Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard
- Umiesz jeździć konno? Miałeś kiedykolwiek oszczep w ręku? Może pracowałeś z końmi? Nie, pewnie, że nie - sierżant machnął na następnego w szeregu. - Ale, panie.. - zaczął desperacko Alain. Czyż nie przyrzeczono mu studiowania sztuki wojennej? - Idź, idź! Nie mamy czasu szkolić nowych rekrutów na żołnierzy, nie teraz. Hrabia Lavastine już wyruszył polować na Eików, a my za dwadzieścia dni wyruszamy z drugim oddziałem. Do następnej grupy, chłopcze, nie marnuj mojego czasu. Zawstydzony Alain wycofał się do drugiej linii, w której stali mężczyźni, kobiety, chłopcy w jego wieku i dziewczęta, prawdziwa ludzka menażeria. Chwilę później znalazł się przed obliczem kasztelanki Dhoudy. Zadała kilka pytań. Nie słyszał swych odpowiedzi. Choć jej włosy okrywał czysty lniany welon, niesforne rude pukle wymykały się spod niego i wiły na czole i przy uszach. - Co za akcent! - rzekła do młodego kleryka w prostym brązowym habicie fratra, który siedział obok niej i spisywał listę dla hrabiego. - Cóż, chłopcze, przydasz się Rodlinowi w stajniach. Kto następny? - Ale brat Gilles uczył mnie liter. Umiem je wszystkie ładnie zapisać. Frater spojrzał na niego z zainteresowaniem. Miał ostry jastrzębi wzrok. - Umiesz czytać? - spytał. - Nie... nie umiem, ale jestem pewien, że mógłbym pomagać klerykom. Umiem liczyć... - ale frater już spojrzał w bok, na następnego kandydata. Alain desperacko odwrócił się do Dhoudy. Nic nie szło tak, jak sobie wymarzył. - Na pewno pamiętacie, że moja ciotka Bel powiedziała, że miano mnie przyjąć jako... - Ruszaj! - usłyszał. Młoda kobieta zrobiła krok, aby zająć jego miejsce, i Alain nie miał wyboru: musiał podporządkować się rozkazom. Znalazł stajnie i dostał pracę, jakiej podołałby byle idiota: wypróżnianie taczek z nawozem. Jego jedynym towarzyszem był głupek zwany Półgłówkiem, chłopak w jego wieku, który był chudy jak szczapa, miał krzywe nogi i niekształtną szczękę: nie potrafił sklecić nawet jednego słowa. Był rozkojarzony i równie chętnie gapił się na chmury czy głaskał osła, co pracował, ale Alain nie potrafił się na biedaka złościć. - Widzę, że dobrze ci się układa z naszym Półgłówkiem - powiedział pan Rodlin wieczorem po szybkiej kolacji złożonej z chleba, sera i cebuli. - Możesz z nim zamieszkać na stryszku. Pilnuj, żeby nowi mu za bardzo nie dokuczali. Jest nieszkodliwy, a zwierzęta mu ufają, bo pewnie wiedzą, że ma tyle rozumu co one. Półgłówek wydał z siebie dziwny odgłos i podniósł z klepiska stajni okruszki. Z tym skarbem wybiegł na dwór i stanął, otwierając dłonie i kołysząc się nerwowo. Rodlin zaburczał z litością. - Myśli, że przylecą ptaki i będą mu jeść z ręki - powiedział. - Diakonisa Waldrada rzekła, że obowiązkiem dobrych daisanitów jest chronić słabszych. A chłopak się tu urodził, przy forcie. Jego matka zmarła przy porodzie, a dla dziecka byłoby lepiej, gdyby też zmarło, biedne durne stworzenie. - Ja się tu urodziłem - rzekł Alain. - Znaczy, w zamku Lavas. Rodlin spojrzał na niego cieplej. - Kim była twoja matka? Alain zaczerwienił się. - Nie wiem. - Ach - rzekł Rodlin ze zrozumieniem. - Przygarnięto cię? W takim mieście jak to zawsze trafi się jedna czy dwie kobiety, które nie wiedzą, czyje dziecko urodziły, więc je oddają. - Nie oddała mnie. Umarła przy porodzie. - Nie miała krewnych? A twój ojciec? Alain zwiesił głowę, widząc, że ciekawość zmienia się na twarzy Rodlina w wąski uśmieszek: oto został uznany za niechcianego bękarta jakiejś dziwki. - Idź - mruknął stajenny. - Dasz sobie tu radę. Ale nie wchodź do bud. - Ale tam nie ma psów. - Ale będą, jak wróci hrabia Lavastine. Zabiłyby cię w mgnieniu oka. Nie zapominaj o tym i dla własnego dobra trzymaj się z daleka. Popatrz na tę bliznę - wskazał na poszarpaną szramę, która biegła od ucha do ramienia. - Nieźle mi przyłożyły. Nie zbliżaj się, a będziesz bezpieczny. - Dlaczego hrabia trzyma takie wredne bestie? - zapytał Alain, ale Rodlin już odszedł, zajęty ważniejszymi sprawami niż pogawędka z osieroconym chłopcem stajennym. Półgłówek wszedł do środka z okruszkami w dłoni i rozpaczą na twarzy. Alain kichnął i otarł pył z warg