Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard

- Teraz musimy poczekać dodała, przytulając się do niej delikatnie. Anna również objęła ją swoimi ramionami i przez chwilę tak trwały w wodzie po pas. Wreszcie Anna pocałowała Ewę w usta. Trwało to krótko. Ewa wyglądała na trochę skrępowaną. - Nawet w łazience nie potrafimy się opanować - mruknęła wyłączając wciąż płynącą wodę. - Potem dziwimy się, że wygadują o nas różne rzeczy. - Jeszcze tylko dwa tygodnie - przypomniała Anna i zdecydowanie przyciągnęła ją do siebie, otaczając mocno ramionami. - Przestań się wreszcie wszystkiego wstydzić - dodała z mocno przesadzonym oburzeniem. - Niedługo wrócimy na Ziemię, a tam Sonorov nie da nam chwili spokoju. * * * Kampania wyborcza dobiegała właściwie końca. Do wyborów pozostało tylko dziesięć dni. Tymczasem Vir od trzech godzin dobijał się do niego, jakby chodziło o koniec świata. Billy Oconnor nie mógł sobie wyobrazić niczego na tyle ważnego, żeby przerwać swój cykl starannie zaplanowanych rozmów z najważniejszymi politykami. W czasie takich właśnie spotkań decydowały się sprawy ludzi i stanowisk. Niemniej jednak postanowił poświęcić Virowi dziesięć minut. - Bomba! - krzyknął od progu zdyszany Vir - Alicja uciekła z pałacu i od dwóch dni Boko nie jest w stanie jej znaleźć. - Co to znaczy uciekła? - zdziwił się Oconnor. - O ile wiem, nie była zatrzymana. - Oczywiście, ale Borisov nie wypuszczał jej z pałacu. - To zrozumiałe. - No i uciekła. Wytrzymała tylko przez miesiąc. Nikt nie wie w jaki sposób udało jej się dostać do stratu samego Alfreda Boko, który nieświadomie dowiózł ją do gmachu policji. Stamtąd wyszła najspokojniej w świecie za okazaniem prezydenckiego laissez pas - sez. - To nasz przyjaciel Boko ma teraz duże przykrości - stwierdził z zadowoleniem Oconnor. - Mamy więc spokój. - Dzięki temu w ogóle dowiedziałem się o całej sprawie. Była trzymana w najgłębszej tajemnicy. - Przecież muszą jej szukać. - Jak diabli! Trzystu specjalnych agentów nic innego nie robi od czterdziestu ośmiu godzin. Natomiast mundurowi nie zostali powiadomieni. Dlatego jest im tak trudno. Szukają jej w tajemnicy. - Niezbyt wielkiej jak widzę. - Zajęło mi to dwa dni. Ale wiem również dlaczego uciekła! Oconnor zrozumiał, że dopiero teraz dowie się właściwej tajemnicy. Vir nie był w stanie odmówić sobie maleńkiej satysfakcji. Czekał jednak w milczeniu. - Alicja jest w drodze do Peta, żeby uprzedzić go o spodziewanej próbie sabotażu Feniksa. - To mgliste. Znasz szczegóły? - zainteresował się niespodziewanie rzeczowo Oconnor. Docenił widać wagę tej informacji. - Mam jeszcze cztery minuty do następnego spotkania. Nie mogę go przełożyć. - Mój kontakt w policji wie tylko tyle. - Vir posmutniał. Stracił całą przyjemność zaskoczenia szefa. - Gdzie w tej chwili znajdują się mutanci? Dalej na Księżycu? - Prawie wszyscy. - ?!? - Pet z Anną często przylatują na Ziemię. Pozostali praktycznie nie wychodzą z Feniksa - pospiesznie tłumaczył Vir. - Czy Boko szuka małej na poważnie? - Nie rozumiem. - Czy naprawdę chce ją znaleźć? - Akcja ma najwyższy priorytet. Oficerowie, którzy pełnili służbę w czasie ucieczki zostali natychmiast aresztowani. Ich procesy odbyły się wczoraj. Alicja dwa razy próbowała dostać się do Kosmoportu. Za każdym razem napotykała na blokadę policyjną. - Trzeci raz nie spróbuje - zawyrokował Oconnor. - Postaraj się ją odszukać i gdzieś schować. - Na jak długo? - zapytał Vir, czując, że właśnie wdaje się w coś śmierdzącego. - Do odlotu Feniksa. Nie potrzebujemy żadnych dodatkowych komplikacji miłosnych. Wystarczy, że zmuszono ich do odlotu z Ziemi. Już to wywołuje w nich zbyt silne napięcia emocjonalne. Nie wiemy dokładnie jaka była rola Alicji w tym wszystkim Oconnor tłumaczył to wszystko z punktu widzenia dobrotliwego zwierzchnika Floty. Hans Vir nie był jednak aż tak głupi na jakiego wyglądał. Doskonale zdawał sobie sprawę z faktu, że jego przełożony zamierza po prostu pozwolić działać Borisovowi. Dobrzy mutanci, to mutanci martwi. - Tak jest - odparł krótko i skłonił się przyszłemu prezydentowi, który natychmiast wyszedł do sąsiedniego pokoju na spotkanie, którego nie mógł przełożyć