Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard

Adam zostawił jej wiadomość, wyjaśniając, że przez cały dzień będzie w Nowym Orleanie i spotka się z nią dopiero następnego dnia. Przeprosił ją za sytuację z poprzedniego dnia i stwierdził, że porozmawiają o wszystkim później. Błagał, żeby więcej nie piła. Położył wiadomość na kontuarze w kuchni, tam gdzie musiała ją znaleźć. Potem wyszedł z domu i pojechał na lotnisko. Lot do Nowego Orleanu trwał pięćdziesiąt pięć minut. Adam popijał sok pomarańczowy, próbując usiąść tak, by nie bolały go zesztywniałe kości. Na podłodze pod drzwiami udało mu się przespać najwyżej trzy godziny, więc po- przysiągł sobie, że już nigdy więcej nie pójdzie na coś takiego. Lee sama przecież przyznała, że trzykrotnie rozpoczynała kurację odwykową. Jeśli wciąż nie mogła poradzić sobie z alkoholem, to on nie mógł nic jej pomóc. Postanowił, że zostanie w Memphis aż do końca tej smutnej sprawy, a jeśli jego ciotka nie będzie w stanie przestać pić, to cóż, wynajmie sobie pokój w hotelu. 305 20 - Komora Z trudem oderwał się od tych rozważań. Musiał skoncentrować się na kwestiach prawnych, a nie myśleć o linczach, fotografiach i koszmarnych opowieściach z przeszłości, o swojej drogiej ciotce alkoholiczce i jej problemach. Samolot wylądował w Nowym Orleanie i w jednej chwili problemy z koncentracją zniknęły. Przypomniał sobie rozpatrywane ostatnio przez Piąty Obwód i Sąd Najwyższy sprawy, w których orzeczono wyrok śmierci. Przed lotniskiem czekał na niego cadillac, wynajęty przez Darlene i opłacony przez Kravitz & Bane. Za kierownicą siedział człowiek w uniformie i kiedy Adam usadowił się wygodnie na tylnym fotelu, pomyślał, że praca w dużej firmie ma jednak swoje dobre strony. Nigdy wcześniej nie był w Nowym Orleanie, ale droga z lotniska nie wyróżniała się niczym szczególnym. Widział tylko samochody i zjazdy z autostrad. Skręcili w Poydras Street koło hali Superdome. Nagle znaleźli się w centrum. Kierowca wyjaśnił, że granica Dzielnicy Francuskiej leży zaledwie kilka ulic dalej, bardzo blisko hotelu, w którym miał się zatrzymać. Limuzyna stanęła na Camp Street i Adam wysiadł przed gmachem Sądu Apelacyjnego Piątego Obwodu. Była to robiąca spore wrażenie budowla z greckimi kolumnami i wysokimi schodami prowadzącymi do głównego wejścia. Znalazł biuro na parterze i zapytał o dżentelmena, z którym rozmawiał przez telefon, pana Feridaya. Pan Feriday okazał się miły i uprzejmy. Zarejestrował Adama i wyjaśnił mu niektóre z przepisów regulaminu wewnętrznego sądu. Zapytał, czy Adam chciałby przejść się po budynku. Dochodziło południe, prawie wszyscy udali się na lunch i był doskonały moment, by rozejrzeć się trochę dookoła. Ruszyli w stronę sal sądowych, mijając gabinety kolejnych sędziów. - W Piątym Obwodzie pracuje piętnastu sędziów - wyjaśnił pan Feriday, kiedy szli spokojnie po marmurowej podłodze. - Ich gabinety znajdują się w tym korytarzu. Trzy stanowiska są obecnie nie obsadzone, a sprawa nominacji utknęła w Waszyngtonie. - Korytarze były ciemne i ciche, jakby za szerokimi drewnianymi drzwiami pracowały w skupieniu potężne umysły. Zaprowadził Adama najpierw do Sali Ogólnej, wielkiego, onieśmielającego pomieszczenia z piętnastoma krzesłami ustawionymi w półokrąg. - Większość spraw przydziela się trzyosobowym składom sędziows- kim - wyjaśnił ściszonym głosem, jakby czuł respekt przed powagą sali. - Czasem jednak sąd zasiada w komplecie i wtedy używa się Sali Ogólnej. - Ławę sędziowską umieszczono na sporym podwyższeniu, tak że adwokaci musieli zadzierać głowę, kiedy wygłaszali swoje przemówienia. Sala wyłożona była marmurem i dębiną, w oknach wisiały ciężkie zasłony, a u sufitu ogromny kandelabr. Sala była elegancka, lecz nie krzykliwa; stara, lecz nienagannie utrzymana i kiedy Adam wodził wzrokiem po jej wnętrzu, poczuł ukłucie strachu. 306 - Wysoki Sąd bardzo rzadko zasiada w komplecie - wyjaśnił pan Feriday, jakby pouczał studenta pierwszego roku prawa, dodając zaraz z nieskrywaną dumą, że fundamentalne decyzje na temat praw człowieka z lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych zapadały właśnie w tej sali. Portrety zmarłych sędziów wisiały na ścianie za ławą