Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard

..? Mówiąc skrótami, nasi znów poszli w bój bez broni, zapominając zarówno o sile wschodniego hegemona, jak i o jego politycznej przebiegłości, sądząc, że uda się robić rachunek bez po jałtańskiego gospodarza (nawet nas starych, pesymistów i geo- polityków, przez chwilę skusili obrazem odrodzenia demokracji, kultury, swobodnej polityki, publicystyki, prawdomówności, tego wszystkiego, czego nie mieliśmy lat 55). Klęska przyszła nagle, a błyskawicznie, zaś pomysł posłużenia się socjalistyczną „juntą wojskową" jest w swoim rodzaju znakomity: pozwala on Ros- janom, w warunkach kompletnego rozkładu komunistycznego systemu rządów, jaki u nas nastąpił, rozprawić się zarówno z buntem społeczeństwa, jak z dysydentami i odszczepieńcami w szczątkach własnej partii, jak i wreszcie z ekipą Gierka, która dyletantyzmem i bezmyślnością przygotowała całą klapę. W dodat- ku można tłumaczyć światu, że to jest wewnętrzny polski pucz generalski, w razie niepowodzenia zaś zwalić wszystko na Jaruzelskiego i odciąć się od niego. Zaiste wielcy szachiści wymyślili tę sprawę! Zachód oczywiście nie ruszył się, ograniczając swą reakcję do symbolicznych, nieskutecznych sankcji, do propagandowych okrzyków świętego oburzenia, wreszcie do filantropijnej pomocy — 616 — materialnej. Że Zachód nie ruszy się w epoce atomowej, dającej z natury rzeczy przewagę państwu autokratycznie totalnemu nad krajami demokratycznymi — to było jasne. Przy okazji jednak doszło do kompromitującego i niebezpiecznego obnażenia demo- kratycznej niejednolitości wolnego świata. Rozdwojenie na neu- tralizującą się i „finlandyzującą" zachodnią Europę oraz skazaną na prowadzenie światowej, mocarstwowej polityki Amerykę zademonstrowano w całej krasie. Przy okazji przypomnę własny felieton Moje proroctwo („Kultura" Paryż, listopad 1977), gdzie dokładnie przedstawiłem dalekosiężne, na dziesiątki lat być może rozłożone działanie polityki rosyjskiej, mającej na celu wbicie klina pomiędzy interesy i taktykę Stanów Zjednoczonych a inte- resy i trwogę krajów Europy Zachodniej. Cierpliwa ta akcja trwa i ma sukcesy — dowodów nie brak. I jeszcze kompromitujące dziecinna była toczona tu i ówdzie dyskusja, czy zamach Jaruzelskiego jest formą zewnętrznej interwencji, czy też sprawą wewnętrznie polską. Czyż naprawdę ktoś na Zachodzie wierzy w to, że w krajach Układu Warszaws- kiego można używać armii „prywatnie" bez zgody rosyjskiego dowództwa, bez logistycznego i amunicyjnego wsparcia sowiec- kiego?! Wolne żarty! Po staremu więc zostaliśmy sam na sam z Wielkim Bratem. Co dalej robić? W paryskim „Le Matin" ukazał się artykuł anonimowego eksperta „Solidarności", który twierdzi, że pozostająca w pod- ziemnych działaniach młodzież związkowa rozpocznie powstańczą walkę w stylu desperados i nie przerwie jej aż do „całkowitego uwolnienia Polski". Czyli że sami pokonać mamy Związek Radziecki — coś w rodzaju Powstania Styczniowego. Mój Boże! I znowu stare rachunki. Przez Powstanie Listopadowe straciliśmy Królestwo Kongresowe — jedyną wówczas możliwą formę naszego bytu państwowego, jak między innymi uważał... Kościuszko. W rewolucji 1846 roku utraciliśmy symboliczną i zabawną, ale ostatnią namiastkę suwerenności, którą była... Rzeczpospolita Krakowska. W roku 1863 utraciliśmy resztki polskiej władzy i autonomii, wykrwawiliśmy najlepszą młodzież, - 617 —— paraliżując na dziesięciolecia narodowa aktywność. I oto dzisiaj ktoś nam znów proponuje podobną procedurę. Czyż naprawdę z tego narodowego fatum nie znajdzie się już wyjścia?! Niewątpliwe jest jednakże, że jeśli tak zwany „stan wojenny" będzie się w Polsce przedłużał, to przed zdesperowaną, przebu- dzoną w latach 1978—1981 patriotyczną polską młodzieżą nie zarysuje się inne wyjście niż straceńczy, powstańczy zryw. Bowiem przedłużający się „stan wojenny" grozi Polsce śmiertelnymi niebezpieczeństwami i katastrofą: rzekome lekarstwo może się tu okazać groźniejsze od samej choroby. Nie chodzi już nawet o sparaliżowanie wszystkich dziedzin duchowego i umysłowego życia narodu, zrealizowane przez wyeliminowanie najlepszych i oddanie myślącej czy piszącej Polski w pacht gromadzie służalców, fałszerzy, kłamców i obłudników. Chodzi o ogólną katastrofę gospodarczo-cywilizacyj na. Kryzys pogłębia się i musi pogłębiać: doświadczeni historią Huty Katowice, Portu Północnego czy Lubelskiego Zagłębia Węglowego ludzie stracili motywację do pracy i nie odzyskają jej, choćby nawet tu i ówdzie wojsko zmusiło górników do większego wydobycia węgla