Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard
Ludzie złazi się z różnych nor, spod różnych kapliczek i obmacywali s| nieufnie, jak żuki usiłujqce wąsikami wymacać otaczając rzeczywistość. Potem ta rzeczywistość narosła, uświadomiła się, ludz| w nią weszli. Ale czarny peleryniarz Rogowski zginął z oczu. Aż dopiero... czekał mnie na tym słonecznym naci brzeżu, wynurzony nieoczekiwanie w prądzie, który mnj przyniósł. Szliśmy powoli pod górę białymi flizami ulicy. W patiao przegrzanych słońcem jarzyły się kule pomarańcz. W kd ściołach, wspaniałych kościołach; jeszcze w XVI wieM trzymających się gotyku, na posadzkach deptaliśmy zatarł ślady herbów, korporacyj, bractw. Podążałem za czarną J leryną Rogowskiego uliczkami wąskimi, wspinającymi sl w górę, uliczkami czystymi, choć przecie Dubrownik lei[ na wysokości Neapolu; rzucając ostre cienie przesuwały sl nimi smukłe sylwety kobiet, niosących na głowach koszl Na rynku, świecącym wszystkimi kolorami owoców, wspi/ łem się po cembrowinie, sączącej chłodną wodę, aby sfl tografować rzeźbionego polskiego orła na patrycjuszo\[ skim domu. Przystanęliśmy przed pomnikiem Gundulicz który w 1621 roku opiewał wojnę Polski z Turcją: 80 folska Osmana sława śmet l''z prikore Turke odkiłiwa Itri sasteczi Carstwo od święta l'ocz u Istok odrediwa... A kiedyśmy siedli W restauracji i przyniesiono olbrzymie Itingusty (jest taka jedna wyspa, na której nie ma wody. W morzu za to cztery źródła słodkiej wody biją. Tam miesz-t uńcy biorą wodę i koło tych kluczy z dna bijących roi się id langustów), kiedy postawiono flachę dzingacza, i postanowiłem przypomnieć asioriańskie czasy, mój towarzysz kazał sobie podać kawałek koziego sera. — Mieszkam tu od iat dziesięciu i żywię się byle czym. I dobrze się czuję. Istotnie, wygląda młodziej, bardziej rześko niż przed kil-t-unastu laty w Warszawie. Teraz schodzimy do łodzi drewnianej, zmurszałej, zielonej ze starości. Jedziemy mimo groty, w której ongiś fizyk Marino Getaldi, zwany Mago Betę robił doświadczenia z pniami greckimi. Przez nieostrożność kiedyś spalił prze-żdżającą barkę rybacką i ludność aż dotąd pono tę grotę iinija. Lądujemy na Locrum, wyspie, którą musiał widzieć i;oecklin. Jakoż dzieje jej sq tajemnicze. Osiedlili się na mój benedyktyni w XI stuleciu i władali wyspą bez prze-./kód do 1802 r. W tyrń roku nowinki rewolucji francuskiej ioszły i do Dalmacji. Kazano mnichom się wynosić. Benedyktyni urządzili wkoło wyspy pochód żałobny z czarnymi świecami trzymanymi płomieniem w dół. Rzucono na qwałcicieli najstraszliwszą pomstę. Na nich i na tych, co będą władali wyspą po wsze czasy. Klątwa działała.'W kilka lat zły los przyszedł na arystokrację dubrownicką, rzqdzqcq mikroskopijnq republiką przez tyle wieków, kłaniając się na dwie strony, to Wenecji, to rurkom, płacąc, okupując się i śląc okręty w świat po co-mz nowe złoto. Nad miastem zawisł fort dźwignięty z rozkazu Napoleona. Dumni oligarchowie zebrali się na półwyspie Lapud i ślubowali nie mieć potomstwa, by nie wzrastało na niewolników. Arystokracja dubrownicką wymarła i tak pomsta mnichów dosięgła krzywdzicieli w pierwszym pokoleniu. R1 Potem ktokolwiek bądź władał wyspą, popadał w nie szczęścia. Tak, że kiedy Dalmacja, po upadku Habsburgóv ostatnich władców Locrum, dostała się rządowi jugosło wiańskiemu, nie było amatora, ani człowieka, ani urzędt który by chciał objąć smutne dziedzictwo. Wreszcie udani się po rozum do głowy i oddano wyspę tym, których ) urok się nie chwyta — dzieciom. Na wyspie mieści sit wielki zakład ochroniarski i przedszkole. Po fantastycznycł zatoczkach, gdzie morze wbiega chyłkiem przez sobie wia. cłome groty i przełęcze i, zmieniając kolor, zasila śró spowe jeziorka — pluszcza się małe, wesolutkie, łeczkowane ciałka. Może, gdyby nie ta ponura procesja, snuliby się obecnie po wyspie wygalowani lokaje. Może by na niej umieszczono srodze strzeżoną fabrykę sprzętu wojennego, a może stałoby znudzone muzeum i skrzeczałby głos zawodowegj przewodnika. Może czarne świece sprzed lat uratowały ten dziecinny śmiech? Jeszcze jedno stwierdzenie, że w życiu na paletę powinniśmy kłaść farby najgęstsze. Bo tylko rrtdłych spraw nie rośnie nic. Klasztor, do którego mnie przywozi Rogowski, klasztorl będący jego domem, a zbudowany w X wieku przez bene-j dyktynów, jest pusty już od stu lat. Jest zarezerwowany jako miejsce na szpital w razie wybuchu epidemii. Cóż zo zabytki średniowiecznych ostrożności — z czasów, kiedy czarne powietrze wymarzało ludność pokotem. Na tych atawizmach na czysto zarabia polski kompozyj tor, bo miasto utrzymuje w klasztorze stróża i daje jakj toki remont. Za swoje misterium o św. Błażeju, patronie Dubrownika, otrzymał Rogowski dożywotni kąt. Wychodzimy wąskimi kamiennymi stopniami z morze , w ogród, pełen oliwek, cyprysów, agaw, chleba święlo-| jońskiego, fig. Ogarnia nas chłód wirydarzy. Zegar słoneczny na spatynowanej ścianie wskazuje uporczywie czas jak nieszkodliwy maniak. Czas z tego klasztoru odszedł. W prostokącie sklepionym, który jest celą mego gospo-J darzą, stoi wmurowany stół, a pod nim pięknie rżnięta! skrzynia stoczona przez robaki. W ścianie metrowej grubo-l ści okno — każda połówka złożona z ośmiu szkiełek; ongii| musiały być oprawione w ołów. Jakieś macedońskie pokrycia, jakieś arabskie stołki wyłaniają się z tych cieniów,] ••• których tym bardziej błękitnieje okno i morze, przegro-fine pinią, rosnącą tuż za szybami. Jeden fortepian mówi współczesności