Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard

Po chwili byłem sam w ciemności. Lecz nie na długo. Obok mnie zmaterializowało się trzech oślepionych kapłanów, którzy bez słowa zaprowadzili mnie do solidnych drzwi z napisem MARK III BEACON - WSTĘP TYLKO DLA OSÓB UPOWAŻNIONYCH. Stwierdziłem, że wydaję się sobie osobą jak najbardziej upoważnioną, toteż otworzyłem drzwi i wszedłem, zostawiając trzech przewodników po ich drugiej stronie, po czym starannie je za sobą zamknąłem. Pierwszą rzeczą, jaką uczyniłem, było pozbycie się kostiumu, którego stelaż nie był specjalnie wygodnym przyodziewkiem. Następnie wziąłem się za dokumentację i zlokalizowałem sterownię. Awaryjne oświetlenie udało mi się uruchomić już po piętnastu minutach. Zadziwiające, ale na pierwszy rzut oka, nic tu nie wyglądało na zniszczone. Zgodnie z oczekiwaniami jedna z jaszczurek zapałała chęcią wiedzy i dobrała się do skrzynki z bezpiecznikami. Pomajstrował sobie ten obiecujący młodzian, w wyniku czego wywaliło wszystkie bezpieczniki i cały ten interes KONSERWATOR 127 wyłączył się. To był problem. A w zasadzie początek problemów, gdyż bezpośrednim skutkiem tego było wylanie się chłodziwa, a pośrednim usunięcie paliwa z reaktora, aby uniknąć reakcji łańcuchowej. Tym niemniej pradziadkowie budowali dobrze - ponad dziewięćdziesiąt procent maszynowni było bez zarzutu po przeszło dwóch tysiącach lat. Sporządziłem listę części i wysłałem zamówienie na statek. Szperacz przywiózł to wszystko w nocy i odleciał nie zauważony. Nazajutrz miałem niezłą zabawę obserwując kapłanów targających cały ten ładunek pod moją komendą. Sama naprawa była dziecinnie prosta i zajęła mi zaledwie dziesięć godzin. Byłem na tyle zadowolony, że zainstalowałem jeszcze w odpływie wody drobiazg nadający wodzie zielonkawy kolor. Według moich obliczeń powienien pracować około pięćset lat. Wodę włączyłem dopiero rano, żeby efekt był większy. Faktycznie był - radosny ryk tłumu przeniknął nawet do mnie przez zwały kamienia. Zupełnie nieźle musiało się to prezentować na zewnątrz. Dopiąłem kombinezon i podążyłem ku drzwiom i niezwykle radosnej emocji związanej z wypalaniem oczu. Ślepi kapłani oczekiwali mnie w korytarzu za pierwszymi drzwiami i wyglądali na mniej szczęśliwych niż zazwyczaj. Zrozumiałem dlaczego, gdy spróbowałem je otworzyć. Były zamknięte na wszystkie możliwe sposoby - jak zdążyłem się zorientować, miejscowe jaszczurki były asekurantami. - Zostało postanowione - odezwał się jeden z nich - że pozostaniesz tu na zawsze, aby pilnować Świętej Wody. My pozostaniemy tu także, aby ci służyć i zaspokajać twoje potrzeby. Oszałamiająca perspektywa - nic, tylko szczyt moich marzeń - spędzić resztę moich dni w zamkniętym beaconie z trójką ślepych jaszczurek! Ich troskliwość o moją osobę była naprawdę wzruszająca. Tyle że nie lubię czułych gadów. 