Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard

- Nie miałeś dość czasu, by przeczytać całą księgę - zauważył książę elfów. - Jak mogłeś ją przetłumaczyć? - Nie zrobiłem tego - odrzekł z pewnym wahaniem Cadder-ly. - To znaczy... - Przerwał, by znaleźć właściwe słowa na wyjaśnienie tego, czego doświadczył, a także by uspokoić się nieco pod miażdżącym spojrzeniem Galladela. - Rozszyfrowałem znaczenie, konotacje prastarych runów - kontynuował. - Symbole nie są już dla mnie zagadkami. Wspólnie możemy przeczytać dzieło i sprawdzić, jakie kryje w sobie sekrety. Kilku elfów, w tym Elbereth i Shayleigh, wydawało się zaintrygowanych. Książę wstał i podszedł do Cadderly’ego. Jego srebrne oczy skrzyły się iskierkami nowej nadziei. - Cóż cennego spodziewasz się znaleźć na tych stronicach? - spytał ostro Galladel, a jego gniewny ton sprawił, iż Elbereth zatrzymał się w pół kroku. Na twarzy Cadderly’ego pojawił się wyraz zakłopotania, młody uczeń bowiem z całą pewnością nie spodziewał się takiej reakcji. - Przynosisz nam złudną nadzieję - ciągnął król elfów, nadal zagniewany. - Jest jeszcze coś - zaoponował Cadderly. - W księdze tej wyczytałem o sposobie, w jaki król Dellanil Quil’quien obudził drzewa w Shilmiście, i jak te drzewa zniszczyły atakujące puszczę oddziały goblinów! - Ponieważ porównanie z ich obecną krytyczną sytuacją było oczywiste, oczekiwał, iż ta informacja natchnie wszystkich radością i ożywieniem. Galladel wydawał się jednak jeszcze mniej poruszony niż dotychczas. - Nie powiedziałeś nam nic, czego byśmy nie wiedzieli! - uciął król elfów. - Uważasz, że nikt spośród nas nie czytał księgi Dellanila? - Sądziłem, że runy są stare i nikt już nie potrafi ich odczytać - wykrztusił Cadderly. Danica położyła dłoń na jego ramieniu, a on z radością przyjął tę gorąco oczekiwaną oznakę wsparcia. - Teraz tak - odrzekł Galladel - ale ja również czytałem tę księgę, wiele stuleci temu, kiedy te runy nie były jeszcze elfom obce. Nadal mógłbym je odczytać, gdybym naprawdę tego chciał, no i dysponował odpowiednią ilością czasu. - Chyba nie myślałeś o obudzeniu drzew? - spytał Elbereth z niedowierzaniem, zwracając się do ojca. Galladel prześwidrował wzrokiem swego niepokornego, im-pertynenckiego syna. - Mówisz o tym tak, jakby to było proste magiczne zaklęcie. - To nie jest zaklęcie - wtrącił Cadderly - lecz przywołanie mające obudzić moce puszczy. - Moce, których już nie ma - dodał Galladel. - Skąd możesz... - zaczął Elbereth, ale Galladel nie pozwolił mu dokończyć. - To nie jest pierwsza wojna, która dociera do Shilmisty od czasu, gdy zacząłem sprawować rządy - wyjaśnił. Nagle wydał się stary i bezbronny, jego oblicze było blade i wymizerowane. - I podobnie jak ty czytałem o bitwie Dellanila - zwrócił się z gorzkim uśmiechem do Cadderly’ego. - Tak jak ciebie wydarzenie to natchnęło mnie nadzieją i wiarą w magię Shilmisty. Ale drzewa nie przybyły na moje wezwanie - ciągnął król elfów, a dwa stare elfy siedzące u jego boku pokiwały potakująco głowami. - Ani jedno. Wiele elfów poległo, odpierając najeźdźców, obawiam się, że więcej, niż powinno, podczas gdy ich król był zbyt zajęty, by wziąć udział w walce. Cadderly miał wrażenie, że ramiona starego elfa obwisły jeszcze bardziej, kiedy powracał pamięcią do tamtych tragicznych chwil. - To przywołanie z innej epoki - rzekł Galladel, a w jego głosie znów zabrzmiała stanowczość - z epoki kiedy drzewa były wrażliwymi, czującymi strażnikami Shilmisty. - Ale już nie są? - ośmieliła się wtrącić Shayleigh. - Hammadeen mówiła mi, że słyszy ich ostrzegawczą pieśń. - Hammadeen jest driadą - wyjaśnił Galladel - dużo bardziej zharmonizowaną z przyrodą niż jakikolwiek elf. Usłyszałaby ostrzegawczą pieśń każdej rośliny w dowolnie wybranym zakątku świata. Nie pozwólcie, by jej tajemnicze słowa natchnęły was fałszywą nadzieją. - Mamy kilka możliwości do wyboru - upomniał swego ojca Elbereth. - Przywołanie nie zadziała - rzekł z naciskiem Galladel, a ton jego głosu wyraźnie wskazywał, iż uważa rozmowę za zakończoną