wadima, który analizował każdy spektakl z dokładnością naukowca, preparującego żabę. Podczas antraktu powiedział: - Mam dla ciebie dobrą wiadomość. U nas na wydziale jest taki chłopak, Kola Sizow... Jego ojciec to znany lekarz, słyszałaś o nim? - Sizow? Nie, nie słyszałam. - Profesor, ginekolog. Skurczyła się, zrozumiała, o czym mówi, ale to przecież jeszcze nie tak prędko... Szarok ciągnął nieubłaganie: - Jest taki jeden zupełnie bezpieczny sposób - kąpiel nóg w gorczycy, tak jak przy przeziębieniu. Uspokoiła się nieco. - I to pomaga? - Mówią, że nawet bardzo. - Ale minęło już tyle czasu... - Akurat odpowiedni moment. Ten kategoryczny ton napawał ją lękiem. - Może lepiej pójść do lekarza... Nalegał: - To nie skrobanka, żadnego bólu, trzeba tylko wytrzymać w tej gorącej wodzie. Nic nie ryzykujemy. A może rozmyśliłaś się? - Nie rozmyśliłam się - powiedziała cicho - ale to będzie trudne, w domu mogą coś zauważyć... - Słusznie - przytaknął. I jak gdyby pod wpływem nagłej myśli powiedział: - Zrobimy to u mnie. Ojciec stosuje takie coś, jak ma katar. Gorczyca też pewnie się znajdzie. 17 - Gorąco? - Nie... Nawet przyjemnie. Lena siedziała na łóżku, z nogami zanurzonymi w wiadrze napełnionym brązowym wywarem, odwracała głowę, gorczyca szczypała w oczy. Zadarta koszula odsłaniała krągłe, białe, ciasno zwarte kolana, nogi ledwie mieściły się w wiadrze. Siedziała pochylona do przodu, z ręKami splecionymi na brzuchu, ramiączka zsunęły się, obnażając pełne ramiona i piersi za błękitną koronkową lamówką, z lekka poruszała nogami, marszczyła twarz, usiłowała się uśmiechnąć. - Nawet przyjemnie... Trzymając dziobek czajnika przy ścianie wiadra, żeby nie poparzyć jej nóg, dolał jeszcze wrzątku. Wzdrygnęła się, poruszyła nogami... - Gorąco... - Wytrzymaj, zaraz ostygnie... W jednej ręce trzymał czajnik, drugą sprawdzał temperaturę wody w wiadrze. Wydała mu się za mało gorąca, dolał więc znów wrzątku