Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard
On siedział spokojnie wpatrując się w zbliżającą się łódź, która miała rozwalić ich motorówkę. - Kiedy będą już bardzo blisko, zmienię kierunek i zejdę im z drogi, o ile oczywiście zdołam - krzyknął Prendergast. Ryk silnika wielkiej motorówki był ogłuszający. Zdawała się przytłaczać ich swoim kadłubem, gdy nagle Prendergast bardzo zręcznie skierował swoją łódź w bok. Motorówka minęła ich dosłownie o parę cali i w tym właśnie momencie Tweed zamachnął się i rzucił bombę dymną. Upadła na pokład przeciwnika. Paula, która w szkole świetnie grała w palanta, rzuciła swoją bombę sekundę później. Trafiła do wody, bomba Tweeda natomiast eksplodowała. Chmura gęstego, gryzącego dymu w jednej chwili spowiła całą załogę. Ludzie najwyraźniej oszaleli. Stojący za sterem Brand przestał nagle cokolwiek widzieć i jedną ręką wciąż trzymając koło, drugą zaczął przecierać oczy. Motorówka popłynęła zygzakiem i kierowała się teraz wprost na stromy brzeg, najeżony wystającymi skałami. Instynkt chyba kazał Brandowi zwolnić, a w końcu zgasić silnik. Dzięki temu łódź zatrzymała się tuż przed skałami i kołysała się na wodzie, wciąż w oparach dymu. - Do Durgan, szybko! - krzyknął Prendergast nie starając się nawet ukryć ulgi w głosie. - Gdzie się nauczyłeś tak rzucać? - spytała Tweeda Paula. - Dawno temu grałem w krykieta - odrzekł. - Prawdę mówiąc nawet serwowałem. Rozdział 7 Paula została na zewnątrz, żeby porozmawiać z Prendergastem, którego bardzo polubiła, a Tweed wszedł do hotelowego holu. Po prawej stronie od wejścia dostrzegł Vanity Richmond, siedzącą z Newmanem na małej sofie na wprost okien wychodzących na ogród. Doszedł do wniosku, że Vanity postanowiła pozbyć się czarnej peruki, bo nie wiadomo dlaczego uznała, że w swoim naturalnym kolorze łatwiej jej będzie uwieść Boba. Rzeczywiście, Tweed się nie pomylił. Dziewczyna skrzyżowała zgrabne nogi, których nie ukrywała króciutka spódniczka, by Newman mógł je podziwiać. Tweed poszedł do swojego pokoju i już nie usłyszał początku ich rozmowy. - Mam nadzieję, że nie ma pan nic przeciwko temu, żebym się przysiadła -odezwała się. - Wydaje mi się, że obydwoje jesteśmy tu samotni. Pan nazywa się Robert Newman, prawda? - Owszem. - Ten sławny korespondent zagraniczny? Od dawna już nie widziałam pańskich zjadliwych artykułów w żadnym czasopiśmie. Zwykle przy tytule zamieszczano pańskie zdjęcie i dlatego teraz pana poznałam. - Ostatnio nic nie pisałem... Podniósł wzrok, bo podszedł do nich sympatycznie uśmiechnięty kelner - Czy zechcecie państwo napić się czegoś przed kolacją? - Dobry pomysł. - Uśmiechając się lekko, Bob zwrócił się do swojej towarzyszki: - Czego się pani napije? - Poproszę duże wytrawne martini. - A dla mnie szkocka z wodą - powiedział. - Nazywam się Vanity Richmond - przedstawiła się atrakcyjna rudowłosa. - Zdawało mi się, że wczoraj była pani brunetką. - Nic dziwnego. - Roześmiała się. - Byłam przygnębiona, więc nosiłam czarną perukę. Ale teraz zaczynam się dobrze bawić w tym pięknym hotelu, więc postanowiłam z powrotem być sobą. - To znaczy kim? - drążył temat Newman. - Och, jestem asystentką pewnego przemysłowca. Dużo z nim podróżuję, zwiedzam świat. Trzeba mu poświęcać wiele uwagi, ale mnie to nie przeszkadza. Pensja jest bardzo dobra, a podróże darmowe. - Co to za przemysłowiec? - zainteresował się Newman. - Pewnie nigdy pan o nim nie słyszał. On raczej nie szuka rozgłosu... - A dokąd państwo podróżujecie? - ciągnął Newman patrząc w jej zielonkawe oczy. - No, no - zbeształa go łagodnie, z uśmiechem na pełnych czerwonych wargach - czy to przesłuchanie? Ale słusznie, pan jest przecież dziennikarzem. Wypytywanie ludzi leży pewnie w pańskiej naturze. - Po prostu interesuje mnie pani. - To bardzo miły komplement. Przysunęła się do niego tak, że ich nogi się dotykały. Gdy kelner przyniósł drinki, uniosła swoją szklankę i stuknęła nią o szklaneczkę Newmana. - No to za interesującą przyjaźń. - Z chęcią za to wypiję - odrzekł Newman mówiąc sobie w duchu, że Vanity ostro sobie poczyna. - A dlaczego od dawna nic pan nie napisał? - spytała, używając przeciw niemu jego własnej broni. - Pamiętam, że opublikował pan światowy bestseller Kruger: komputer, który zawiódł. Przypuszczam, że ta jedna książka zapewniła panu utrzymanie do końca życia. - To zbyt osobiste pytanie - odciął się. - Przepraszam. Znana jestem z kompletnego braku taktu. - Zauważyłem to. Nagle zaczął zachowywać się wobec niej z dystansem