Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard
I czemuż miałby przestać kochać? Któraż kobieta mogłaby się stać przezeń szczęśliwsza odo mnie? Czuję to po sobie, że szczęście, które dajemy, jest najmocniejszym węzłem, jedynym, który wiąże prawdziwie. Tak, to rozkoszne uczucie uszlachetnia miłość, oczyszcza ja, czyni ją naprawdę godną duszy tkliwej i szlachetnej, jak dusza Valmonta. Żegnam cię, droga, czcigodna, pobłażliwa przyjaciółko. Próżno bym chciała pisać dłużej: nadchodzi godzina, w której oczekuję jego, i wszelka inna myśl znika mi z oczu. Daruj! Ale wszak ty chcesz mego szczęścia, a jest ono tak wielkie w tej chwili, że ledwie mnie całej starczy, by je odczuwać. Paryż, 7 listopada 17* * LIST CXXXIII Wicechrabia de Valbont do markizy de Merteuil Jakież są, piękna przyjaciółko, ofiary, których bym, wedle ciebie, nie uczynił, mimo iż nagrodą ich byłoby przypodobanie się tobie? I jakże ty mnie sądzisz, od jakiegoś czasu, skoro nawet w łaskawszym usposobieniu wątpisz o mych uczuciach lub o mej energii? Ofiary, któ- 168 rych nie chciałbym, nie mógłbym uczynić! Uważasz może, iż jestem zakochany, ujarzmiony? Posądzasz mnie, iż wartość posiada w mych oczach nie samo zwycięstwo, lecz osoba? Nie! Dzięki niebu, nie upadłem tak nisko i gotów ci jestem tego dowieść. Tak, dowiodę, choćby nawet pani de Tourvel miała paść ofiarą: teraz nie powinnaś mieć chyba wątpliwości. Mogłem, jak sądzę, bez zhańbienia się, poświęcić się jakiś czas kobiecie, która w każdym razie posiada bodaj tę wartość, że nie jest przeciętna. Kto wie, czy fakt, iż przygoda ta wypadła na czas martwego sezonu, nie był przyczyną, iż poświęcam się jej nieco więcej: i teraz jeszcze, kiedy życie w Paryżu jeszcze się na dobre nie zaczęło, nic dziwnego, że miłostka ta pochłania mnie niemal całkowicie. Ale też pomyśl, że ledwo dzień upływa, odkąd cieszę się owocem trzech miesięcznych zabiegów. Ileż razy dłużej tkwiłem w czymś, co było o wiele mniej warte i nie kosztowało mnie tyle! . . . A nigdy dlatego nie sądziłaś tak źle o mnie. A przy tym chcesz znać prawdziwą przyczynę mej wytrwałości? Więc ci powiem. Ta ko- bieta jest z natury nieśmiała; w pierwszych chwilach wątpiła nieustannie o swym szczęściu i to wystarczyło, aby ją utrzymywać w ciągłym niepokoju; obecnie dopiero zaczynam przekonywać się, dokąd sięga moja potęga w tym kierunku. Było dla mnie nader ciekawe zdać sobie sprawę z tego; sposobność zaś nie nastręcza się tak łatwo, jak by można mniemać. Najpierw, dla wielu kobiet rozkosz to po prostu rozkosz, nic poza tym. Przy tych kobietach, mimo pochlebnych tytułów, jakimi nas zaszczycają, jesteśmy tylko wyrobnikami, których sprawność decyduje o wartości. W drugiej klasie, może najliczniejszej dzisiaj, rozgłos kochanka, zadowolenie, że się go odebrało rywalce, obawa postradania go na rzecz innej pochłaniają kobietę prawie w zupełności. W szczęściu, jakie jest jej udziałem, liczymy się za coś, zapewne; ale na ogół zależy ono więcej od okoliczności niż od osoby. Czerpią je przez nas, ale nie z nas. Trzeba więc było znaleźć dla mych spostrzeżeń kobietę delikatną i czułą, która by mieściła całe swoje życie w miłości, w miłości zaś widziała jedynie kochanka: której wzruszenie, miast kroczyć pospolitą drogą, jedynie z serca dostawałoby się do zmysłów. I tak widziałem ją, na przykład ( a nie mówię tu o pierwszym dniu) , jak wychodziła z objęć rozkoszy, cała we łzach, aby w chwilę później odnaleźć upojenie w jednym słowie, które odpowiedziało jej duszy. Wreszcie trzeba było, aby posiadała zarazem ową wrodzoną prostotę i szczerość, które są u niej wręcz nieodpartym nałogiem i które nie pozwalają jej ukryć najmniejszego drgnienia serca. Otóż zgodzisz się, markizo, takie kobiety są rzadkie; gdyby nie ta, nigdy bym może nie spotkał tego typu. Nie byłoby zatem nic dziwnego, gdyby mnie zatrzymała dłużej; jeżeli zaś studia moje wymagają, abym ją uczynił szczęśliwą, zupełnie szczęśliwą, czemuż bym się przed tym bronił, zwłaszcza kiedy mi to nic nie szkodzi; przeciwnie! Ale z tego, że umysł jest czymś zajęty, czyż wynika, że serce jest w niewoli? Nie. Toteż mimo iż mam prawo przywiązywać niejaką wartość do tej przygody, nie przeszkodzi mi to gonić za innymi lub poświęcić ją wręcz dla lada rozrywki. Czuję się tak wolny, że nie zaniedbałem nawet małej Volanges, na której przecież zależy mi dość mało. Matka wraca z nią do miasta za trzy dni; otóż ja wczoraj zdołałem sobie zapewnić środki komunikacji: nieco pieniędzy sypniętych odźwiernemu, parę fatałaszek dla jego żony ubiły całą sprawę. Czy możesz pojąć, że Danceny nie umiał wpaść na sposób tak prosty? I mówią, że miłość czyni przemyślnym! Przeciwnie, ogłupia. I ja nie miałbym się jej obronić! Ach, bądź spokojna! Już teraz, za niewiele dni, zacznę osłabiać, za pomocą takiego podziału, zbyt silne może wrażenie, jakiemu uległem; a jeżeli prosty podział nie wystarczy, postaram się rozdrobnić jeszcze więcej