128 HARRY HARRISON - Co?! Ośmielacie się zakłócać wolę przodków?! - odpaliłem wzmacniacze na pełną moc i o mało nie rozwaliło mi uszu. Wyciągnąłem mojego Solara i wywaliłem magazynek w drzwi. Jak należało się spodziewać zamek zniknął, a drzwi stanęły otworem. Zanim moi opiekunowie zdążyli zrozumieć, co się dzieje, złapałem ich kolejno za karki i wystawiłem za drzwi. Zanim zamknąłem je dokładnie za sobą, musieli osiągnąć już koniec schodów. Sądząc z odgłosów, wpadli właśnie do sali z bajorkiem. Pognałem za nimi i dopadłem szefa zanim nagromadzony tłum zdążył wyjść z osłupienia. Fakt faktem że miał on nader dobrze rozwinięty instynkt samozachowawczy - zdążył się prawie zanurzyć, zanim go dopadłem i wyciągnąłem z bajora. - Co za chamstwo! - tym razem przykręciłem wzmacniacz, bo jeszcze mi dzwoniło w uszach po poprzednim występie. - Za karę przodkowie zdecydowali, że dostęp do Świętej Wody będzie zamknięty na zawsze. Ale w swojej dobroci pozwalają jej płynąć. To mówiąc wypaliłem w stronę schodów, robiąc tam wcale niezgorszy zawał. Razem z zaspawanymi laserem drzwiami powinno ich to wystarczająco zniechęcić do prób odkrywczych. - A teraz czas na uroczystość! Ponieważ miejsowy kat był jak reszta osłupiały, nie tracąc czasu na perswazje zabrałem mu żelazo i wsadziłem sobie w oba oczodoły. Kamery szlag trafił, a plastik dał wcale niezły smród. Wstrząsnęło to wszystkimi, mną prawie też. Zanim zdążyli wpaść na jeszcze jakiś wspaniały pomysł, przekręciłem wajchę i mój sfałszowany pterodaktyl wleciał do środka. Oczywiście, z wypalonymi oczami nie byłem w stanie dojrzeć go, ale szczęk karabińczyków umocowanych na moich ramionach był nąjpięk- KONSERWATOR 129 niejszym dźwiękiem, jaki słyszałem w ciągu ostatnich paru tygodni. A potem poczułem, że lecę. Gdy uznałem, że jestem wystarczająco wysoko, zdjąłem z siebie łeb i spojrzałem na malejącą piramidę. Tłum rozanielonych jaszczurek kłębił się w radioaktywnej sadzawce. Zrobiłem rachunek sumienia. Wyszło nawet nieźle: po pierwsze - beacon naprawiony; po drugie - wejście było totalnie zatkane, tak że przyszłe ewentualne sabotaże, wypadki czy przypadki były wykluczone; po trzecie - kapłani powinni być zadowoleni - woda znowu płynęła, moje oczy były wypalone, a oni znowu kierowali interesem; po czwarte - do następnej naprawy przyślą już innego konserwatora, bo nie nastąpi ona tak szybko i to było właśnie to, co cieszyło mnie najbardziej. Człowiek może kiedyś stracie zainteresowanie wojną, ale nie zwycięży swoich odruchów. Odruch walki jest tak silny, że malo prawdopodobne jest, aby został całkowicie przytępiony w wyniku ewolucji. Choćby teraz, gdy idea wojny jest dla większości z nas niepociągająca, a już z pewnością nie jest czymś przyjemnym, to jednak cos się w nas raduje i z przyjemnością słuchamy wojennych bębnów czy huku dział w salucie honorowym. I jak wskazują dotychczasowe doświadczenia, wielu ludzi pracuje w przemyśle zbrojeniowym, tak czy inaczej doskonaląc istniejącą broń, choć wszyscy zdajemy sobie sprawę, że jeśli zostanie ona użyta, to skutecznie wyeliminuje nas z powierzchni tej planety. Jeśli szczęśliwie tego unikniemy (przez głupi przypadek zresztą), to z pewnością człowiek nie omieszka wyekspediować tych miłych drobiazgów reszcie Galaktyki. Jeśli natomiast spotka obcą rasę, niezbyt skłonną zająć się wojną..., to tym gorzej dla niej